W chwili premiery Morituri był czymś więcej niż filmem – stanowił akt odwagi.
Akcja filmu toczy się w trakcie ostatnich tygodni drugiej wojny światowej. W obliczu postępów radzieckiej Armii Czerwonej nazistowskie Niemcy są skazane na klęskę. Polski lekarz Leon Bronek pod przymusem pracuje w niemieckim obozie koncentracyjnym; pewnej nocy pomaga uciec grupie więźniów różnej narodowości, którzy trafiają do lasu, gdzie odkrywają ukrytą osadę pełną innych zbiegów. Jej mieszkańcy obawiają się, iż obecność uciekinierów może naprowadzić Niemców na ich trop, ale ostatecznie pozwalają mężczyznom zostać. Niektórzy z nich nawiązują bliskie relacje z kobietami z osady, ale idylla nie trwa długo: kończą się zapasy żywności, a wokół lasu krążą patrole Wehrmachtu. Na domiar złego przeprowadzona przez Bronka akcja sabotażowa wysadzenia mostu zwraca uwagę niemieckiego wojska, które jest coraz bliżej odnalezienia osady.
Artur Brauner (1918-2019) urodził się w Łodzi w zamożnej żydowskiej rodzinie. Kiedy wybuchła wojna, trafił do stworzonego przez Niemców łódzkiego getta, z którego uciekł do ZSRR. Po wojnie wyjechał do Berlina, gdzie w 1946 roku wraz z Josephem Einsteinem założył wytwórnię filmową CCC-Filmkunst, która zadebiutowała komedią Herzkönig (1947) Helmuta Weissa. Morituri, drugi film w barwach CCC, był dla Braunera bardzo osobistym, częściowo autobiograficznym projektem. Obraz trafił do niemieckich kin we wrześniu 1948 roku i wzbudził olbrzymią niechęć publiczności: widzowie buczeli i gwizdali podczas seansów, niektóre kina zostały zdewastowane, a inne w ogóle odmawiały projekcji. W rezultacie Morituri poniósł kasową porażkę i nieomal doprowadził CCC do bankructwa. W taki sposób naród niemiecki zareagował na prawdę o sobie samym.
Brauner odbił sobie tę klęskę w kolejnych dekadach, produkując popularne westerny, kryminały, komedie i dramaty oraz współpracując z rozmaitymi reżyserami, m.in. Jesúsem Franco, Robertem Siodmakiem, Fritzem Langiem, Andrzejem Wajdą i Jerzym Hoffmanem. W 1971 roku dostał choćby Oscara za Ogród rodziny Finzi-Continich (1970) Vittorio de Siki, był także laureatem Niemieckiej Nagrody Filmowej, Złotego Niedźwiedzia oraz Złotego Globu. Pomimo katastrofy Morituri jeszcze wielokrotnie produkował filmy o antynazistowskim wydźwięku, takie jak Der 20. Juli (1955) Falka Harnacka, Ludzie i bestia (1963) Edwina Zbonka, Hanussen (1988) Istvána Szabó i Babi Jar (2003) Jeffa Kanewa, choć ich odbiór był już bardziej pozytywny. choćby jeżeli – jak zresztą przyznawał po latach sam Brauner – „mentalność niemieckiej opinii publicznej nie zmieniła się od czasów Morituri”.
Trzeba przyznać, iż film Yorka stanowił akt odwagi w czasach, w których sympatie nazistowskie były jeszcze żywe wśród Niemców [1]. Fakt, iż zaledwie trzy lata po zakończeniu wojny niemieckie studio zrealizowało rozliczeniowy film o nazistowskich zbrodniach, jest po prostu zdumiewający i zasługuje na poklask (a jaki los zgotowali mu niemieccy widzowie, już wiemy). Na dobitkę twórcy nie obawiali się pokazać w pozytywnym świetle Polaków – to oni są tu głównymi dobroczyńcami uciekinierów z niemieckiego obozu koncentracyjnego. I choć fabuła jest fikcyjna, tchnie prawdą i pozostaje zgodna z realiami historycznymi; wszak to właśnie Polaków jest najwięcej w gronie ludzi odznaczonych medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego warto obejrzeć Morituri: był to pierwszy film, w którym zagrał Klaus Kinski.
[1] O tym, jak nazizm, rzekomo wyrugowany z niemieckiego narodu w czasie wojny i tuż po niej, w rzeczywistości wciąż głęboko w nim tkwi, opowiadają też późniejsze filmy, takie jak Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii (1969) Petera Flaischmanna i Strach zżerać duszę (1974) Rainera Wernera Fassbindera.