Musisz to zobaczyć w Halloween. Serial tak dobry, iż przepadniesz

swiatseriali.interia.pl 11 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Pennywise powrócił... adekwatnie to utalentowany Bill Skarsgard powrócił w roli upiornego klauna prześladującego mieszkańców amerykańskiego miasteczka. "To: Witajcie w Derry", czyli serial rozwijający uniwersum powieści Stephena Kinga, 27 października zadebiutował w HBO Max. Jak dotąd, spotkał się z mieszanymi recenzjami, więc i ja postanowiłam dorzucić do dyskusji swoje trzy grosze. Czy warto obejrzeć nową produkcję z uniwersum?


Uwaga! To recenzja odcinków 1-5. Może zawierać spoilery.


Klaun z horroru powraca. Pierwszy odcinek już na HBO Max


Przerażającego klauna Pennywise'a oglądaliśmy na ekranie już trzykrotnie. W 2017 roku do kin trafił film na podstawie książek Stephena Kinga wyreżyserowany przez Andy'ego Muschietti, który dwa lata później doczekał się kontynuacji. Mało kto wie, iż powieść "To" została przeniesiona też na mały ekran w formie dwuodcinkowego serialu. W tej wersji w potwornego klauna wcielił się Tim Curry, który w filmach został zastąpiony Billem Skarsgardem.


35-letni aktor powraca w najnowszej ekranizacji powieści Kinga, która rozszerza jego uniwersum i pokazuje, co wydarzyło się przed wątkami z kinowych produkcji. Obok Skarsgarda na ekranie występują m.in. Taylour Paige, Jovan Adepo, James Remar, Stephen Rider, Matilda Lawler, Clara Stack, Amanda Christine i Blake Cameron James.Reklama
Serial "To: Witajcie w Derry" zadebiutował w serwisie streamingowym HBO Max w poniedziałek 27 października. Widzowie mogą zobaczyć pierwszy z dziewięciu zrealizowanych odcinków, a kolejne znajdą się w ofercie VOD wkrótce. Projekt jest produkowany przez HBO oraz Warner Bros. Television. Głównymi twórcami są Andy Muschietti, Barbara Muschietti oraz Jason Fuchs.


Derry wita nas ponownie. Jak wypada tym razem?


Najnowsza produkcja HBO Max rozpoczyna się od tajemniczego zaginięcia Matty'ego Clementsa. Zaniepokojeni znajomi ze szkoły, których zaczynają prześladować podobne koszmary - Lilly, Ronnie, Terry i Phil - postanawiają odszukać go na własną rękę. Ich misja nie kończy się dobrze - Terry i Phil znikają, a Lilly i Ronnie nie potrafią wytłumaczyć, jak do tego doszło. Dziewczyny łączą siły i wraz z nowymi towarzyszami postanawiają zebrać dowody na istnienie tajemniczej mocy, która stoi za porwaniami. Czy im się uda?


Muszę przyznać, iż do tej produkcji przyciągnęło mnie wszystko oprócz tytułu. Nie czytałam książki Stephena Kinga, ale oglądałam oba poprzednie filmy, które wydały mi się przerostem formy nad treścią - po prostu wiało nudą, mimo iż aktorzy robili, co mogli. W serialu pokładałam większe nadzieje: zwiastun obiecywał dużo i miał powrócić Bill.
Zaczynamy dobrze - już początkowe sceny pokazują, iż to nie będzie produkcja, która da nam odpocząć. Oczywiście nie w każdej scenie wyskakuje Pennywise (tak naprawdę długo przyjdzie nam poczekać na jego pierwsze występy), ale serial świetnie buduje napięcie i jest idealnie napakowany akcją. W końcu doczekałam się produkcji, która nie traktuje odcinka pilotażowego tylko jako wprowadzenia do historii. Na studiach z produkcji filmowej dostałam kiedyś zadanie, by rozplanować dni zdjęciowe do filmu tak, by było ich jak najmniej, bo "po co marnować czas i pieniądze". Zauważyłam, iż stosuję tę samą zasadę do seriali: nudny pierwszy odcinek tylko marnuje pieniądze ekipy i czas widza, więc po co go takim robić? Tutaj wpadamy w środek wydarzeń, a fabuła z minuty na minutę robi się coraz gęstsza.


W serialu pojawiają się oczywiście wątki poboczne. To rok 1962, więc mamy do czynienia z bardzo podzieloną Ameryką, sekretnymi działaniami wojskowych, buntem rdzennych mieszkańców i upiornymi demonami przeszłości, które dopadną każdego. Choć śledztwo młodych uczniów jest centralną osią fabuły, historia skonstruowana jest tak, iż z każdej strony dowiadujemy się czegoś nowego. Na pochwałę zasługuje też casting aktorów, a w szczególności odtwórców głównych ról. Młodzi artyści nie zawsze umieją od razu odnaleźć się w tak dużej i emocjonalnie ciężkiej produkcji, a tu wypadli naprawdę świetnie.
Jak dla mnie serial jest "idealnie halloweenowy", czyli jest upiorną historią dla wszystkich. Ma swoje mroczniejsze elementy, które sprawią, iż poczujemy niepokój, ale nie wystraszy nas na tyle, by chcieć wyłączyć telewizor. W końcu śledzimy historię dzieciaków mierzących się z klaunem - jest tam mnóstwo pięknie oświetlonych scen, a z ekranu wylewają się kolorowe lata 60. Może niektórzy liczyli na coś mocniejszego i bardziej przerażającego. Według mnie twórcy zachowali idealny balans pomiędzy mroczną historią a przerysowaniem. Mam podejrzenia, iż HBO Max chciało mieć swoje "Stranger Things" i przynajmniej w tych pięciu odcinkach, które otrzymałam do recenzji, naprawdę nieźle im to wyszło.


"Idealnie halloweenowy" seans. Włączajcie ten serial koniecznie


Moim zdaniem serial bije kinowe ekranizacje "To" na głowę. Mamy tu do czynienia z zupełnie inną dynamiką fabuły, która dostarcza naprawdę sporą dawkę dobrej rozrywki. Ja świetnie się bawiłam i mam podejrzenie, iż wy też będziecie. W Halloween koniecznie odpalcie HBO Max - właśnie wtedy w serwisie pojawi się drugi odcinek serialu!
8/10
Zobacz też: "Euforia" jest dla niej powrotem do rodziny. Emocje rosną przed premierą
Idź do oryginalnego materiału