„Morderczynie” to pierwszy polski serial fabularny Viaplay, który zabiera nas na poszukiwanie prawdy o przeszłości i do zwiedzania brudnych zakamarków Warszawy. Czy to kolejna udana produkcja nordic noir w polskim wydaniu?
„Morderczynie” to pierwszy polski serial fabularny serwisu Viaplay, który ukazuje się teraz, gdy skandynawska platforma powoli pakuje walizki i szykuje się do wyjścia z Polski. Ta 6-odcinkowa produkcja (obejrzałem całość przedpremierowo), której scenariusz inspirowano książką Katarzyny Bondy, została w całości wyreżyserowana przez Kristoffera Rusa („Żywioły Saszy. Ogień”), zaś jej scenariusz to efekt współpracy Wiktora Piątkowskiego („Wataha”) z Joanną Kozłowską („Sortownia”) i Katarzyną Kaczmarek. Seriali kryminalnych opartych na prozie znanych autorów w Polsce nie brakuje, czy jest zatem szansa, iż „Morderczynie” w jakikolwiek sposób wyróżnią się na tle innych produkcji tego typu?
Morderczynie – o czym jest polski serial serwisu Viaplay?
Karolina (Maja Pankiewicz, „Warszawianka”) to młoda policjantka, której miłość do zawodu zaszczepił ojciec (Tomasz Schuchardt, „Wielka woda”) – legenda warszawskiego „terroru”, która w tajemniczych okolicznościach zaginęła prawie rok wcześniej. Jego nagłe zniknięcie położyło się cieniem na życiu całej rodziny i prowadzi do konfliktów, bo w przeciwieństwie do swojej siostry (Eliza Rycembel, „Belfer”) i matki (Izabela Kuna, „Gry rodzinne”), Karolina wciąż nie pogodziła się z tym, iż jej ojciec przepadł jak kamień w wodę. Jak łatwo się spodziewać, główna bohaterka – ryzykując przy tym swoją karierę – trafi wreszcie na trop w sprawie jego zniknięcia, ale prawda, którą przy tym odkryje, może ją przerazić.
Czy jej ojciec zniknął, bo wplątał się w lewe interesy? A może to efekt zemsty jednego z przestępców, którego wcześniej wsadził za kraty? Tropów i możliwych hipotez pojawi się wiele, a niektóre z nich jak zwykle będą prowadziły donikąd. Przed Karoliną zaczną odsłaniać się tajemnic, o których istnieniu nie miała wcześniej pojęcia, a to sprawi, iż zacznie kwestionować całe swoje dotychczasowe życie. Do tej pory jej ojciec był w nim centralną figurą – wzorem mężczyzny i policjanta. Widzowie, już na podstawie krótkich retrospekcji, które będą mogli zobaczyć w każdym odcinku, gwałtownie zorientują się, iż ten obraz wcale nie musi być taki krystalicznie czysty.
Jednocześnie Karolina wciąż będzie wykonywała swoją policyjną robotę. Podczas jednego z rutynowych patroli i interwencji w sprawie zakłócania porządku odkryje ciało, a śledztwo w sprawie morderstwa – w którym zacznie brać udział mimo niechęci niektórych „kryminalnych” – poprowadzi ją przez mroczne zakamarki stolicy i ludzkiej duszy. Sprawa będąca doskonałą okazją do awansu i możliwością wykazania się przed przełożonymi okaże się znacznie bardziej skomplikowana, niż Karolina mogłaby początkowo przypuszczać. Zwłaszcza iż bohaterce bardzo gwałtownie zabraknie dystansu i zacznie traktować ją niemalże osobiście.
Morderczynie realistycznie podchodzą do pracy policji
Te dwa główne wątki – zaginięcie ojca oraz rutynowa sprawa morderstwa – będą główną osią całego serialu. Choć zdawałoby się, iż są to historie o różnej wadze i istotności dla serialu, każda z nich wnosi do niego równie wiele. Wątek rodzinny, już z założenia bardziej osobisty, pozwala nam lepiej poznać Karolinę i relacje między członkami jej rodziny, co może być najważniejsze dla odkrycia prawdy. Z kolei sprawa ciała znalezionego w bloku to szansa, by zobaczyć bohaterkę w akcji i dowiedzieć się, jaką jest policjantką. Czy faktycznie ma w sobie tak wiele z ojca, którego jej przełożeni wspominają do teraz? Oba wątki są w mojej opinii tak samo istotne i każdy z nich wnosi do serialu taki sam wkład – choćby jeżeli jeden z nich zostanie rozwiązany nieco wcześniej, by ustąpić na końcu miejsca drugiemu.
Ojciec, choć pojawiał będzie się jedynie w krótkich retrospekcjach, jest osobą kluczową i dla fabuły „Morderczyń”, i dla zrozumienia Karoliny. Córeczka tatusia, jak powiedzieliby o niej niektórzy, wręcz ubóstwia swojego ojca, który był najważniejszą osobą w jej życiu. Główna bohaterka wyraźnie nie widzi (a może nie chce zobaczyć?), iż daleko mu do ideału, na który ona próbuje go kreować. Każdy odcinek będzie powoli odsłaniał kolejne fragmenty tego obrazu, pozwalając nam dowiedzieć się coraz więcej o relacjach między ojcem a córką i o tym, jak widzieli te relacje inni. Obraz, który ostatecznie się nam wyłoni, będzie zdecydowanie bardziej jednoznaczny niż na początku, choć wciąż nie będzie czarno-biały.
To ojciec w głównej mierze ukształtował Karolinę i to dzięki niemu została ona policjantką. Policjantką, która nie gryzie się w język wobec przełożonych i w poszukiwaniu prawdy jest w stanie naginać reguły. Jasne, nie jest to nic oryginalnego, to wręcz archetyp serialowego policjanta. Karolinę jednak bardzo łatwo polubić, w czym ogromna zasługa świetnej i bardzo naturalnej Mai Pankiewicz, bo kradnie niemal każdą scenę, w której się pojawia, a przy okazji tworzy bardzo zgrany duet z często partnerującym jej Mateuszem Kmiecikiem. Honory trzeba jednak oddać tutaj także twórcom – pracę Karoliny i całej policji pokazali w sposób bardzo realistyczny, nie ma tu wielu spektakularnych pościgów i strzelanin, jest raczej powolna wędrówka od jednej poszlaki do drugiej. A wszystko okraszone bardzo dobrymi dialogami, w których najpopularniejsze polskie słowo pojawia się bardzo często, ale w przeciwieństwie do produkcji Patryka Vegi nie po to, by zamaskować scenariuszową pustkę.
Morderczynie – czy warto oglądać polski kryminał?
Twórcom udało się także zbudować naprawdę gęsty, wręcz skandynawski klimat produkcji. Można dyskutować, czy do jego budowy potrzebny był akurat nałożony na zdjęcia niebieski filtr, przez co upalne lato w Warszawie wygląda wyjątkowo ponuro, ale nie zmienia to faktu, iż w tym serialowym świecie wyjątkowo łatwo się zatopić. Widać, iż za serial odpowiada platforma, która ze Skandynawii pochodzi i na tworzeniu produkcji w stylu nordic noir zjadła już zęby. Miejscówki i ludzie, jakich odwiedzamy po drodze, zdecydowanie nie kojarzą się z warszawskim luksusem, dużo tu biedy, patologii i mroku. Jak w takim środowisku zachować człowieczeństwo i nie poddać się demonom? To jedno z tych pytań, na które „Morderczynie” nie udzielają prostej odpowiedzi.
Wzorem skandynawskich produkcji, polski serial platformy Viaplay stara się przemycić w fabule społeczny komentarz – tutaj dotyczy on przede wszystkim przemocy wobec kobiet, zarówno tej fizycznej, jak i psychicznej. Co jest przemocą? Czy na pewno potrafimy ją dobrze opisać? Te pytania będą jednymi z kluczowych dla całej fabuły, która ostatecznie przynosi satysfakcjonujące rozstrzygnięcia. Po drodze dostajemy kilka zwrotów akcji, które sporo zmienią chociażby w tym, jak będziemy patrzyli na postać graną przez Tomasza Schuchardta, ale finalnie są to rozstrzygnięcia uzasadnione, choć wciąż zaskakujące. Ale mimo to twórcy nie próbują na siłę szokować widzów i nie serwują twistów dla twistów. Zamiast tego postawili na rozwiązania jak najbardziej uzasadnione, pasujące do całej historii.
„Morderczynie” to ostatecznie jeden z najlepszych polskich seriali kryminalnych, a może i polskich seriali w ogóle. Jasne, konkurencja wciąż nie jest szczególnie wielka, ale to kolejny dowód na to, iż powoli nadrabiamy w naszym kraju zaległości względem świata. Oczywiście, nie jest to produkcja wybitna i tego świata nie odmieni, ale to coś, czego zupełnie nie oczekuję od kryminałów. Szkoda tylko, iż w związku z taką a nie inną sytuacją platformy Viaplay w Polsce, praktycznie nie doczekała się ona żadnej promocji, przez co widzom będzie wyjątkowo łatwo ją przegapić. No cóż, pozostaje liczyć, iż w takim razie serial trafi za chwilę na inną platformę i tam zdobędzie widownię, na jaką niewątpliwie zasługuje.