„Sprostowanie”
Biedni rodzice patrzą na swoje dziecko również w „Sprostowaniu” (Apple TV+), miniserialu w reżyserii Alfonso Cuaróna. Fabuła jest tak samo prosta, jak absurdalna. Oto Catherine Ravenscroft (Cate Blanchett), uznana dziennikarka i reżyserka filmów dokumentalnych, wiedzie pozornie idealne życie u boku kochającego ją męża Roberta (Sacha Baron Cohen) oraz syna Nicholasa (Kodi Smit-McPhee). Pewnego dnia w jej ręce trafia tajemnicza powieść „Perfekcyjny nieznajomy”. Podczas lektury odkrywa, iż opisana w niej historia ujawnia od dawna skrywany sekret kobiety.

serial „Sprostowanie”, fot. materiały prasowe
Catherine jest w powieści czarnym charakterem.
Za autora czytadła podaje się Stephen Brigstocke (Kevin Kline), zgorzkniały emeryt, który przez cały czas pozostaje w żałobie po śmierciach: niedawnej – żony Nancy (Lesley Manville) i sprzed wielu lat – syna Jonathana (Louis Partridge). Mężczyzna jest żądny zemsty, której motywy (niezamierzenie oczywiste) „Sprostowanie” odsłania w ślimaczym tempie.
Jestem zdania, iż o mizoginii powinny opowiadać raczej kobiety niż mężczyźni, zwłaszcza ci, którzy kilka mają w temacie do powiedzenia, a wybierają go, by płynąć na fali (słusznie) aktualnych trendów.
Cuarón, mimo iż jest wyśmienitym twórcą, w „Sprostowaniu” kreśli jednowymiarowy świat, w którym postaci zaczynają kwestionować prawdomówność Catherine (faceci przez płeć; inne kobiety – z zazdrości). Tylko dlatego, iż nieznany mężczyzna własnym sumptem wydał powieść. Wiara reżysera w sprawczość literatury w XXI wieku nie tyle zdumiewa, co bawi.

serial „Sprostowanie”, fot. materiały prasowe
Serial kilka wnosi do dyskusji o kulturowym niedawaniu wiary kobietom i naszej skłonności do szybszego osądzania zachowań z różnych względów nienormatywnych. Natomiast Cuarónowi udaje się sprawnie oddać psychologiczny portret rodzicielstwa, które przez nieprzepracowaną traumę (w tym wypadku matki) od lat znajduje się w stanie ewoluującego kryzysu. W „Sprostowaniu” jego kulminacją jest właśnie ukazanie się paszkwilu.
Im Nicholas jest starszy, tym Catherine coraz bardziej go odtrąca. Syn bowiem metrykalnie zbliża się do wieku Jonathana Brigstocke’a. W młodości kobieta przeżyła z nim krótki „romans” we Włoszech, który zakończył się tragiczną śmiercią chłopaka, a który (kłamliwie) opisany został w „Perfekcyjnym nieznajomym”. Kilkuletni Nicholasa był świadkiem wydarzeń. Choć nie może ich pamiętać, sama świadomość jego obecności sprawia, iż matka izoluje się od niego.

serial „Sprostowanie”, fot. materiały prasowe
Z czasem Nicholas pogrąża się w nienawiści do matki. To on ją finalnie odrzuca, jak również wszystko to, co kobieta reprezentuje (karierę, finansową stabilizację, prestiż). Pochłaniają go narkotyki, na które zarabia, wykonując niskopłatne prace. Finalnie Catherine, by dać synowi nauczkę, wyrzuci go z domu.
Chłopak utrzymuje świetną relację z ojcem przede wszystkim „na pokaz”, tak by w kontraście matka czuła się jeszcze bardziej samotna. Każe ją. Z kolei zazdroszczący żonie zawodowych sukcesów, niedowartościowany Robert lubi chwalić się kumpelską relacją z Nicholasem. Chce zademonstrować swoją wyższość, choćby o ile „tylko” w rodzicielstwie. Gdy obaj przeczytają książkę, tylko się upewnią, iż ich niechęć (w przypadku Roberta niewypowiedziana) do Catherine jest uprawomocniona.
„Potwory”

serial „Potwory”, fot. materiały prasowe
Mam wrażenie, iż Nicholas (gdyby fabuła potoczyła się inaczej) byłby o krok od ostatecznego (brutalnego?) rozrachunku z matką. Stąd już blisko do „Potworów” (tym razem z dopiskiem „Historia Lyle’a i Erika Menendezów”), drugiego sezonu opartej na faktach antologii Netflixa.
Akcja produkcji rozgrywa się co prawda pod koniec lat 80. i do połowy 90. XX wieku, jednak twórca Ryan Murphy mocniej zaakcentował (lub je zwyczajnie wymyślił) te problemy swoich głównych bohaterów, które są aktualne właśnie dziś.
Zatem Lyle (Nicholas Alexander Chavez) i Erik (Cooper Koch) zmagając się z oczekiwaniami ojca José (Javier Bardem) i matki Kitty (Chloë Sevigny) wobec nich, chodzą na terapię, dopuszczają się kradzieży (dla żartów), imprezują ponad wszelką miarę, poniżają innych oraz wszem i wobec manifestują swoje uprzywilejowanie, wożąc się limuzynami po L.A.
Na drugim planie pojawiają się też kazirodcze zbliżenia między braćmi i odkrywanie nieheteronormatywnej orientacji jednego z nich.
Lyle i Erik uosabiają wszystko to, czym gardzi José (bo jego droga to spełniony „klasyczny” amerykański sen migranta z białą żoną i wielkim majątkiem). Uważa chłopaków za niewystarczająco męskich, nieudaczników, kretynów. Lista jest długa. Mimo iż mają jego geny, nijak nie przypominają ojca. Czy to wina wychowania?

serial „Potwory”, fot. materiały prasowe
Czy otaczającej chłopaków kultury?
Murphy, tworząc serial, podkręca wątki, które zostały niedopowiedziane w doniesieniach medialnych, tak aby uczłowieczyć bohaterów (pomińmy pytanie: tylko po co?). Przez większość z dziewięciu odcinków widownia jest przekonana, iż José molestował synów, aby – idąc tropem rzymskich wojowników – zmężnieli. Dopiero, gdy byliby już odpowiednio uformowani, przejęliby ojcowską schedę.
Lyle i Erik tak bardzo nie chcieli wchodzić w buty José, iż posunęli się do czynu ostatecznego – brutalnie zamordowali zarówno jego, jak i Kitty. Dziś odsiadują dożywocie.

serial „Potwory”, fot. materiały prasowe
Czy ceną odcięcia się od potwora była de facto przemiana w tego potwora? A może bracia stali się ofiarami wpojonego im przez ojca perfekcjonizmu, tylko iż wykorzystanego w makabryczny sposób? Wszak doprowadzili projekt „rodzicobójstwo” do końca. Serial bezpośrednio nie podsuwa odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nie może. Według wyroku sądu, motywem zabójstwa Menendezów była chciwość i chęć przejęcia przez synów ich majątku. Mało sensacyjne.
Wymieniwszy te wszystkie telewizyjne wcielenia, trudno oprzeć się wrażeniu, iż współczesny chłopak wciąż jest postacią niedopowiedzianą. Z jednej strony seriale z lubością wytykają toksyczne wzorce, z drugiej – rzadko pokazują, co mogłoby je zastąpić. Moralna panika wokół męskości wynika ze strachu przed „monstrum” zlepionym ze społeczno-kulturowych wyobrażeń. Wszystko to mówi jednak więcej o zbiorowych lękach dorosłych niż o samych obiektach naszego zainteresowania.







