Sześcioro bohaterów, sześć historii, jeden cel. Wygrać XVIII Konkurs Chopinowski. "Pianoforte" odsłania kulisy tego prestiżowego wydarzenia, pokazując obrazy i sytuacje, których próżno szukać w transmisjach telewizyjnych. Paradoksalnie, rozmowy o muzyce i laudacje na temat Chopina nie odgrywają tu pierwszoplanowych ról. Liczy się ludzka strona konkursu. Emocje, stres, wątpliwości i wyrzeczenia wpisane w życiorysy młodych artystów z różnych zakątków świata.
Na pozór pianistyczna olimpiada może wydawać się statyczna i mało filmowa. Zwłaszcza jeżeli zamknie się ją w pojedynczym kadrze z Filharmonii Narodowej. Jakuba Piątka najmniej interesuje jednak scena. Reżyser szuka prawdy w pokoju rozgrzewki, na niezliczonych próbach, w rozmowach pianistów z nauczycielami i rodzicami czy momentach błogiego odpoczynku. Jego porywający dokument staje się czymś więcej niż tylko relacją z ostatniego Konkursu Chopinowskiego. To oparte na detalach i niuansach studium dorastania, mierzenia się z porażką, dążenia do perfekcji i ciągłego napięcia między pasją a ceną, jaką trzeba płacić za jej realizację.
Twórca śledzi Evę Gevorgyan, Marcina Wieczorka, Michelle Candotti, Hao Rao, Leonorę Armellini i Alexandra Gajieva. Młodzi, wybitnie zdolni pianiści różnią się podejściem do konkursu, pozycją startową, energią i poczuciem humoru. Eva jest szalenie ambitna, myśli tylko o zwycięstwie i pokornie słucha rad swojej surowej profesorski. Marcin sprawia wrażenie bardziej wyluzowanego i od razu kradnie naszą sympatię. Żartobliwie sugeruje, iż większe szanse na końcowy triumf ma ten, który najbardziej upodobni się do Chopina. Michelle też rzuca złotymi cytatami, fantazjując o apokalipsie zombie i nagłym przerwaniu rywalizacji. Hao tworzy piękny i rozczulający duet z nauczycielką Vivian Li, która staje się jego piano mamą i bratnią duszą.
Reżyserowi udaje się uchwycić również narodziny przyjaźni między Leonorą i Alexem, których łączy język włoski. Gajiev podważa sam sens konkurowania na polu muzyki, a Armellini podsumowuje, iż pieniądze z wygranej trzeba przeznaczyć na terapię. Głosy sześciu niezwykłych osobowości uzupełniają się i wymieniają na ekranie, dając nam wgląd w optykę i stan ducha uczestników. Reżyser zdejmuje z nich medialne piętno cudownych dzieci i przyszłych gwiazd pianistyki, rejestrując prozę życia. W dynamicznej sekwencji montażowej podglądamy Evę jadącą metrem, Alexa grającego w piłkę, Marcina spacerującego z dziewczyną czy Michelle przesiadującą na plaży. Ot, zwyczajni młodzi ludzie, którzy chcą zaczerpnąć trochę normalności. Znaleźć równowagę między ćwiczeniami i prywatnością. Doświadczać świata.
Kolejne etapy konkursu podbijają jednak stawkę, niewyobrażalna presja i sprzeczne emocje gwałtownie wzrastają, każdy szuka maksymalnego skupienia. "Pianoforte" bezbłędnie wykorzystuje tę dramaturgię, wpisaną adekwatnie w każdy typ zawodów. Film ogląda się na jednym wdechu, nerwowo oczekując na ogłoszenie wyników i wyczytanie nazwiska zwycięzcy. Czy będzie nim któryś z bohaterów? Kto wcześniej odpadnie i wróci do domu? Pytania mnożą się i ewoluują, ale w dokumentalnej opowieści nie chodzi o proste sportowe rozstrzygnięcia. Skłania nas raczej do zastanowienia się nad sensem i wpływem przegranej; kosztami, które muszą latami ponosić uczestnicy; fizycznym i psychicznym wysiłkiem, jakim jest 21-dniowa rywalizacja. Po zejściu ze sceny bohaterowie wręcz padają na ziemię ze zmęczenia i silnych emocji. Ich ciała, napięte i rozedrgane, zapamiętają konkursowe występy. Na długo.
Dzieło Piątka zaskakująco rymuje się z "Over the Limit" Marty Prus, przemycając na marginesie podobną myśl: trzeba przekroczyć siebie, żeby wejść na szczyt. Autor jednocześnie nie ocenia morderczej, pianistycznej rutyny i nie każe słuchać żadnych nieomylnych autorytetów. Wybiera cierpliwą, uważną i empatyczną obserwację zamiast gadających głów i nużących archiwaliów. Dzięki temu czujemy autentyczną bliskość i intensywność wydarzeń, a choćby zawstydzająco intymną atmosferę niektórych rozmów, spojrzeń i występów. Konkurs przestaje być szacownym świętem elity i melomanów. Zamienia się w wielkie jednostkowe przeżycie i spotkanie z pełnokrwistymi postaciami, którym na przemian szczerze współczujemy i gorąco kibicujemy. Uczestnicy oglądani w domach i zwyczajnych ubraniach wcale nie są tak różni od swoich eleganckich scenicznych wcieleń. Poświęcenie muzyce zaczyna się przecież od samotnej praktyki w małym pokoju, a kończy ekspresyjnym koncertem przed publicznością. Piątek nie uwzniośla bohaterów, oddając jednak piękno i maestrię konkursowych wykonań w serii zbliżeń na ożywione twarze i grające dłonie. "Pianoforte" elegancko łączy więc sprzeczności: kameralność i spektakl, krytykę i afirmację, lekkość i powagę.
Ponadto, film dobrze wygrywa kontrast między muzycznym i prywatnym statusem bohaterów. Przy fortepianie są dojrzałymi artystami ocierającymi się o doskonałość, ocenianymi za najmniejsze niedociągnięcia i oklaskiwanymi przez poruszonych słuchaczy. Poza konkursem i salami prób, dopiero wkraczają w dorosłe, samodzielne życie, uczą się oswajać negatywne uczucia i możliwość porażki, kwestionują swoje powołanie. Hao kończy na naszych oczach szkołę średnią, Michelle rozmyśla, czy powinna grać dalej, Leonora planuje zrobić tatuaż z Chopinem, a Eva ma w głowie następne koncerty. Młodzi pianiści mieszkają z rodzicami, większość z nich nie rozpoczęła jeszcze wielkich karier. Wszystko może zmienić konkurs, istna trampolina do sukcesu, ale nie magiczny wehikuł zdolny przetransportować ich z burzliwej młodości w stabilną dorosłość.
"Pianoforte" sprawia, iż gwałtownie i głęboko utożsamiamy się z szóstką uczestników, bo ekranowe problemy i rozterki znamy z autopsji lub najbliższego otoczenia. Choć ekipa filmowa zahacza o Rosję, Chiny i Włochy, historie bohaterów niosą uniwersalne treści i tworzą wielopiętrową, spójną układankę. Dawno nie było dokumentu, który w tak satysfakcjonującej i dobrze zrytmizowanej formie eksplorował świat muzyki poważnej i kreślił portrety młodych artystów. W ich zamyślonych, pełnych niepewności twarzach każdy - bez względu na znajomość utworów Chopina - znajdzie swoje odbicie.
Na pozór pianistyczna olimpiada może wydawać się statyczna i mało filmowa. Zwłaszcza jeżeli zamknie się ją w pojedynczym kadrze z Filharmonii Narodowej. Jakuba Piątka najmniej interesuje jednak scena. Reżyser szuka prawdy w pokoju rozgrzewki, na niezliczonych próbach, w rozmowach pianistów z nauczycielami i rodzicami czy momentach błogiego odpoczynku. Jego porywający dokument staje się czymś więcej niż tylko relacją z ostatniego Konkursu Chopinowskiego. To oparte na detalach i niuansach studium dorastania, mierzenia się z porażką, dążenia do perfekcji i ciągłego napięcia między pasją a ceną, jaką trzeba płacić za jej realizację.
Twórca śledzi Evę Gevorgyan, Marcina Wieczorka, Michelle Candotti, Hao Rao, Leonorę Armellini i Alexandra Gajieva. Młodzi, wybitnie zdolni pianiści różnią się podejściem do konkursu, pozycją startową, energią i poczuciem humoru. Eva jest szalenie ambitna, myśli tylko o zwycięstwie i pokornie słucha rad swojej surowej profesorski. Marcin sprawia wrażenie bardziej wyluzowanego i od razu kradnie naszą sympatię. Żartobliwie sugeruje, iż większe szanse na końcowy triumf ma ten, który najbardziej upodobni się do Chopina. Michelle też rzuca złotymi cytatami, fantazjując o apokalipsie zombie i nagłym przerwaniu rywalizacji. Hao tworzy piękny i rozczulający duet z nauczycielką Vivian Li, która staje się jego piano mamą i bratnią duszą.
Reżyserowi udaje się uchwycić również narodziny przyjaźni między Leonorą i Alexem, których łączy język włoski. Gajiev podważa sam sens konkurowania na polu muzyki, a Armellini podsumowuje, iż pieniądze z wygranej trzeba przeznaczyć na terapię. Głosy sześciu niezwykłych osobowości uzupełniają się i wymieniają na ekranie, dając nam wgląd w optykę i stan ducha uczestników. Reżyser zdejmuje z nich medialne piętno cudownych dzieci i przyszłych gwiazd pianistyki, rejestrując prozę życia. W dynamicznej sekwencji montażowej podglądamy Evę jadącą metrem, Alexa grającego w piłkę, Marcina spacerującego z dziewczyną czy Michelle przesiadującą na plaży. Ot, zwyczajni młodzi ludzie, którzy chcą zaczerpnąć trochę normalności. Znaleźć równowagę między ćwiczeniami i prywatnością. Doświadczać świata.
Kolejne etapy konkursu podbijają jednak stawkę, niewyobrażalna presja i sprzeczne emocje gwałtownie wzrastają, każdy szuka maksymalnego skupienia. "Pianoforte" bezbłędnie wykorzystuje tę dramaturgię, wpisaną adekwatnie w każdy typ zawodów. Film ogląda się na jednym wdechu, nerwowo oczekując na ogłoszenie wyników i wyczytanie nazwiska zwycięzcy. Czy będzie nim któryś z bohaterów? Kto wcześniej odpadnie i wróci do domu? Pytania mnożą się i ewoluują, ale w dokumentalnej opowieści nie chodzi o proste sportowe rozstrzygnięcia. Skłania nas raczej do zastanowienia się nad sensem i wpływem przegranej; kosztami, które muszą latami ponosić uczestnicy; fizycznym i psychicznym wysiłkiem, jakim jest 21-dniowa rywalizacja. Po zejściu ze sceny bohaterowie wręcz padają na ziemię ze zmęczenia i silnych emocji. Ich ciała, napięte i rozedrgane, zapamiętają konkursowe występy. Na długo.
Dzieło Piątka zaskakująco rymuje się z "Over the Limit" Marty Prus, przemycając na marginesie podobną myśl: trzeba przekroczyć siebie, żeby wejść na szczyt. Autor jednocześnie nie ocenia morderczej, pianistycznej rutyny i nie każe słuchać żadnych nieomylnych autorytetów. Wybiera cierpliwą, uważną i empatyczną obserwację zamiast gadających głów i nużących archiwaliów. Dzięki temu czujemy autentyczną bliskość i intensywność wydarzeń, a choćby zawstydzająco intymną atmosferę niektórych rozmów, spojrzeń i występów. Konkurs przestaje być szacownym świętem elity i melomanów. Zamienia się w wielkie jednostkowe przeżycie i spotkanie z pełnokrwistymi postaciami, którym na przemian szczerze współczujemy i gorąco kibicujemy. Uczestnicy oglądani w domach i zwyczajnych ubraniach wcale nie są tak różni od swoich eleganckich scenicznych wcieleń. Poświęcenie muzyce zaczyna się przecież od samotnej praktyki w małym pokoju, a kończy ekspresyjnym koncertem przed publicznością. Piątek nie uwzniośla bohaterów, oddając jednak piękno i maestrię konkursowych wykonań w serii zbliżeń na ożywione twarze i grające dłonie. "Pianoforte" elegancko łączy więc sprzeczności: kameralność i spektakl, krytykę i afirmację, lekkość i powagę.
Ponadto, film dobrze wygrywa kontrast między muzycznym i prywatnym statusem bohaterów. Przy fortepianie są dojrzałymi artystami ocierającymi się o doskonałość, ocenianymi za najmniejsze niedociągnięcia i oklaskiwanymi przez poruszonych słuchaczy. Poza konkursem i salami prób, dopiero wkraczają w dorosłe, samodzielne życie, uczą się oswajać negatywne uczucia i możliwość porażki, kwestionują swoje powołanie. Hao kończy na naszych oczach szkołę średnią, Michelle rozmyśla, czy powinna grać dalej, Leonora planuje zrobić tatuaż z Chopinem, a Eva ma w głowie następne koncerty. Młodzi pianiści mieszkają z rodzicami, większość z nich nie rozpoczęła jeszcze wielkich karier. Wszystko może zmienić konkurs, istna trampolina do sukcesu, ale nie magiczny wehikuł zdolny przetransportować ich z burzliwej młodości w stabilną dorosłość.
"Pianoforte" sprawia, iż gwałtownie i głęboko utożsamiamy się z szóstką uczestników, bo ekranowe problemy i rozterki znamy z autopsji lub najbliższego otoczenia. Choć ekipa filmowa zahacza o Rosję, Chiny i Włochy, historie bohaterów niosą uniwersalne treści i tworzą wielopiętrową, spójną układankę. Dawno nie było dokumentu, który w tak satysfakcjonującej i dobrze zrytmizowanej formie eksplorował świat muzyki poważnej i kreślił portrety młodych artystów. W ich zamyślonych, pełnych niepewności twarzach każdy - bez względu na znajomość utworów Chopina - znajdzie swoje odbicie.