W ramach cyklu „10 PYTAŃ DO..” Zbigniew Grzeszczuk rozmawia z Aleksandrą Świdzińską, absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina na Wydziale Instrumentalnym oraz Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. M. Wańkowicza w Warszawie. Artystka jest śpiewającą altowiolistką w kwartecie smyczkowym – kabarecie żeńskim „Kwartet Obsession”.
Pani Aleksandro, która z tych ról zawodowych jest Pani najbliższa – śpiewająca altowiolistka, wokalistka jazzowa, konferansjer, czy artystka kabaretowa i operetkowa.
Kocham śpiewać i kocham występować. Mam czasami wrażenie, iż nie przeszkadza mi, jaka to dokładnie forma. Ważne, żeby otworzył się portal. Czas się rozciąga, materia zmienia. Jestem jakby po drugiej stronie nas.
Jest też rola Mamy i to z dużej litery, bo w międzyczasie została Pani mamą dwóch pociech.
Tak…to jest dopiero portal do najszczęśliwszej rzeczywistości na świecie. Jestem mamą z przytupem, bo między dziewczynkami jest półtora roku różnicy. Przeżywam to macierzyństwo ze zdwojoną radością, bo moje życie prywatne meandrowało. Zaczynałam się już godzić z myślą, iż moim jedynym dzieckiem będą moje piosenki. Na szczęście życie zaskakuje i to jest dla mnie największa i najfajniejsza rola w życiu.
Jakie plany na najbliższą przyszłość?
Jestem w trakcie robienia dyplomu na wydziale Jazzu w Policealnym Studium Jazzu im H. Majewskiego w Warszawie. Jestem też w trakcie nagrywania mojego debiutanckiego albumu z autorskimi utworami. Planuję zamknąć te dwa zadania wczesną jesienią i ruszyć w trasę z moją muzyką…i dziećmi oczywiście.
Muzyka od zawsze Pani towarzyszy, jakie były początki?
Kompletnie przewidywalne. Chodziłam do warszawskiej ogólnokształcącej muzycznej podstawówki, gimnazjum i liceum, potem bez najmniejszego jęknięcia poszłam na Akademię Muzyczną, która dziś jest Uniwersytetem Muzycznym w Warszawie. Moi rodzice są muzykami i ja szczerze mówiąc do późnych lat licealnych myślałam, iż każdy przyzwoity człowiek był kiedyś w szkole muzycznej, albo ma, chociaż muzyka w rodzinie. Muzyka klasycznego oczywiście.
Tradycja rodzinna zobowiązuje?
Tata jest tenorem, Mama mezzosopranem. Jako śpiewacy w operze zarazili mnie umiłowaniem pewnej estetyki muzycznej, a to ukształtowało moje upodobania egzystencjalne. Jako dwójka marzycieli i pasjonatów swojego zawodu, wychowali mnie w swoistej bajce, którą staram się razem z nimi przekazywać innym organizując koncerty z muzyką operową i operetkową. Prowadzimy rodzinnie Europejską Fundację Promocji Sztuki Wokalnej.
Czy postrzeganie muzyki klasycznej w naszym kraju jest na dobrej drodze, czy jest coś w tym obszarze do zrobienia?
Gram dużo koncertów zarówno klasycznych, jak i rozrywkowych, eventowych, kabaretowych. Sytuacja jest bardzo dobra, bo jest duża potrzeba sztuki i rozrywki. Polacy kochają oglądać i słuchać. Gdy gram kabaret widzę interakcję, gdy operę czy jazz widzę emocje. Na pewno moglibyśmy zainwestować w edukację. Poprawić program nauczania muzyki w szkołach, czyli nie tylko teoria, ale i praktyka. Każdy powinien na czymś grać, a przynajmniej śpiewać. Mzyka to dodatkowa forma komunikacji. Należy też zwiększyć częstotliwość uczęszczania na koncerty. To naprawdę ważne, żeby uczyć młodzież odbierania sztuki na żywo i najlepiej bez nagłośnienia.
Ulubiony utwórór lub piosenka, którą Pani wykonuje to. ..
Mój ulubiony utwór to aria Królowej nocy z Czarodziejskiego Fletu W.A.Mozarta, ale jako wokalistka jazzowa mam pozwolenie tylko na śpiew w domu i to pod nieobecność domowników, lub w samochodzie. Lubię też pośpiewać Latino, to już mogę przed publicznością. Kocham Whitney Huston, pierwsze płyty…śpiewam najczęściej pod nosem. Kocham standardy jazzowe np. Yardbird Suite i bossa novy np. Chega de saudade.
W dzisiejszych czasach artysta musi być po trosze przedsiębiorcą czy w tej dziedzinie ma Pani jakieś doświadczenie.
W sumie spore, bo fundację prowadzimy z rodzicami 20 lat, a ja będąc nastolatką pomagałam przy organizacji wszystkiego i tak jest do dziś. Praca managera jest bardzo ciężka, bo obciąża czasowo praktycznie 24/7, ale jest też bardzo wymagająca psychicznie. Nie dziwi mnie, iż w większości artyści nie zajmują się tym sami. Oczywiście zawsze trzeba mieć głowę na karku i dbać o siebie, pomimo choćby najlepszych managerów, ale organizowanie i promowanie pochłania tyle energii, iż może nie starczyć już na artyzm. Jeszcze parę lat temu powiedziałabym jak typowy millenials, iż artysta musi być przedsiębiorcą, bo tylko on wie, jaki produkt sprzedaje, co chce przekazać, iż sam powinien prowadzić swoje socjale, być producentem. Dziś mam wrażenie, iż to wszystko pędzi w odwrotnym kierunku niż cel sztuki. Sztuka ma wywoływać prawdziwe emocje, które powodują w nas długotrwałe refleksje. Kapitalizm i digitalizm XXI wieku wywołuje szybkie fałszywe emocje, które po trzech minutach zapominamy, żeby zrobić miejsce na kolejne produkty. Dlatego teraz artyści muszą nagrywać album, co rok i nadążać za trendami na socjalach, a iż to jest niezgodne z ich naturą czy sztuką jest najmniej ważne. Dziś trzeba być przedsiębiorczym artystą, tylko ile w tym przedsiębiorcy zostanie artysty?
W których kreacjach czuje się Pani lepiej tych codziennych czy tych scenicznych?
Ha, ha.. podchwytliwe pytanie. Szczerze mówiąc lepiej czuję się w tych scenicznych i w ogóle na scenie. Dopiero dzieci mnie zmusiły do polubienia rzeczywistości i codzienności. Na scenie zawsze wiem, co robić. W realu wstaję rano, piję kawę i w sumie to nie wiem, jakaś jestem zagubiona. Tzn. teraz już nie, bo dziewczyny od 6.00 rano dyktują mi grafik. Jestem im wdzięczna za to. „Mamo wstań, burczy mój brzuch” i ja lecę, to moja najpiękniejsza kreacja!
O czym marzy dziś Aleksandra Świdzińska?
Marzę o tym, żeby moje córki były zdrowe i umiały poruszać się po tym dziwnym matrixie zwanym naszym światem, czerpiąc przyjemność z tej całej gry. Marzę o tym, żeby śpiewać do końca moich dni. Kocham tę formę ekspresji i marzę, żebym mogła to robić. Czasami marzę też, żeby nasz świat się opamiętał, złapał dystans i wrócił na spokojniejsze wody, ale tu chyba przemawia przez mnie wychowanie moich rodziców- niepoprawnych marzycieli…a może poprawnych?
Z Aleksandrą Świdzińską rozmawiał Zbigniew Grzeszczuk