KACPER KRZYSZTOF SIKORA
Excerpts II
wydanie własne, 2025
Już dawno w tym cyklu nie spotkały się płyty tak bliskie sobie w duchu, a jednocześnie tak odległe w języku. Łączą się ze sobą w miękkiej, jesiennej tonacji – rozplatają w sposobie słuchania świata. Mówiąc o pierwszej, a więc najnowszym albumie Kacpra Krzysztofa Sikory, na początek trzeba podkreślić, jak kruchy i delikatny to zapis.
Drugi wolumin jego „Excerpts” to efekt zebrania ze sobą tych wszystkich, najczęściej niechcianych „fumbles” (zarysowań, syków, głosów w tle, sprzężeń, hałasów), czyli tego, co pozostaje, gdy proces tworzenia sam staje się muzyką.
Multiinstrumentalista z Gniezna – dziś najsilniej związany z Poznaniem, w którym rok po roku coraz bardziej rozwija skrzydła – łączy w sobie precyzję rzemieślnika z intuicją dokumentalisty. Potrafi wydobyć z trąbki echo pustego korytarza, a z gitary – perkusyjną pulsację. Każdy fragment orbituje wokół innych, tworząc sieć drobnych zjawisk dźwiękowych, z czego część powstaje z pętli, inne z technik augmentowanych, a jeszcze inne z błysków przypadkowości. Całość tworzy opowieść, która rozwija się samoistnie, jak „found footage” codzienności zarejestrowanej przez czujny mikrofon.
Brzmieniowo „Excerpts II” rozciąga się między eksperymentalnym rockiem w duchu Americany i alt-folkiem, a post-punkiem, między improwizacją a neoklasycznymi strukturami, w których gitara przyjmuje funkcję fortepianu, a fragmenty o charakterze progrockowym są zdekonstruowane i pozbawione dekoracyjności.
W tle słychać ducha poznańskiego środowiska, z którego Sikora wyrasta – z oddolnych, muzyczno-społecznych środowisk, takich jak pojawiający się już na łamach „Muzyki bezcennej” Kołorking Muzyczny, Dom Słuchowisk czy Poznańska Orkiestra Improwizowana.
Ciepło starego sprzętu, lekkość analogowego szumu, fizyczność dźwięku, który ma swoje źródło w dotyku i drżeniu. „And nothing else needs to happen”.
MORSKI KOT
A Really Quickly Formed Vacuum
wydanie własne, 2016
„A Really Quickly Formed Vacuum” Morskiego Kota – album sprzed niemal dekady młodej poznańskiej pianistki, wokalistki i eksperymentatorki – to nie tyle zbiór utworów, co zestaw chwilowych napięć, domowych nastrojów i drobnych przypadków. To muzyka, która powstała raczej z potrzeby zanurzenia się w dźwięku niż z chęci stworzenia czegokolwiek „skończonego”.
Pianino „poorly edited”, ukulele zagrane „unproperly”, sansula i odgłosy codzienności – wszystko to tworzy spójną, zaskakująco angażującą całość, w której zawahania stają się najważniejszą częścią narracji.
Morski Kot porusza się w rewirach, które zwykle zajmuje hauntologia, ale u niej to nie nawiedzone duchy przeszłości, ale lekkie, niemal efemeryczne wspomnienia. Zamiast nostalgii – ulotność; zamiast patosu – coś na kształt intymnego westchnienia. Wyartykułowane pół-dźwięki, niewypowiedziane pół-słowa – to cały „A Really Quickly Formed Vacuum”.
Granice między improwizacją a piosenką zacierają się tu zupełnie. „Palindrome”, „Shoes”, „Bacteria” – to raczej stany skupienia niż klasyczne kompozycje. Krótkie, urwane, często kończące się w momencie, gdy zdążyliśmy się w nie wsłuchać. Jakby artystka wiedziała, iż za każdym razem, gdy próbujemy powiedzieć coś do końca, zaczynamy już kłamać.
O ile wierzyć internetowi, projekt przestał istnieć dwa lata po premierze albumu. Szkoda – bo w tej muzyce słychać nie tyle niedojrzałość, co odwagę eksperymentu, czułość wobec chaosu, intuicyjne zrozumienie, iż to, co kruche, ma własny ciężar.
Po Morskim Kocie został tylko ślad, ale taki, po którym chciałoby się pójść jeszcze kilka kroków – choćby jeżeli prowadzi donikąd.
ZBIGNIEW SIWEK
Przebiśniegi
wydanie własne, 2025
„Kwiaty kwitną najpiękniej tam, gdzie nie powinno ich być” – ten cytat otwiera i zarazem objaśnia nowy mini-album Zbigniewa Siwka.
Zanurzając się w jego lekko rozedrganym świecie, łatwo poczuć, jak coś w środku mięknie, jak pod powierzchnią dźwięku zaczyna się kruszyć lód. Trzy utwory – „Irysy” oraz dwie części tytułowych „Przebiśniegów” – tworzą zamknięty cykl, w którym króluje muzyka delikatna, ulotna i przejmująco ludzka.
Wielkopolski artysta buduje ją z pozornie odległych języków, opierając się zwłaszcza na zasadzie dwubiegunowości dark ambientu i folk rocka. To materiał organiczny i syntetyczny zarazem, naturalny i elektroniczny, wypełniony niekończącymi się wstęgami dźwięku, przypominającymi ciągłe drżenie powietrza – rezonujące w kablu, w dłoni, w pamięci – pnącymi się, zwieszającymi, opadającymi.
Wszystko pozostaje w stanie przejściowym – a wtedy choćby cisza, której na „Przebiśniegach” nie brakuje, zdaje się żywo pulsować.
Ale w tych nagraniach obecna jest też specyficzna wrażliwość bliska nurtowi weirdcore – muzyczno-wizualnej estetyki balansującej między nostalgią a niepokojem, wykorzystującej zniekształcone klisze z epoki wczesnego internetu, VHS-ów i hipnagogicznych snów o utraconej rzeczywistości oraz pustych placach zabaw.
Siwek z wyczuciem dotyka momentu, w którym piękno traci pewność siebie i zamiast szukać harmonii, obserwuje jej samotność, jej krótkie błyski. W „Przebiśniegach” tkwi cicha nadzieja – pozbawiona deklaracji, raczej intuicja, iż w każdym z nas coś wciąż próbuje rosnąć.










![[06.11.2025] Rozwijamy kompetencje wychowawcze](https://powiat-legionowski.pl/img/artykuly/1/2025_11/img-6577a.jpg)

