N jak niedosyt

filmweb.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: plakat


Detektywistyczne kino od łamania schematów woli ich przestrzeganie. Karuzelę zdarzeń ma wywołać szokujące przestępstwo. Im więcej podejrzanych, tym lepiej; nieoczywisty motyw, może nietypowe okoliczności. Rozsianie wątpliwości i znaków zapytania to jeszcze bułka z masłem. Wyzwaniem jest natomiast przebiegłe doprowadzenie do puenty. Stawianie adekwatnych pytań, zbieranie dowodów, konfrontowanie alibi przesłuchiwanych i narracyjny balans między rozwiązywaniem zagadki a utrzymywaniem widza w stanie niewiedzy. "Kobieta z kabiny dziesiątej" wywiązuje się z gatunkowych założeń połowicznie. Może choćby w tej połowie mniejszej.

John Macmillan, Keira Knightley
  • Netflix
  • Parisa Taghizadeh

Punkt wyjściowy filmu Simona Stone'a jest aż nadto znajomy. Laura Blacklock (Keira Knightley) to ceniona dziennikarka śledcza. W dorobku ma już niejedną rozwiązaną sprawę, zawsze staje w obronie słabszych, zadaje adekwatne pytania i nigdy nie odpuszcza, w szczególności najmożniejszym tego świata. Pracoholiczka, ale świadoma wysokiej jakości i znaczenia swojej roboty. Laura niechętnie przyjmuje zaproszenie od znajomej milionerki na kilkudniowy rejs ekskluzywnym jachtem po norweskim wybrzeżu. Będąca już w późnym stadium raka Anne (Lisa Loven Kongsli) zakłada fundację, a cały swój majątek chce przekazać potrzebującym. Testament jest dalece niesatysfakcjonujący dla jej męża, Richarda (Guy Pearce). Później pojawia się niespodziewana pasażerka i morderstwo, w które nikt nie chce uwierzyć. Standardowe tropy z kryminalnej piaskownicy. To miał być dla Laury urlop i okazja na złapanie oddechu. Wpadła z deszczu pod rynnę.

Utrzymującym uwagę zabiegiem, ogrywanym w pierwszym akcie filmu, jest przesunięcie pytania z "kto zabił?" na "kto został zabity?". Obudzona w środku nocy Laura usłyszy szamotaninę w kabinie obok, potem plusk, a z balkonu zauważy unoszące się na wodzie ciało. Tyle iż następnego dnia liczba pasażerów się zgadza, a personel przekonuje, iż do kajuty nr 10 nikt nie miał dostępu. Simon Stone rozsiewa atmosferę spisku, a relacje buduje na ograniczonym zaufaniu. Wszyscy pasażerowie to postacie śliskie lub dwulicowe. Opisani bardzo powierzchownie i niewzbudzający ani grama sympatii: małżeństwo pyskatych milionerów, zblazowani celebryci, technologiczny nuworysz. Elita jak się patrzy.

Keira Knightley
  • Netflix
  • Parisa Taghizadeh

W momencie zawiązania intrygi "Kobieta z kabiny dziesiątej" zamiast wskoczyć na wyższy bieg, zaczyna wpadać na jedną mieliznę po drugiej. Pozostali pasażerowie tłumaczą relację z zabójstwa paranoją Laury, sennymi majakami bądź stresem pourazowym. Ten psychoanalityczny trop miałby jakieś umocowanie w fabule, gdyby nie fakt, iż od początku główna bohaterka portretowana jest jako osoba twardo stąpająca po ziemi, emocjonalnie stabilna i pewna. Widz nie dostaje przesłanek, by kwestionować jej perspektywę. Pierwszoosobowa, skupiona na Laurze narracja działa w kontrze i nie wspiera interpretacyjnych dwuznaczności. Sprawa jest bowiem jasna, tylko trzeba ją udowodnić. To Laura ma rację, jej percepcja jest adekwatna. Nie wypatrujcie więc zaskakującego fabularnego zwrotu.

Guy Pearce
  • Netflix
  • Parisa Taghizadeh

Dodatkowo od samego początku podejrzanym o domniemane morderstwo może być tak naprawdę tylko jeden z pasażerów. Pozostali goście to pionki, anonimowe otoczenie. Laura ma dość ograniczone możliwości, ale zawodowy instynkt pcha ją do prywatnego śledztwa i zbierania poszlak. Niestety nie są one zbyt obiecujące i trudno to wszystko złożyć w jedną całość: na nieszczęście dla wszystkich stron (na i przed ekranem). To jedynie okruszki i domysły. Twórcy złożyli jednak obietnicę i muszą rozwikłać tajemnicę. Niestety sposobem na to jest niefortunna retrospekcja, wyjaśniająca krok po kroku całe zdarzenie. Zamiast sztuki dedukcji i intelektu dostajemy skrót myślowy. Zamiast misternej układanki – fabularną deus ex machinę.

"Kobieta z kabiny dziesiątej" ma aurę skandynawskiego kryminału, ale głównie dzięki norweskim krajobrazom. Optyczne złudzenie w miejsce psychologicznej głębi. Może chodziło o przypomnienie dziennikarskiego etosu i pean na cześć "odkrywania prawdy". To motywacja zostaje choćby wprost wykrzyczana. Prawda bywa ciekawa. zwykle jednak wtedy gdy wcześniej wypowiedziane kłamstwa równają do niej poziomem.
Idź do oryginalnego materiału