REKLAMA
Klasyka ma swoją wartość i warto ją pielęgnować. Problem w tym, iż wielu obrońców niezmiennej listy lektur nie dostrzega, iż młodzież żyje dziś w zupełnie innej rzeczywistości, ma słabsze kompetencje językowe i w praktyce nie czyta klasycznych dzieł.Od lat wygląda to tak samo - uczniowie sięgają po streszczenia, oglądają omówienia czy uczą się gotowych odpowiedzi na pamięć. Kontakt ucznia z samym tekstem zanika.I choć na lekcji jest przestrzeń, by ten kontakt budować, to przeładowana lista lektur sprawia, iż poloniści nie mają wystarczająco czasu, aby prowadzić uczniów przez proces uważnej lektury, uczyć ich interpretacji i pokazywać, jak dostrzegać wartości estetyczne i znaczeniowe dzieła.Trudne zadanie.Dlatego apelujemy o zmianę listy obowiązkowych lektur i o wprowadzenie większej przestrzeni na "czytanie dla przyjemności", zgodnie z koncepcją, iż literatura powinna dawać euforia i rozwijać wyobraźnię.Jednocześnie nie mam wątpliwości, iż warto sięgać po klasykę – teksty, które niosą ważne wartości i pytania egzystencjalne. Jak podkreśla prof. Ryszard Koziołek, klasyka uczy nas rozumienia świata i samych siebie, pozwala uczestniczyć w rozmowie, która toczy się od pokoleń.
"Balladyna" czy "Zemsta" są dla dzieci drukowane od razu ze szczegółowym streszczeniem, planem wydarzeń, wyjaśnieniem, o co w książce w ogóle chodzi. I ze słowniczkiem co znaczą słowa, bo z każdym kolejnym pokoleniem język z pierwszej połowy XIX w. jest coraz mniej zrozumiały. Takie czytanie ma sens?Tylko wtedy, gdy staje się punktem wyjścia do rozmowy. Sama obecność streszczenia czy słowniczka nie zastąpi kontaktu z literaturą - może co najwyżej pełnić funkcję pomocniczą.Szkoła powinna uczyć uważnej lektury i interpretacji, a nie redukować obcowanie z dziełem do gotowych opracowań. W przeciwnym razie dzieci nie uczą się doświadczać tekstu, ale tylko reprodukować informacje o nim.
'Rozbudowana, sztywna lista obowiązkowych tytułów odbiera polonistkom i polonistom możliwość elastycznego wyboru tekstów i dopasowania ich do wieku czy gotowości uczniów' Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl
Nie wszystkie lektury oparły się też próbie czasu. "W pustyni i w puszczy" Sienkiewicza czytają dzieci w piątej klasie. A to przecież książka pełna rasizmu i seksizmu. Kiedy moje dziecko czytało "W pustyni i w puszczy", dziwiło się, iż Staś uważa Nel za głupszą. I pytało, o co chodzi w zdaniu: "Murzyni, póki mahometanizm nie wypełni ich dusz nienawiścią do niewiernych i okrucieństwem, są raczej bojaźliwi i łagodni".Myślę, iż żaden dobry polonista nie pozostawi "W pustyni i w puszczy" bez krytycznego komentarza. Ta książka wymaga refleksyjnego czytania, które pozwala ujawnić zawarte w niej stereotypy i uprzedzenia.
Na lekcjach powinna stać się impulsem do rozmowy o tolerancji, równości i zmianach społecznej wrażliwości.Uczniowie - choćby bardzo młodzi - doskonale dostrzegają, iż Staś traktuje Nel w sposób protekcjonalny, a Afrykanie są przedstawieni z wyraźną wyższością. To dla nich często szokujące, a zarazem nieakceptowalne.I właśnie w tym tkwi wartość takiej lektury: pokazuje, jak zmienia się mentalność i jak daleko współczesny świat odszedł od hierarchii i podziałów, które kiedyś były czymś oczywistym. Rozmawiając o tym z uczniami i uczennicami, możemy uczyć ich, iż literatura jest nie tylko świadectwem epoki, ale też lustrem, w którym odbija się ewolucja naszej świadomości.Trzeba też się nieźle nagimnastykować, żeby np. wytłumaczyć dzieciom, o co chodzi w zdaniu: "Mea mieć czarną skórę i czarny mózg, a Kali jest donkey". Mam wątpliwości, czy to jest w ogóle potrzebne, aby analizować z dziećmi na lekcjach w 5. klasie literaturę kolonialną.Rozumiem te wątpliwości. Dla wielu dorosłych Sienkiewicz, mimo całej krytyki, wciąż ma w sobie ogromny magnetyzm. To on jest najpopularniejszym polskim pisarzem, który potrafił tworzyć narracje porywające czytelników, budować napięcie i emocje.Jednak dla dzieci z podstawówki, które nie mają jeszcze wyćwiczonej kompetencji czytelniczej, kontakt z jego powieściami bywa przytłaczający. Zamiast zachęcać, często zniechęca do czytania w ogóle.
Sporo na tym tracą.Owszem, bo zwykle nie są wystarczająco przygotowane do takiej lektury. Wiemy z badań PISA, iż czytanie dla przyjemności ma większy wpływ na sukces edukacyjny niż pochodzenie społeczne. Dzieci, które chętnie czytają, lepiej radzą sobie na kolejnych etapach edukacji niż te, które w ogóle nie sięgają po książki.Tymczasem w Polsce ok. 35 proc. domów nie ma żadnych książek, a z badań Biblioteki Narodowej wynika, iż ponad 60 proc. Polaków nie czyta ani jednej książki rocznie.Dla wielu uczniów szkolne lektury są jedynym kontaktem z literaturą. Niestety, jawią się im jako teksty trudne, niezrozumiałe i zupełnie niepowiązane z ich światem.Dlatego powinniśmy w szkole dbać o obie perspektywy: z jednej strony o kontakt z klasyką, który wprowadza w polską i europejską tradycję, a z drugiej o uczenie dzieci czytania dla przyjemności. Aż osiem z 10 kompetencji przyszłości wspiera regularne czytanie - takie jak rozwiązywanie problemów, krytyczne myślenie czy umiejętność współpracy. Dlatego tak ważne jest, by dzieci polubiły czytanie i miały w szkole przestrzeń na literaturę, która je wciąga, porusza i inspiruje.Powiedzmy to otwarcie, czytanie lektur kojarzy się dzieciom z mordęgą.Bardzo wielu tak. Dobór książek w podstawie programowej podporządkowany jest przede wszystkim kształtowaniu tożsamości narodowej i patriotycznej.
Sam cel jest zrozumiały, ale sposób jego realizacji budzi wątpliwości. Rozbudowana, sztywna lista obowiązkowych tytułów odbiera polonistkom i polonistom możliwość elastycznego wyboru tekstów i dopasowania ich do wieku czy gotowości uczniów.W większości państw europejskich zamiast zamkniętej listy lektur funkcjonuje zestaw zagadnień, które mają być omówione na lekcjach - takich jak przyjaźń, władza czy ojczyzna. Nauczyciel sam decyduje, które utwory omówi z uczniami. Wynika to z zaufania do jego/jej kompetencji i przekonania, iż wybierze książki wartościowe i odpowiednie.U nas nauczycielom i nauczycielkom się nie ufa. Mają realizować odgórnie narzucony kanon lektur.Lista lektur nie tylko wskazuje konkretne nazwiska i tytuły, ale także grupuje je w obrębie etapów edukacyjnych. Oznacza to, iż nauczyciel nie ma możliwości przesunięcia niektórych dzieł na później czy wprowadzenia ich wcześniej - musi zrealizować całość w przewidzianym cyklu ze względu na egzaminy.W efekcie uczniowie spotykają się z Mickiewiczem, Sienkiewiczem czy Słowackim często zanim są na to przygotowani. Zamiast otwierać literaturę, szkoła bywa więc miejscem, które do niej zniechęca.Literatura współczesna pojawia się w naszych szkołach podstawowych pod koniec ósmej klasy. Wcześniej dzieci całą podstawówkę "przerabiają" bardzo wiele tekstów dawnych.Na pewno klasyka jest ważna. To teksty, które wprowadzają nas w tradycję, uczą języka symboli i pozwalają uczestniczyć w rozmowie, jaka toczy się od pokoleń. Ale kluczowa jest proporcja. Obok dzieł dawnych, potrzebujemy w szkole takich książek, które poruszają problemy bliskie dzieciom i młodzieży, towarzyszą im w rozwoju i budują więź z literaturą.
Tymczasem lista lektur jest przeładowana. W starszych klasach szkoły podstawowej uczniowie muszą mierzyć się z "Zemstą" Aleksandra Fredry, napisaną językiem coraz mniej zrozumiałym dla kolejnych pokoleń. W efekcie zamiast doświadczać przyjemności czytania, często czują zmęczenie i zniechęcenie.Największym problemem jest właśnie nadmiar tytułów. Poloniści, choćby najbardziej zaangażowani, muszą gonić z materiałem.I w tej pogoni rodzi się fikcja: uczniowie "zaliczają" lektury, a nauczyciele sprawdzają ich znajomość i stawiają oceny.Tracimy to, co najcenniejsze - prawdziwe spotkanie z tekstem, które mogłoby być początkiem rozmowy, refleksji i odkrywania literatury jako źródła sensu.Słyszałam, jak dzieci między sobą mówią o tym, iż "Quo vadis" jest tak nużący, iż nie da się tej książki w całości choćby na audiobooku przesłuchać. Zbyt rozległe opisy i archaiczny język zniechęca i nudzi.To też nie może być tak, iż powinniśmy sięgać tylko do literatury łatwej i przyjemnej. choćby ta trudna, odpowiednio przekazana, potrafi dzieci zafascynować.
Samodzielna lektura "Chłopów" Reymonta jest dla uczniów bardzo trudna. Archaiczny język, gęsta symbolika i opisowość sprawiają, iż młodzież gwałtownie się zniechęca.Ale kiedy na lekcji pracowałam z nimi nad fragmentami tekstu - analizując metafory, symbole i sposób przedstawiania świata - zaczynali dostrzegać artyzm utworu. Zdarzało się, iż po takim wspólnym odczytaniu mówili: "Chłopi są mega". To pokazuje, jak wiele zależy od formy pracy z tekstem.Nie możemy też zapominać, iż czytanie jest podstawą dla rozwijania kompetencji przyszłości.Badania PISA wyraźnie wskazują, iż wspiera aż osiem z dziesięciu najważniejszych: od krytycznego myślenia, przez rozwiązywanie problemów, po umiejętność współpracy.Żeby uczyć się formułowania precyzyjnych pytań, budowania logicznych argumentów czy skutecznego komunikowania się, trzeba najpierw dobrze znać język. A znajomość języka bierze się właśnie z lektury i obycia z tekstami.
A często jest niestety tak, iż młodzi nie bardzo wiedzą, jak logicznie zadać pytanie sztucznej inteligencji.To prawda. Dziś kluczowa jest umiejętność zadawania pytań. Wiedza jest na wyciągnięcie ręki, ale żyjemy w czasach iluzji wiedzy. Wydaje nam się, iż wszystko wiemy, bo możemy gwałtownie sprawdzić w internecie. Tymczasem trzeba umieć precyzyjnie formułować pytania, by rzeczywiście dotrzeć do informacji, które mają sens.Rolą nauczyciela jest tego uczyć: pobudzać ciekawość, uczyć stawiania pytań, które otwierają rozmowę i refleksję, a nie wymagać mechanicznego zapamiętywania odpowiedzi.Jednym ze sposobów wzbogacania języka i budowania tej kompetencji jest dziś niedoceniana nauka tekstów literackich na pamięć. To uwrażliwia, rozwija pamięć językową, pomaga rozumieć sensy i daje materiał, do którego można wracać.Nie widzę tego entuzjazmu wśród dzieci. Mają nietęgie miny, kiedy wracają do domu i mówią, iż muszą nauczyć się na pamięć wierszowanej bajki Mickiewicza "Przyjaciele".Od wielu lat słyszę krytyczne głosy, iż straszne polonistki każą dzieciom uczyć się wierszy na pamięć. Pada argument: po co, skoro wszystko jest w internecie. Ale proszę zobaczyć, jak dziś wygląda codzienna komunikacja - krótkie, zdawkowe SMS-y, pisane skrótami.Głosówki dzieci sobie nagrywają. Dorośli zresztą też.Oczywiście, dlatego uczenie się fragmentów poezji czy prozy na pamięć ma ogromną wartość. Zostaje coś w głowie: słowa, rytm, obrazy. Dzięki temu potrafimy kojarzyć, a w rozmowie możemy sięgnąć po piękny fragment, przywołać trafne określenie.
Nie sposób posłużyć się znakomitym cytatem, jeżeli się go nie pamięta. Uważam, iż nie powinniśmy oszczędzać dzieci od tego, co szlachetne i piękne.Edukacja nie powinna polegać na upraszczaniu wszystkiego, ale na uczeniu wrażliwości i dostrzegania wartości, które niesie literatura.
'Uczniowie spotykają się z Mickiewiczem, Sienkiewiczem czy Słowackim często zanim są na to przygotowani. Zamiast otwierać literaturę, szkoła bywa więc miejscem, które do niej zniechęca' Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl
Ale coś powinno się zmienić w szkolnych lekturach, jeżeli zależy nam na tym, aby dzieci czytały nie z przymusu, ale dla siebie?Potrzebna jest równowaga. Obok klasyki, która buduje nasze kulturowe zakorzenienie, musi być też miejsce na książki bliskie doświadczeniu dzieci i młodzieży.Czytanie w szkole nie powinno kojarzyć się wyłącznie z obowiązkiem i oceną. Ma uczyć empatii, rozwijać język, pobudzać kreatywność i pokazywać, iż literatura może być źródłem przyjemności, a nie tylko szkolnym zadaniem.
Wie pani, jak dzieci w siódmej klasie czytają "Zemstę"?Proszę powiedzieć.Zaglądają do książki, zaczynają czytać, ale gwałtownie orientują się, iż nie rozumieją tekstu. Żeby nie tracić czasu, sięgają po opracowanie albo szukają wideo, na którym ktoś streszcza "Zemstę" i podpowiada, jak zdać test z lektury. Efekt jest taki, iż dzieci, które rzeczywiście przeczytały książkę i poznały styl Fredry, często wypadają gorzej na teście niż te, które dzień wcześniej nauczyły się na pamięć, jak nazywa się szabla Papkina.I to jest ogromny problem naszego systemu. Zamiast rozmowy o literaturze mamy absurdalne kartkówki z pytaniami w rodzaju: "Na które oko był ślepy pies Rzeckiego?".Dziecko, które przeczytało lekturę i próbowało zrozumieć jej kontekst historyczny, otrzymuje gorszą ocenę niż ktoś, kto obejrzał filmik w internecie, gdzie youtuber nie najlepszą polszczyzną tłumaczy: "Kochani, a teraz pomogę wam zdać test z lektury, oto co musicie wiedzieć".W ten sposób uczeń uczy się mechanicznie tego, co trzeba "zaliczyć", nie mając żadnego kontaktu z tekstem i choćby nie wiedząc, iż "Zemsta" została napisana wierszem.
To można nazwać sprytem.Albo cwaniactwem. Ambitne dzieci, które czytają lektury ze zrozumieniem, mają poczucie klęski i wielkiej frustracji - bo ich wysiłek nie został nagrodzony.Gdybym miała dzisiaj przeczytać "Lalkę", kilkaset stron, to wiem, iż po kilku dniach zapomniałabym połowę informacji z powieści. I pewnie na szczegółowym teście z lektury, pomimo tego, iż książkę przeczytałam, poległabym. Współczuję uczniom i uczennicom, iż nie mogą czytać lektur dla przyjemności.Tym bardziej, iż zapominanie szczegółowych informacji z książek jest procesem całkowicie naturalnym.Przepytywanie uczniów ze szczegółów lektury odbiera euforia czytania i zamienia literaturę w zestaw haseł do odtworzenia.Kiedy młody człowiek czyta powieść ze świadomością, iż później zostanie rozliczony z detali niczym w krzyżówce, to nie jest już lektura – coś istotnego zostaje im w ten sposób odebrane.Licealiści na kartkówce mają wymienić cechy Wokulskiego jako bohatera pozytywistycznego. jeżeli nie podadzą wszystkich, z dziewięciu możliwych punktów zostają im trzy. A przecież nie o to chodzi, by redukować dzieło do listy cech, ale by spróbować zrozumieć bohatera i świat, w którym żyje.Na egzaminach ośmioklasisty i na maturze znajomość lektury też jest sprawdzana kluczem. Wystarczy wkuć dobrze opracowania i robić pod klucz, czyli opracować np. motywy władzy, przemijania, miłości, itd.Potocznie mówi się, iż w szkołach lektur się nie omawia, ale "przerabia". W praktyce wygląda to tak, iż uczniowie uczą się schematów i odtwórczych odpowiedzi, zamiast doświadczać prawdziwej rozmowy o literaturze.Jesteśmy bardzo blisko gombrowiczowskiej, groteskowej sceny lekcji polskiego, w której uczniowie dowiadują się, iż "Słowacki wielkim poetą był" i nie mają już pytać ani dyskutować, tylko zapisać i zapamiętać.
'Klasyka jest ważna. To teksty, które wprowadzają nas w tradycję, uczą języka symboli i pozwalają uczestniczyć w rozmowie, jaka toczy się od pokoleń' Fot. Paweł Kozioł / Agencja Wyborcza.pl
Wierzę, iż jednak nie na wszystkich lekcjach tak się dzieje.Nie brakuje nam znakomitych polonistek i polonistów. Potrafią analizować teksty z uczniami w sposób wciągający, wprowadzają elementy dyskusji, organizują różne formy pracy – od debat po lapbooki.Zdarza się, iż uczniowie po lekcji o "Glorii victis" wychodzą poruszeni, a choćby ze łzami w oczach. To nauczyciele, którzy wraz z uczniami wkładają wysiłek w to, by literaturę nie tylko przeczytać, ale też zrozumieć i przeżyć - i mają z tego prawdziwą satysfakcję.Znam wielu polonistów, którzy potrafią rozkochać dzieci w czytaniu. Często powtarzamy, iż Mickiewicz jest dla młodych trudny i niezrozumiały, a jednak sama byłam świadkiem na egzaminach, kiedy uczniowie z autentycznym zachwytem mówili o jego poezji.To co się tak dzieciom podoba w naszym wieszczu?Doceniają niezwykły język Mickiewicza, jego obrazowość i siłę kreacji postaci. Potrafił pisać tak, iż rytm i plastyczność słowa wciąż działają na wyobraźnię. Dzieci, jeżeli tylko mają przestrzeń do uważnej lektury, dostrzegają ten artyzm i potrafią się nim zachwycić.
Czyli cała nadzieja w polonistach i w polonistkach. Że choćby z mocno zmurszałą listą lektur, zrobią coś, aby zainteresować dzieci książkami.Próbują, ale ich wysiłki nie zawsze znajdują uznanie. Forma egzaminu determinuje sposób pracy z literaturą. Nie ma zbyt wiele miejsca na twórcze odczytania. Często praca sprowadza się do określonego schematu. Dzieci nie pyta się o ich zdanie ani o własne refleksje.Niejednokrotnie słyszałam od polonistów, iż gdy wprowadzali do programu dodatkową, wybraną wspólnie z uczniami książkę, rodzice reagowali z niepokojem. Prosili, by "nie zaprzątać dzieciom głowy lekturami, które nie pojawią się na egzaminie", bo - jak mówili - szkoła powinna przygotować je przede wszystkim do testu.Podczas wakacji Ministerstwo Edukacji zapowiadało wielkie zmiany w lekturach od 2026 r. Lista tych obowiązkowych miała zostać skrócona i unowocześniona. Był pomysł, aby na lekcjach polskiego kłaść większy nacisk na praktyczne umiejętności komunikacyjne. Ale już na początku września, dowiedzieliśmy się, iż wszystko zostaje jednak po staremu.Mam nadzieję, iż propozycja zmiana podstawy programowej przygotowana przez zespół z Instytutu Badań Edukacyjnych, po konsultacjach, zostanie ostatecznie przyjęta, bo to bardzo rozsądny kierunek.Jeśli jednak nic się nie zmieni, przez cały czas będziemy żyli w iluzji: każemy młodzieży czytać wielkie dzieła, a nie będziemy mieli czasu, aby je z nimi naprawdę omówić. W pamięci zostaną im wtedy jedynie frazesy, a o wielkiej literaturze opowiedzą im youtuberzy albo aplikacje.Szkoda.Literatura nas kształtuje, rozwija empatię, uczy rozumienia siebie i świata. Maturę nazywamy egzaminem dojrzałości właśnie dlatego, iż to czas, w którym człowiek stawia sobie najważniejsze pytania o sens życia, o swoją tożsamość, o miejsce w świecie.
Odpowiedzi na te pytania kryją się w wielkiej literaturze. Ale żeby je odnaleźć, trzeba odejść od praktyki "zaliczania" lektur i przejść do prawdziwego doświadczenia czytania. Do rozmowy, refleksji, przeżycia. Tylko wtedy literatura spełni swoją rolę.Edyta Plich: polonistka, dyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży (TIM), prezeska Fundacji Wspierania Młodzieży w Nauce "Edico". Wieloletnia dyrektorka jednego z warszawskich gimnazjów i liceów. Współtwórczyni projektu Alternatywna Lista Lektur. Alternatywna Lista Lektur jest projektem dynamicznym, otwartym, stale uzupełnianym o wartościowe i sprawdzone tytuły, których znajomość ułatwia odnalezienie się w dzisiejszym świecie.TIM zrzesza specjaliści i pasjonatów nauczania, którzy od lat przygotowują dzieci do egzaminu ósmoklasisty, matury oraz konkursów i olimpiad.
Powinno cię również zainteresować: Pasek, szóstki, wolontariat, konkursy. Wystarczyło do wymarzonego liceum?