Mój syn przestał ze mną rozmawiać i wrócił do kobiety, która złamała mu serce.

newsempire24.com 3 tygodni temu

Na stare lata mój syn przestał ze mną rozmawiać. Znów wrócił do kobiety, która już raz złamała mu serce.

Każda matka chce dla swojego dziecka tylko najlepszego — by bliska osoba była przy nim, by praca dawała radość, by życie toczyło się bez bólu i rozczarowań. Ale jak to często bywa, dzieci nas nie słuchają, popełniają te same błędy, nadepną na te same grabie. Tak właśnie stało się z moim starszym synem. Po rozwodzie wydawało się, iż wszystko zrozumiał. A potem — znowu ten sam krok w przepaść.

Gdy wrócił jeszcze młody po studiach, poznał dziewczynę — Kasię. Nasze małe miasteczko na Kujawach gwałtownie rozniosło plotki: ma złą sławę, mnóstwo chłopaków, wieczne awantury z rodzicami. Ale pomyślałam — dam jej szansę. W końcu jestem matką. Spotkać Kasię — znaczyło zrozumieć, kim jest ta, co zawładnęła sercem mojego chłopca.

Wyszorowałam mieszkanie do połysku, ugotowałam rosół, nakryłam stół. A ona przyszła… żując gumę, z wyzywającym spojrzeniem i beztroskim zachowaniem. Ani „dzień dobry”, ani szacunku w słowach. Zostawiła wrażenie kogoś, komu zupełnie obojętni są inni.

Wielu pytało mnie wtedy: „Bożena, nie widzisz, w co on się pakuje?” Widziałam. Oczywiście, iż widziałam. Ale Bartek był wtedy oślepiony. Miesiąc później już składali papiery do USC. Rodzice Kasi sfinansowali wszystko. Milczałam. Miałam nadzieję, iż miłość ją zmieni.

Ale cudu nie było. Kasia nie gotowała, nie sprzątała, zamawiała jedzenie, a gdy syn był zmęczony — urządzała sceny. Przybiegał do mnie, płakał, pił herbatę i znów wracał do niej. Aż w końcu się rozstali. Cicho. Bez awantur. Po pół roku.

Widziałam, jak cierpiał. Zamykał się w sobie. Milczał. Unikał rozmów. A ja — znów jako matka — próbowałam mu pomóc. Zapoznałam go z córką swojej dawnej przyjaciółki. Mądra, dobra, spokojna. Nie piękność, ale z sercem i duszą. Zaczęli się spotykać, spacerowali, śmiali się, snuli plany. Już wyobrażałam sobie, jak będę niańczyć ich dzieci. Ale…

Kasia wróciła.

Najpierw dzwoniła. Potem przyjeżdżała. W końcu Bartek znów zaczął znikać. Pewnego dnia poszedł do tej dziewczyny — tej, która pomogła mu stanąć na nogi — i powiedział, iż są „zbyt różni”. A tydzień później oznajmił mi, iż znów się żeni. Z Kasią.

Nie wierzyłam własnym uszom. Pytałam: „Po co? Przecież już to przeżyłeś! Wiesz, jak to się kończy.” On tylko milczał. A gdy nabrał odwagi, zadzwonił i rzucił: „Mamo, nie przyjeżdżaj na ślub. Wiem, jak ją traktujesz. Nie chcę psuć święta ani tobie, ani sobie.”

Odmówił mi. Mnie — matce, która nie spała nocami, która trzymała go za rękę, gdy nie miał siły wstać z łóżka. Dla kogo? Dla tej, która już raz go zniszczyła. Dla tej, której choćby własni rodzice nie potrafią usprawiedliwić.

Nie poszłabym. Wiedziałam to. Ale usłyszeć to — to jak dostać policzek.

Teraz często myślę: miałam dwóch synów. A teraz — jedA teraz Patrzak w okno i widzę tylko mgłę, która zasłania wszystko, tak jak jego miłość do niej zasłoniła rozsądek.

Idź do oryginalnego materiału