Mój syn przestał ze mną rozmawiać… Nie wiem, kiedy stał się dla mnie obcy.

polregion.pl 1 dzień temu

Syn już ze mną nie rozmawia… I nie wiem, w którym momencie stał się dla mnie obcy.

Mam tylko jednego syna. Moje jedyne dziecko. Moje oparcie. Moja duma. Ma teraz trzydzieści lat, a ja sześćdziesiąt jeden. Całe życie poświęciłam jemu. Dla niego harowałam do upadłego, noce spędzałam na modlitwach, na strachu. To dziecko z pierwszego małżeństwa. Teraz ma własną rodzinę — żonę, niedawno urodziła się upragniona wnuczka, mała Zosia. Mogłabym być szczęśliwa, przecież mieszkamy blisko, tylko podwórko dzieli nasze domy. A jednak… Nie rozmawiamy.

Zanim Zosia przyszła na świat, było inaczej. Byliśmy blisko. Przychodził, żeby poradzić się, napić herbaty, pogadać o życiu. Czułam, iż jestem mu potrzebna. A teraz między nami wyrosła ściana. Zachowuje się tak, jakbym go zdradziła. Widzę, iż jest urażony, ale nie potrafię zrozumieć — za co?

Próbowałam delikatnie wypytać jego samego — milczy. Pytałam jego żonę, Kasię, ale ona tylko powtarza: „Niech pani sama z nim porozmawia”. Jak mam rozmawiać, skoro on unika każdego kontaktu?

Gdy był dzieckiem, ciągle chorował. Ja sama dźwigałam wszystko. Mój drugi mąż, Marek, był dobrym człowiekiem, ale zbyt słabym, by być ojcem. Syn nigdy go nie zaakceptował, a Marek nie naciskał. Wszystko spadło na mnie — obowiązki, trudne decyzje, dyscyplina. Byłam i matką, i ojcem. Przechodziliśmy przez wiele — złe towarzystwo, podejrzenia o narkotyki, bunt nastolatka… Wtedy musiałam być twarda. Nie z gniewu, ale ze strachu. Bałam się go stracić. Nie byłam idealną matką. Ale byłam jedyną osobą, która nigdy nie odeszła.

A jednak wszystko rozpadło się przez drobiazg. Poprosiłam go, żeby pomógł mi z komputerem. Nie ogarniam tych aktualizacji, tych programów… Kiedyś pomagał bez słowa. Tym razem westchnął, wstał, zawołał Kasię i wyszedł. choćby nie wziął pierogów, które dla niego przygotowałam. Po prostu poszedł. Od tamtej pory — cisza.

Myślałam: ochłonie, wróci. Ale minął miesiąc, drugi, trzeci… Nic. choćby nie mówi, kiedy wyjeżdża — dowiaduję się przypadkiem od sąsiadki. Wnuczkę widzę tylko wtedy, gdy przyprowadza ją Kasia. Jest grzeczna, ale chłodna. Ani słowa więcej niż trzeba. A gdy pytam o syna, odpowiada: „To nie moja sprawa. Niech pani z nim porozmawia”.

Przestałam choćby dzwonić — boję się narzucać. Myślałam, iż jeżeli dam mu przestrzeń, zatęskni. Ale nie… Im bardziej milczę, tym bardziej się oddala.

Najgorsze nie jest to, iż jest zły. Najgorsza jest ta cisza. To obojętność. Jakbym dla niego przestała istnieć. Nie przychodzi, nie dzwoni, nie pyta, jak się czuję. choćby nie wiedział, iż leżałam w szpitalu — Kasia dowiedziała się przypadkiem.

Nie rozumiem. Nie wtrącałam się, nie narzucałam. Pomagałam, gdy prosili. Pożyczałam pieniądze, wspierałam. Czy nie zasłużyłam chociaż na zwykłą rozmowę?

Nie śpię po nocach. Przewracam w głowie każde słowo, każde spotkanie, szukając, gdzie popełniłam błąd. Może czegoś nie doceniłam? Może niechcący go uraziłam? A może po prostu stałam się zbędna?

Mówią, iż dzieci dorastają i się oddalają. Ale nie tak… Nie w grobowej ciszy. Przecież ja nie jestem obca. Jestem jego matką.

Teraz chodzę po rozbitym szkle — kaTeraz stoję przed jego drzwiami, wstrzymując oddech, i zastanawiam się, czy w ogóle powinna była tu przyjść.

Idź do oryginalnego materiału