Na jakie tytuły czekamy podczas Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków? | Edycja stacjonarna | Zestawienie

filmawka.pl 1 miesiąc temu

Festiwal Filmów Azjatyckich Pięć Smaków od lat udowadnia, iż azjatyckie kino nie daje się zamknąć w prostych kategoriach. To miejsce, gdzie blockbuster może sąsiadować z eksperymentalnym dramatem, a kampowy musical z filozoficzną przypowieścią z Himalajów. W tegorocznym programie ponownie znajdziemy filmy, które nie tylko poszerzają granice filmowej wyobraźni, ale też stawiają trudne pytania o współczesność – o świat pracy, technologii, duchowości czy przemysłu rozrywki.

Poniżej znajdziecie subiektywny przegląd tytułów, które szczególnie przykuły naszą uwagę – od tajlandzkiego studium korporacyjnego absurdu, przez psychodeliczne japońskie musicale, po refleksyjne podróże w głąb nepalskich gór. Różnią się gatunkiem, tonem i tempem, ale wszystkie łączy to, iż mają coś ważnego do powiedzenia o ludziach i czasie, w którym żyjemy.


Zasób ludzki, reż. Nawapol Thamrongrattanarit

fot. „Zasób ludzki” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Nawapol Thamrongrattanarit to jedna z gwiazd Pięciu Smaków, wielokrotny bywalec i laureat nagród na warszawskim festiwalu kina Azji Wschodniej. Kiedy przy okazji premiery jego Za szybkich, za czułych rozmawiałem z reżyserem, mówił, iż każdy kolejny jego film dotykał kwestii, które go na obecnym etapie życia nurtowały. Jego najnowsza produkcja to prawdopodobnie tytuł najpoważniejszy z jego całej filmografii. Stojący dość daleko od rozrywkowego blockbustera o szybkim układaniu kubków. Zasób ludzki poświęcony jest nadużyciom w wielkich firmach. Mobbingowi, na który z góry nie tylko idzie przyzwolenie, ale też staje się nieodłączną częścią korporacyjnej kultury.

To nie pierwszy raz, gdy Nawapol podejmuje ten temat. W swoim rewelacyjnym Ataku serca – również pokazywanym na tegorocznych Pięciu Smakach – w dynamiczny sposób ukazywał kulturę „zapieprzania” w świecie freelancerów. Double feature tych tytułów może być jednym z najlepszych zestawień w tym roku – każdy film Tajlandczyka ma bowiem do zaoferowania zarówno atrakcyjną formę audiowizualną, jak i unikalne spostrzeżenia na temat życia dzisiejszej klasy średniej. Aktualne tak samo w jego ojczyźnie, jak i nad Wisłą.

Wiktor Małolepszy


Stardust brothers, reż. Makoto Tezuka

fot. „Stardust Brothers” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Od pewnego czasu nieodłączną część festiwalowego programu stanowią produkcje nietuzinkowe – nieodkryte perełki, balansujące na granicy eksploatacji, campu i kiczu, a zarazem gwarantujące jedyne w swoim rodzaju doświadczenie kinowe. W ten sposób wspominam zeszłoroczny seans Legendy syreny, natomiast w tym roku podobnych emocji spodziewam się po Stardust Brothers (1985), prezentowanych w ramach sekcji Japan 80s. Film Makoto Tezuki to opowieść o muzycznej karierze dwóch dawnych wrogów, którzy jako tytułowy duet Stardust Brothers wspólnie wyruszają na podbój j-popowego półświatka.

Ta barwna satyra na japoński przemysł rozrywkowy ery bubble to prawdziwa gatunkowa mieszanka, w której znajdziemy absolutnie wszystko – od czarnej komedii, przez elementy horroru aż po musical. Choć w okresie premiery film okazał się finansową klapą, z czasem stał się kultowym artefaktem ojczyzny city popu. Z resztą czy coś określanego jako „japońska odpowiedź na Rocky Horror Picture Show” może w ogóle wypaść źle?

Natalia Sańko


Shambhala, reż. Min Bahadur Bham

fot. „Shambhala” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Raczej nigdy nie słyszeliście, aby ktoś z waszych znajomych wychwalał kinematografię nepalską i zachwycał się nad kunsztem reżyserów i aktorów ichże kina. Nic dziwnego, filmy z Nepalu nie są szeroko dystrybuowane w świecie zachodnim. Kiedy w takich okolicznościach, prawie jak przez szpary, przedostaje się taki film jak Shambhala, to jest to moim zdaniem wydarzenie istotne i godne pochylenia się nad nim.

Dzieło reżysera Min Bahadur Bhama opowiada historię Pemy – kobiety żyjącej w poliandrycznej społeczności zamieszkującej Himalaje. Przez zawirowania losu zmuszona jest ona do dalekiej podróży w celu odnalezienia jednego ze swoich mężów. Brzmi prosto, ale to przedsięwzięcie przeradza się w duchową podróż, wykraczająca poza ramy filmu drogi. Buddyjska kultura zakorzeniona w Nepalu, powolne tempo akcji i oniryczne ujęcia krajobrazów z 6000 metrów nad poziomem morza to elementy, które świetnie mogą się ze sobą komponować. jeżeli będziemy mieli tylko cierpliwość, żeby je do siebie przyjąć. Historia może jednocześnie brzmieć jako zakorzeniona w bardzo specyficznym kontekście kulturowym. Pomimo tego sądzę, iż każdy znajdzie jakąś uniwersalną lekcję z historii o podróży w dal, tak bardzo jak w głąb.

Igor Kuśmierski


Zielony wąż, reż. Tsui Hark

fot. „Zielony wąż” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Po zeszłorocznym Shanghai Blues, slapstickowej komedii romantycznej o niesamowitym tempie i zacięciu realizatorskim, w przepięknie odrestaurowanej wersji, oczywiście, iż wypatrywałam kolejnych pozycji Tsui Harka, które mogłabym obejrzeć na wielkim ekranie. W tym roku, również w wersji 4k, będziemy mieli okazję obejrzeć dziesięć lat późniejszego Zielonego węża. Jest to epicka historia fantasy oparta o chińskie podanie ludowe: Biały Wąż i Zielony Wąż zamieszkują ludzki świat pod postaciami pięknych kobiet. Ukrywają się przed buddyjskim mnichem, który zna ich tożsamość i usiłuje znaleźć oraz zdemaskować demony. Przebranie jednak okazauje się zbyt dobre – Biały Wąż wychodzi za mąż za miejscowego uczonego. I choć to Zielony Wąż wciąż korzysta z przywilejów swojego przebrania, to powoli zaczyna zazdrościć swojej siostrze. Po przeczytaniu opisu i obejrzeniu kilku klipów w sieci oczekuję: widowiskowych scen walk, zapierających dech w piersiach zdjęć, ferii barw, melodramatycznej historii i zwrotów akcji, zaskakującego tempa, zabawy gatunkowej.

Szczerze mówiąc, jestem pewna, iż to wszystko dostanę. Zielony wąż dostępny będzie tylko w kinach na dwóch seansach – w tym jeden w ramach wydarzenia „Noc Hongkońskiego Szaleństwa” jako double feature razem z seansem Pan Wampir.

Irena Kołtun


Ucieczka z XXI wieku, reż. Li Yang

fot. „Ucieczka z XXI wieku” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Motyw podróży w czasie obecny jest w popkulturze niemalże od zawsze, a sposoby przenoszenia się bohaterów do innej rzeczywistości obrazowane były w każdy możliwy sposób. No, prawie każdy – w Ucieczce z XXI wieku, reżyser Yang Li postawił nie na portale, ogromne maszyny rodem z klasyków science-fiction czy różnego rodzaju anomalie. Po kontakcie z ogromną dawką chemikaliów trójka głównych bohaterów filmu potrafi przenieść się w czasie o 20 lat do przodu za sprawą odruchowej reakcji, którą jest… kichnięcie.

W efekcie otrzymujemy szaloną produkcję sci-fi, opartą na komicznym motywie i lekkim, często naiwnym poczuciu humoru, wynikającym zarówno z bardzo dynamicznej, nieprzewidywalnej akcji, obfitującej w plot-twisty, jak i z efektów specjalnych, często robionych nie do końca na poważnie. Przy tym wszystkim, pod warstwą humorystyczną Ucieczka z XXI wieku skrywa liczne przemyślenia na temat przeznaczenia, przyjaźni i oczekiwań, które stawiamy naszym przyszłym sobie – w końcu nikt z nas tak naprawdę nie wie, kim będzie za dwie dekady. Choć produkcja dostępna jest także w ofercie online festiwalu, filmy science-fiction, zwłaszcza tak zwariowane, warto obejrzeć na wielkim ekranie, by w pełni skupić się na dynamicznej akcji, obfitującej w przewrotne efekty specjalne.

Bartłomiej Rusek


My sassy girl, reż. Kwak Jae-yong

fot. „My Sassy Girl” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Legendarna koreańska komedia romantyczna w końcu w Polsce! My Sassy Girl to ikona współczesnych romkomów. Film Kwaka Jae-yong z miejsca stał się w 2001 roku najpopularniejszą komedią w historii koreańskiej kinematografii, podbił Japonię, Tajwan, Hong Kong i doczekał się masy rimejków na całym świecie. Co jednak szczególnie istotne, był jednym z tytułów, które wprowadziły kino z Korei Południowej na międzynarodowe salony, stając się jednym z filmowych pionierów hallyu – eksportu lokalnej popkultury. Świetnie, iż Pięć Smaków nie zapomina o filmach rozrywkowych, kiedy układa swój program – to często lokalne perełki, które pomagają nam zrozumieć panujące wówczas trendy, albo przenoszą nas do wyobrażonej rzeczywistości, ilustrując ówczesne ambicje i marzenia. My Sassy Girl zapowiada się na dawkę świetnego eskapizmu, więc nie zamierzam pominąć jej w swoich festiwalowych planach.

Wiktor Małolepszy


Czas się ogarnąć, reż. Sun Namkoong

fot. „Czas się ogarnąć” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Fala K-popu i zachwytu nad nim była w ostatnich latach nie do uniknięcia. Od układów tanecznych, charyzmy wokalistów aż po fascynację nad tym, jak Korea Południowa podporządkowała sobie popkulturę – na te tematy wiele już zostało powiedziane. Druga strona medalu K-popowego świata, z racji na swoją niewygodę, nie cieszy się aż takim zainteresowaniem publiki. I właśnie na tym cieniu gatunku skupia się Namkoong Sun w Czas się ogarnąć. Opowiada ona historię trójki młodych ludzi, którzy konfrontują się z traumami swojego straconego dzieciństwa – okresu, który poświęcili na nieudolnej próbie stania się gwiazdami K-Popu.

Film powstał na zlecenie Narodowej Komisji Praw Człowieka w Korei Południowej, więc można domyślić się, iż ucieczka od ciężkiej tematyki będzie tutaj niemożliwa. Od przemocy fizycznej i psychicznej, na jakie można natrafić w szkołach dla gwiazd, po problemy finansowe i długi, w jakie artyści pakują się w bardzo młodym wieku. Przed widzami tego filmu zapowiada się emocjonalny seans, ale potencjalnie bardzo istotny dla promowania świadomości problemu.

Igor Kuśmierski


Happyend, reż. Neo Sora

fot. „Happyend” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Otaczająca nas rzeczywistość charakteryzuje się szybkim rozwojem technologii i sztucznej inteligencji, co często skutkuje rosnącym niepokojem społecznym oraz szerzeniem dezinformacji. Pełnometrażowy fabularny debiut Neo Sory, Happyend, jest pewnego rodzaju następstwem takiego stanu rzeczy, zobrazowaniem strachu przed wizją przyszłości, obecnego wśród młodego pokolenia Japończyków.

Reżyser, mający na koncie znakomicie przyjęty przez publikę film dokumentalny, przedstawiający ostatni koncert wybitnego muzyka Ruyichiego Sakamoto (prywatnie – jego ojca), przenosi nas w bliską przyszłość, przywodzącą na myśl popularne dystopijne wizje. Bohaterowie obserwowani są na każdym kroku przez rozbudowane systemy monitoringu, obdarci z prywatności, co naturalnie prowadzi do eskalacji młodzieńczego buntu. Czy zwykły „prank” dwojga głównych bohaterów na dyrektorze szkoły stanie się aktem politycznym i rozpocznie protest młodego pokolenia? Happyend jest tytułem, który odbił się głośnym echem po największych światowych festiwalach, pozytywnie zaskakując publikę.

Bartłomiej Rusek


Chmura, reż. Kiyoshi Kurosawa

fot. „Chmura” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Kiyoshi Kurosawa wraca z kolejnym thrillerem psychologicznym i podobnie jak w Pulse, bierze na warsztat otaczający nas świat ciągle rozwijających się technologii oraz gmera w nim, aby wyciągnąć z niego jak najbardziej niepokojące scenariusze. Chmura to historia człowieka, który dorabia, sprzedając podróbki różnych przedmiotów w internecie. Jego biznes zaczyna się rozkręcać, a ilość wrogów rośnie wprost proporcjonalnie do ilości gotówki na koncie bankowym. I tyle chyba o tym filmie najlepiej wiedzieć, gdyż podobno z każdą minutą zaczyna on się wymykać oczekiwaniom widza coraz bardziej.

To właśnie ten klimat niepokoju i poczucia braku kontroli najbardziej cenię w twórczości reżysera. A w przypadku Chmur krytycy mówią o najbardziej absurdalnych, ale też poruszających do kości zwrotach akcji w całej karierze Kurosawy. Nie ma co oczekiwać przyjemnego seansu – ale od wspomnianego twórcy spodziewam się raczej egzystencjalnego koszmaru, który porządnie mną wstrząśnie.

Igor Kuśmierski


Nie płacz, motylku, reż. Dương Diệu Linh

fot. „Nie płacz, motylku” / materiały prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Debiuty mają dość szczególne miejsce w umysłach widowni. Z jednej strony mamy tendencję do upupiania ich; traktowania raczej jako wprowadzenia w świat osoby reżyserskiej niż pełnoprawnej części jej twórczości. Z drugiej kładziemy na debiutach nieznośny wręcz ciężar, z roku na rok wypatrując niczym sępy najświeższych i najbardziej innowacyjnych nowych głosów. Dương Diệu Linh pojawia się w programie Pięciu Smaków jako obietnica nie choćby samej świeżości, a zupełnie nowego, innego języka kina.

Zdobywca głównej nagrody i wyróżnienia jako „najbardziej nowatorski film” Tygodnia Krytyki na festiwalu w Wenecji, Nie płacz, motylku bierze na tapet historię z pozoru prostą. Nici fabularne rozpięte są między kobietą, która odkrywa iż została zdradzona i jej córki znudzonej dotychczasowym życiem; pragnącej wyrwać się z rodzinnych dynamik i nie zostać jak swoja matka. Według krytyków ta historia to jednak jedynie tło dla cudownie surrealistycznego i zmanierowanego sposobu prowadzenia filmu. Wraz z postępującym rozkładem rodziny, rośnie grzyb w rodzinnym mieszkaniu. A wraz z grzybem i my, jako widownia mamy zapadać się w coraz to głębsze odmęty psychiki, przeniesieni tam jakoby zarodnikami.

Łukasz Al-Darawsheh


Korekta i opracowanie: Anna Czerwińska


Tekst powstał w ramach współpracy z Festiwalem Filmów Azjatyckich Pięć Smaków.

Idź do oryginalnego materiału