Mój pies Artur – recenzja filmu

news.5v.pl 1 tydzień temu


fot. materiały prasowe

Mój pies Artur przedstawia naprawdę niezwykłą opowieść, która oddziałuje na emocje. Inaczej odbieramy historię, gdy mamy świadomość, iż wydarzyła się naprawdę, a twórcy zbyt wiele w niej nie zmienili (czego dowodem są materiały pokazane na końcu). To nadaje temu charakter i dramaturgię, która stara się wykraczać poza typowy gatunek filmów familijnych o zwierzakach. Artur imponuje swoją historią, podróżą i sercem psiego wojownika, więc nie musi być uroczy czy śmieszny. To, co nas porusza, nie jest gatunkową manipulacją, ale czymś autentycznym. I co najważniejsze, twórcy nie poszli w niepotrzebne banały. Dzięki temu dostaliśmy film, którego motywem przewodnim jest miłość psa.

Mój pies Artur to tak naprawdę wielki hołd dla tego zwierzaka. Film podkreśla jego heroizm i odwagę, nie zapominając o tragedii i traumach, jakie przeżył. To wyróżnia tę produkcję spośród innych opowieści o czworonogach, w których przeważnie są one jedynie humorystycznym dodatkiem, a nie fundamentem fabuły. choćby jeżeli Artura jest na ekranie mniej, niż powinno, to właśnie on liczy się najbardziej. Widz może dostrzec piękno psiego serduszka i dowiedzieć się więcej o fundacji, która pomaga zwierzakom na całym świecie. Niestety gdzieś z tyłu głowy pojawiają się myśli, iż tak wyjątkowa historia… zasługiwała na o wiele lepszy film.

Można powiedzieć, iż jest to sportowa historia – obserwujemy bohaterów podczas wyczerpującego wyścigu, w trakcie którego dołącza do nich piesek. Jednak zawody nie gwarantują dreszczyku emocji, niepewności czy ekscytacji. Trudno nam przez to kibicować postaciom. Oczywiście nie twierdzę, iż film jest nudny! Po prostu jest zwyczajny, bo obserwujemy ograne schematy. Nie ma tu żadnego zaskoczenia, a przewidywalność na każdym etapie jest aż nadto wyczuwalna. Przez to film traci swoją moc. Mój pies Artur zyskałby, gdyby ten aspekt został lepiej poprowadzony. Można odnieść wrażenie, iż poza dobrym podejściem do zwierzaka, reszta została potraktowana po macoszemu.

Fajne jest to, iż Artur stał się katalizatorem zmian. Pies ma wpływ na każdego członka ekipy – a przede wszystkim na Marka Wahlberga (polecam zabawę: policzcie, ile jest scen, w których Mark nie ma zmarszczonego czoła). Możemy obserwować, jak bohaterowie się zmieniają. Szkoda tylko, iż aktorzy nie mieli pola do popisu, by to mocniej podkreślić. Poza tym Wahlberg gra fatalnie – ciągle z jedną miną! Po pewnym czasie robi się to dziwne i komiczne.

Mój pies Artur to przyjemny film familijny. Warto poznać tę wyjątkową historię! Jednak mam wrażenie, iż ten odważny i kochany pies zasługiwał na więcej – na film, który stałby się klasykiem gatunku. To jednak nie ma znaczenia! Każdy, kto kocha zwierzaki, odbierze tę opowieść przede wszystkim sercem. Poczujecie podziw i wzruszenie, a reszta przestanie mieć dla Was znaczenie.

Zastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 20 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.

Mój pies Artur

Idź do oryginalnego materiału