Na jakie filmy czekamy na Festiwalu Kamera Akcja? TOP 8 [ZESTAWIENIE]

filmawka.pl 1 tydzień temu

Kiedy kino przestaje być jedynie opowieścią, a staje się doświadczeniem – wtedy zaczyna się prawdziwa uczta. Program tegorocznej 16. edycji Festiwalu Kamera Akcja pęka w szwach, a my nie szukamy w nim gładkich historii ani bezpiecznych wrażeń. Szukamy filmów, które eksplodują formą, przecierają granice narracji i pozostawiają widza w stanie twórczego niepokoju. Od psychodelicznych kolaży inspirowanych pulpą i złotą erą szpiegowskiego kina, przez osobiste dramaty dojrzewania w cieniu śmierci i choroby, po surowe anty-biopiki oraz intymne opowieści o tożsamości. Na jakie tytuły czekamy najbardziej i jakich seansów nie możemy się doczekać? Sprawdźcie w poniższym zestawieniu!


Błysk diamentu śmierci, reż. Hélène Cattet, Bruno Forzani

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Tętniący życiem kolaż inspirowany pulpową literaturą, komiksami o szpiegach, teledyskami, który w sekwencji obrazów i dźwięków kondensuje esencję zabawy płynącą z kina gatunkowego. Choć zgodny z prawdą, ten szczątkowy opis nie odda jednak ogromu piękna i nieskrępowanej swobody twórczej, jaką prezentuje sobą Błysk diamentu śmierci. Film o wypoczywającym we włoskim kurorcie byłym agencie specjalnym – Johnie D. – to pozornie opowieść jakich wiele. Trochę tu kryminału, pełnoprawnego kina akcji i nutka romansu, jak przystało na post-bondowski kanon. Ale Hélène Cattet i Bruno Forzani oferują nam nie tylko angażującą intrygę szpiegowską czy traktat o sile wspomnień (także tych fabrykowanych), ale przede wszystkim pomnik wystawiony bezpretensjonalnej rozrywce. Obrana forma choć może odstraszyć niektórych widzów, uniwersalnie powinna wzbudzić szacunek przez umiejętne dobieranie komponentów i czytelny storytelling. Nieduża ilość dialogów w wielu sekwencjach ani przez sekundę nie utrudnia naszego śledzenia fabuły, a zaryzykuję choćby stwierdzenie, iż stanowi dobry trening i przyczynek do analizy materii filmowej. jeżeli w czasie seansu nie będziecie co chwilę odtwarzali mema ze wskazującym na ekran Leonardo DiCaprio, to i tak doskonale odnajdziecie się w tej krótkiej lekcji historii popkultury. Na firmamencie współczesnego kina to właśnie Błysk diamentu śmierci jaśnieje bardziej niż niejedna z gwiazd.

Norbert Kaczała


Alpha, reż. Julia Ducournau

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Po przełomowym, debiutanckim Mięsie i triumfującej w Cannes Titane Julia Ducournau powraca z kolejnym przejmującym filmem o utracie niewinności. Tym razem jednak francuska reżyserka prezentuje nam znacznie bardziej osobisty, bezpieczniejszy formalnie kawałek rzeczywistości dorastania w trudnych warunkach i równie niełatwych czasach. Tytułowa Alpha mieszka z wychowującą ją samotnie matką, z którą oczywiście nie układa jej się najlepiej. Sytuację dodatkowo pogarsza powracający po wielu latach do ich życia wuj oraz opanowująca powoli całą okolicę zaraźliwa choroba. Po bardzo niejednoznacznym zwycięzcy Złotej Palmy, Ducournau tym razem nieco ułatwia widzom rozszyfrowywanie swoich inspiracji i metafor. Sięgać będzie się zarówno po skojarzenia z pandemią i innymi chorobami zakaźnymi, wszędzie walać się będą zużyte igły, a pośród postępującej gangreny znajdzie się nastolatka, próbująca zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Mimo wszechobecnego brudu, reżyserka podchodzi do swoich bohaterów z ogromną empatią i pozwala im na chwile szczęścia. Nawet, jeżeli okażą się one krótkotrwałe czy wątpliwe moralnie, a happy endu możemy ostatecznie nie doczekać. Choć wielu krytyków określiło Alphę jako najsłabszy film w dorobku reżyserki, osobiście uważam go za idealny film na stopniowe poznawanie jej stylu lub lekkie antidotum dla wszystkich, którzy byli sceptyczni wobec odbywania stosunku płciowego z Cadillakiem Coupe Deville.

Norbert Kaczała


Śmierć w miękkim futerku, reż. Greydon Clark

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Choć na festiwalach filmowych wielką pokusą jest oglądanie seansów przedpremierowych i rozsiewanie pośród towarzystwa słusznych opinii na temat oglądanego dzieła, czasem trzeba też pozwolić sobie na odrobinę relaksu. A czy po całodziennej bieganinie między salami projekcyjnymi może być coś lepszego, niż przełączenie mózgu na tryb czuwania i obejrzenie filmu, którego kasety nie trącilibyście kijem? Pewnie coś by się znalazło, ale ta propozycja to też wspaniały pomysł. Tym bardziej, iż na Festiwalu Kamera Akcja po raz kolejny pojawi się kolektyw VHS Hell z kolejnym seansem opatrzonym występem lektora na żywo. Wrażliwa na artystyczne niuanse materii filmowej wysublimowana publiczność zetknie się z absolutnym klasykiem kina umownej grozy lat osiemdziesiątych – Śmiercią w miękkim futerku. Dla kilku osób nieznających podstaw historii kina przypominamy, iż to film dziejący się na statku pełnym gangsterów, który zaczyna terroryzować demoniczny kot z mieszkającym w jego brzuchu potworem. I choć takich filmów były setki, pamiętajcie, iż ten jest pośród nich zdecydowanie najlepszy. Maestria scenopisarska ustąpi tutaj tylko praktycznym efektom specjalnym, dogłębnej analizie społecznych problemów i zaangażowaniu niemal całej obsady, z pominięciem George’a Kennedy’ego, który jest zbyt dumny na ten film. Ewidentnie nie wiedział, na co się pisze, ale też nie zauważył, co traci. Trzeszczącą i niedoskonałą jakość nośnika zniweluje doskonały występ zaproszonego lektora, czyli Mateusza Gołębiowskiego.

Norbert Kaczała


Sny o miłości, reż. Dag Johan Haugerud

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Najpiękniejsze historie miłosne to te niespełnione – być może sonety Petrarki czy opisy Dantego nie fascynowałyby równie silnie, gdyby ci spędzili namacalne chwile ze swoimi wybrankami zamiast kreować i pielęgnować ich wyimaginowany obraz w swojej poezji. Być może Franz Kafka – inny bohater tegorocznej edycji – nie pisałby w listach o chęci „zostania szafą w twoim pokoju, która patrzy na ciebie całą” do swojej Mileny, gdyby spotkał ją więcej niż kilka razy w życiu. Niespokojne pragnienie nosi w sobie słodką obietnicę, nad której spełnieniem czuwamy sami, we własnych wyobrażeniach czy sennych marzeniach. Żarłoczna pustka wywołana pożądaniem niedostępnego podmiotu, niezaspokojone i niekończące się fantazje na jego temat domagają się jednak satysfakcji – i zachęcają do introspektywności nierzadko skutkującej tworzeniem, przelaniem emocji, zwrotem ku sobie. Nim się obejrzysz, nie chodzi już tak bardzo o drugiego człowieka (kim adekwatnie była Petrarkowska Laura, pozostająca niema przez całość Canzoniere?), a o fascynację własnym łaknieniem; prawdą o nas samych, która się w nim kryje i jej twórczym potencjale. Przekona się o tym nastoletnia Johanne po doznaniu zauroczenia nauczycielką francuskiego. Uczucie to – z góry wydające się niemożliwe chociażby przez względy etyczne – zainspiruje ją do wyrażenia swojej namiętności w formie zapisków, które niedługo odnajdą jej matka i babcia. Będą musiały się one zmierzyć zarówno z niepokojem związanym z naturą zauroczenia nastolatki, jak i same ulegną wspomnieniom własnych nienasyconych pragnień i niezaspokojonych głodów; upajająca siła miłosnego braku ma charakter ponadczasowy. Również ja pragnę się jej poddać, toteż norweski obraz jest tym, na który czekam najbardziej na tegorocznym festiwalu (zaopatrując się przy tym w opakowanie chusteczek do nosa).

Michalina Nowak


Być kochaną, reż. Lilja Ingolfsdottir

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

W społecznym postrzeganiu roli kobiety pełno jest sprzeczności. Odnajdywanie swojego miejsca w świecie mnogości perspektyw i potencjalnych dróg autoekspresji może się okazać trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Norweskie Być kochaną zdaje się być próbą rozplątania supłów zniuansowanej codzienności. Reżyserka oprowadza nas po świecie, gdzie emocjonalność przybiera najróżniejsze formy i pozwala na dowolną rekonfigurację własnej tożsamości. Na ile sytuacje kryzysowe pomagają lepiej zrozumieć nam samych siebie? To hipoteza, którą współczesność próbuje opracować i przeanalizować z każdej możliwej strony. Tematy społecznego konstruowania tożsamości i relacji z samym sobą krzyżują ze sobą światową sztukę i osiągnięcia nauk społecznych. Jednak ze wszystkich to skandynawskie eksperymenty w tej dziedzinie zdają się trafiać do mnie najbardziej. Ponadto, odrobina północnego chłodu idealnie wprowadzi w klimat zbliżającej się, bardziej nastrojowej połowy roku.

Marceli Jasiński


Renoir, reż. Chie Hayakawa

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Po poruszającym Plan 75 Chie Hayakawa wraca z filmem bardzo intymnym, opartym na własnych doświadczeniach autorki. Renoir to opowieść o dziecku, które zbyt wcześnie skonfrontowane jest z ciężarem śmierci. Jedenastoletnia Fuki, żyjąca w Tokio lat 80., próbuje zrozumieć świat dorosłych, w którym jej ojcu zdiagnozowano raka, a matka ucieka przed rzeczywistością w świat japońskiej telewizji. W tle tego wszystkiego pulsuje Japonia w czasach ekonomicznego boomu, który jednak – tak jak wiele elementów życia bohaterki – zbliża się powoli do końca. Osadzenie tej historii w tak wyrazistym tle historycznym, gdzie pod powierzchnią dobrobytu i neonów gromadzi się emocjonalny chłód i widmo niepokojącej przyszłości, brzmi jak wspaniała koncepcja. Spodziewać się można kina powolnego, ale wciągającego – takiego, który zahipnotyzuje nas i wprowadzi w istny stan medytacyjny nad śmiercią, ale i życiem jednocześnie. jeżeli film okaże się w połowie tak skuteczny w wbijaniu emocjonalnych szpil jak Plan 75, to jest szansa, iż będzie to jeden z najlepszych azjatyckich tytułów roku. Ja pod tym względem Hayakawie i jej kunsztowi kompletnie ufam.

Igor Kuśmierski


The Smashing Machine, reż. Benny Safdie

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Dobra, posłuchajcie. Czas zapomnieć o kinie, które obiecuje jeden wielki rollercoaster emocji tylko po to, żeby ostatecznie dostarczyć nic więcej, aniżeli przeżuty lukier. Benny Safdie w swoim najnowszym projekcie robi rzecz niezwykłą – w sekwencji surowych, brudnych obrazów i warstwy audialnej, które mają fakturę spoconej maty do walki, kondensuje esencję… anty-biopiku sportowego.

Na papierze opowieść o upadku zawodnika MMA, Marka Kerra, uzależnionego od zwycięstw i opioidowych uniesień, to historia jakich wiele. Trochę tu dramatu sportowego, pełnokrwistego kina o uzależnieniu. Ba, znajdzie się choćby wątek małżeńskiej psychodramy. To, co wyróżnia ten obraz, to podejście reżysera do prowadzenia narracji. Safdiego nie interesuje pławienie się w tragedii czy inny emocjonalny szantaż. Zamiast storytellingu opartego na schematach, twórcy serwują nam surowy, brudny artefakt, który w sekwencji urywanych, klaustrofobicznych obrazów kondensuje esencję upadku. To nie jest po prostu opowieść o sportowcu – to traktat o niemożności komunikacji i cenie, jaką trzeba za nią zapłacić.

Dwayne Johnson jako Kerr – toporny, niezdarny, ale w głębi duszy przeraźliwie ludzki – zrywa z dotychczasowym wizerunkiem, całkowicie zanurzając się w odgrywaną postać, stając się tym samym centrum spektaklu. Narracja polegająca na rezygnacji z sensacji, żonglowaniu i nagłym urywaniu wątków czy, co najważniejsze, na odejściu od klasycznego climaxu może odrzuci niektórych widzów, zwłaszcza tych przyzwyczajonych do utartej struktury w stylu „po nitce do kłębka”. Mnie jednak ta brutalna szczerość i brak kompromisów przyciągają.

Maciej Kulbat


Młodsza siostra, reż. Hafsia Herzi

fot. materiały prasowe Festiwalu Kamera Akcja

Świat 17-letniej Fatimy wydaje się szczelnie domknięty – rodzina, religia, tradycja. Wszystko jest na swoim miejscu, dopóki nie przenosi się do Paryża, gdzie między wykładami z filozofii zaczyna podważać fundamenty, na których zbudowano jej tożsamość. Spotkanie z Ji-Na, starszą pielęgniarką, staje się dla niej doświadczeniem przebudzenia – zmysłowego, intelektualnego, duchowego. Hafsia Herzi, adaptując autobiograficzną powieść Fatimy Daas La petite dernière, opowiada historię dojrzewania jako nieustannego balansowania między wiarą a pożądaniem, lojalnością a autentycznością. Kamera Jérémiego Attarda nie odstępuje bohaterki na krok – obserwuje drżenie jej spojrzenia, drobne gesty, wewnętrzne napięcie, które trudno wypowiedzieć słowami.

W centrum filmu stoi Nadia Melliti, laureatka Złotej Palmy w Cannes, której debiutancka rola zachwyca precyzją i czułością. Fatima jest postacią, w której krzyżują się doświadczenia queerowe, imigranckie i muzułmańskie – te trzy linie napięcia Herzi prowadzi z delikatnością i odwagą, unikając egzotyki i publicystycznego tonu. Młodsza siostra to kino o dojrzewaniu do własnej prawdy, o cichym buncie wobec świata, który wymaga jasnych deklaracji. Film, który nie krzyczy, ale długo zostaje w pamięci – jak szept wypowiedziany w imię wolności.

Magda Wołowska


Korekta i opracowanie: Anna Czerwińska


Tekst powstał we współpracy z Festiwalem Kamera Akcja.

Idź do oryginalnego materiału