Do Gdyni trafiłem trochę z przypadku. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w festiwalu, mimo iż kojarzyłem go z nagłówków o najgłośniejszych, często kontrowersyjnych polskich filmach. Za namową znajomej, jako maturzysta z najdłuższymi wakacjami w życiu, zdecydowałem się tam wybrać. Absolutnie tego nie żałuję, bo były to fantastyczne 4 dni, podczas których żyłem wyłącznie polskim kinem. By moja podróż z Wrocławia do Gdyni nie pozostała bezowocna, opowiem o perełkach, rozczarowaniach, ale też i o najciekawszych elementach Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.
FILMY KRÓTKOMETRAŻOWE, CZYLI KRÓTKIE NIE ZNACZY GORSZE
Zacznę nietypowo, bo osoby wybierające się na festiwal w Gdyni pewnie nie czekają najbardziej na filmy krótkometrażowe. Według mnie jest to jedna z ciekawszych sekcji tego wydarzenia. W ramach jednego bloku, który trwa tyle, co przeciętny film (1 h 40 min), oglądamy 6 różnych krótkometrażówek. Najczęściej tworzą je studenci lub absolwenci szkół filmowych. Są one dalekie od produkcji amatorskich, a wszystkie różnią się gatunkowo i stylistycznie. Jestem pewien, iż w każdym z bloku znajdzie się chociaż jeden czy dwa obrazy, które szczególnie przypadną wam do gustu.

Moim faworytem jest film Taty nie ma w reżyserii Jana Saczka. Opowiada on historię dwóch braci, którzy ukrywają przed światem, iż ich ojciec cierpi na demencję czołowo-skroniową. Pomimo ciężkiej tematyki, produkcja jest nie tylko świetnie napisana i poruszająca, ale i niepozbawiona elementów humorystycznych.
Jestem w mniejszości, ale bardzo zaciekawiło mnie Pożegnanie z morzem Mateusza Nowaka. Przedstawia nostalgiczny klimat końca wakacji skonfrontowany z dramatem rodzinnym. Z kolei rozczarowaniem okazał się główny zwycięzca konkursu filmów krótkometrażowych, czyli SLAP!!. Reżyser 100 dni do matury opowiada historię o ukrytej męskiej wrażliwości. To opowieść, która przy kolejnym seansie już nie zrobi na was wrażenia. Jest to polska odpowiedź na Fight Club z podkręconym body horrorem.
KONKURS GŁÓWNY – FESTIWALOWE HITY…
Podczas tych 4 dni na Festiwalu udało mi się obejrzeć 8 filmów z Konkursu Głównego, który zachęca do sięgnięcia po bardzo zróżnicowane kino. Mamy bowiem praktycznie polskie blockbustery, jakimi są Wielka Warszawska, Vinci 2 czy LARP. Miłość, trolle i inne questy. Pojawiły się również głośne i kontrowersyjne produkcje np. Zamach na papieża czy Dom dobry. Znalazło się też miejsce na bardziej kameralne historie jak Brat, CAPO czy Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej. Innymi słowy, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Jednak, jak łatwo się domyślić, nie wszystkie filmy reprezentują taki sam poziom. Aczkolwiek dla wielu zaskoczeniem może być fakt, iż stan polskiego kina wcale nie jest opłakany. W naszym kraju powstaje wiele interesujących obrazów, które mają bardzo małe szanse na szeroką dystrybucję. choćby te z większym budżetem nie muszą być od razu odgrzewaniem kotletów czy próbą kopiowania Hollywood.
Zobacz również: Zamach na papieża – recenzja filmu. Ostatnie tango
Największym zaskoczeniem festiwalu okazali się Ministranci Piotra Domalewskiego. Film, który bardzo dobrze balansuje na granicy pomiędzy zabawną komedią a przejmującym dramatem. Tę cienką granicę w dużo bardziej satyryczny i komiksowy sposób umie zachować także reżyser Kordian Kądziela w LARP. Miłość, trolle i inne questy. Tworzy młodzieżową komedię, która nie wywołuje ciarek żenady, a jest listem miłosnym do gatunku fantasy i wszystkich „odmieńców”. Najbardziej nieoczywiste dla mnie filmy to Franz Kafka Agnieszki Holland oraz Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej Emi Buchwald. Aby za dużo nie zdradzać, powiem tylko, iż obie produkcje obierają oryginalne, nieoczywiste formy narracji. W obu przypadkach można te formy zaakceptować lub po prostu się od nich odbić.

Intencja użycia specyficznej, niechronologicznej narracji w obrazie Agnieszki Holland nie jest przypadkowa, co nie sprawia, iż forma ta nie staje się męcząca wraz z trwaniem seansu. Natomiast w przypadku obrazu Emi Buchwald sprawia ona, iż historia jest intencjonalnie fragmentaryczna, czego nie byłem największym fanem. Nie da się jednak ukryć, iż jej produkcja oddaje dynamikę relacji rodzeństwa oraz problemów współczesnej młodzieży w sposób, jakiego jeszcze do tej pory nie widziałem w kinie. Warto dodać, iż oba filmy mają znakomitą obsadę i zawierają trafne uwagi na temat współczesnego społeczeństwa.
…I FESTIWALOWE WTOPY
Przyszedł jednak czas na największe rozczarowania. Wielka Warszawska to po prostu kolejny film o chłopaku, który spełnił swoje marzenie, napotyka trudności i musi wejść w okropny, skorumpowany świat show biznesu. Jest to produkcja do bólu poprawna, która nie byłaby w połowie tak dobra, gdyby nie charyzma Tomasza Ziętka występującego w głównej roli. Wielu innych aktorów (jak Tomasz Kot czy Andrzej Konopka) jest po prostu niewykorzystanych i równie dobrze mogłoby ich tam nie być. Samemu filmowi brakuje stylu, wyrazu czy czegokolwiek, co wyróżniałoby go spośród innych produkcji o sporcie (poza tym, iż ten jest akurat o wyścigach konnych). Z kolei Vinci 2, którego już zdążyło zobaczyć 700 tysięcy Polaków, to moim zdaniem bardzo słaby sequel, który oprócz paru lepszych momentów, nie dorównuje oryginałowi, a choćby psuje jego wydźwięk.

Więcej mogę pochwalić w filmie Brat – portrecie dwóch braci żyjących w dysfunkcyjnej rodzinie. Szczególnie na uznanie zasługuje, słusznie nagrodzony na festiwalu, Filip Wiłkomirski w roli starszego brata. Problem w tym, iż obraz strasznie się dłuży, a tematy, które porusza, przedstawia w najbardziej łopatologiczny sposób, zostawiając mało pola do jakichkolwiek niedopowiedzeń. Praktycznie te same problemy mam z filmem Capo, który przedstawia losy emigranta z Ameryki Łacińskiej pracującego w Polsce. Produkcja przyjmuje naturalistyczną, prawie dokumentalną koncepcję opowiadania historii, ale gwałtownie staje się to bardzo nużące. Co gorsza, opowieść kończy się w jednym z ciekawszych momentów, praktycznie jakby nagle go ktoś wyłączył i ostatecznie nie zapada w pamięć widza. Reżyser stawia pewną tezę na początku i jedynie ją potwierdza przez kolejne 90 minut seansu. Refleksja po przeczytaniu opisu filmu pozostaje taka sama jak po jego obejrzeniu. Warto jednak pochwalić role Beatriz Blanco (Yisela), a także Sebastiana Stankiewicza w roli okrutnego szefa.
PO SEANSIE – SPOTKANIA, WYSTAWY, DYSKUSJE
Jednak Festiwal to nie tylko przedpremierowe seanse polskich produkcji. To wyjątkowa okazja, aby spotkać samych twórców czy udać się na inne wydarzenia.
Udało mi się zostać po projekcji Vinci 2 z Juliuszem Machulskim, Robertem Więckiewiczem i częścią obsady. Miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z Agnieszką Holland po seansie Franza Kafki. Spotkałem się z obsadą i twórcami Capo
oraz Wielkiej Warszawskiej. W zależności od gości oraz prowadzących były to spotkania mniej lub bardziej ciekawe. Rozmowa z Agnieszką Holland była najbardziej wartościowa, ponieważ stworzyła ona najmniej oczywisty obraz, po którym miałem więcej pytań niż odpowiedzi. Możliwość zadania jej pytania była fantastyczną szansą. Choć decyzja, by te spotkania odbywały się na środku galerii handlowej, jest dosyć kontrowersyjna.
Udało mi się także dostać na masterclass Ewy Braun, laureatki Oscara za scenografię do Listy Schindlera. Spotkanie dało mi spory zastrzyk wiedzy na temat roli scenografa w filmie. Pokazane zostały też fragmenty dosyć niedocenionych, nieznanych polskich produkcji znanych twórców oraz etiudy studenckie, które Pani Ewa Braun pomagała tworzyć. Debata na temat przyszłości polskiego kina była również bardzo wciągająca, choć czas pozostawiony na zadanie pytań mógłby być dłuższy. Niemniej ucieszyła mnie informacja, iż można podejść do prowadzących choćby po zakończeniu z własnymi pytaniami czy przemyśleniami do skonfrontowania. Atrakcji było od groma – od osobnej wystawy w Muzeum Miasta Gdyni dotyczącej historii festiwalu po strefę rekonstrukcji TVP. Można było zobaczyć starsze produkcje, rekonstrukcję taśmy filmowej na żywo, a choćby finałową galę rozdania nagród. Jednak przez ich ilość nie da się ich wszystkich dokładnie tu opisać.
Niezależnie od pewnych rozczarowań Festiwal Polskich Filmów Fabularnych był dla mnie niesamowitą przygodą. Dowiedziałem się na nim sporo o współczesnym stanie polskiego kina, miałem też okazję zobaczyć, jak wyglądały wcześniejsze edycje festiwalu i jak się zmieniała jego formuła. Jednak to nie był tylko przegląd najnowszych polskich filmów, które są mniej lub bardziej godne zapamiętania. To również spotkania z twórcami, wydarzenia towarzyszące i ludzie zafiksowani na punkcie kina. A wszystko to w atmosferze, która jest nie do odtworzenia w zwyczajnej sali kinowej, a co dopiero w zaciszu własnego domu. Na pewno tam wrócę, bo tam po prostu chce się wrócić.
Źródło obrazka głównego: materiały prasowe