Mleczko poszkodowany w zderzeniu z niezależnością

gazetatrybunalska.info 19 godzin temu

Patrzę na zdjęcie Andrzeja Mleczki z uśmiechem prezentującego przyznany mu złoty medal Gloria Artis, i czuję coś między zażenowaniem a niedowierzaniem. Nie chodzi o samą nagrodę. Chodzi o kontekst.

W Polsce od dawna obowiązuje reguła: gdy rządzi jedna ekipa, nagrody przyjmują ci, którym blisko do jej światopoglądu, a reszta głośno oburza się na „układy”. Potem władza się zmienia i zmieniają się role. Mechanizm zostaje ten sam, tylko barwy partyjne inne.

Mało tego: Gloria Artis, kiedyś mająca pewien ciężar, dziś jest rozdawana tak masowo, iż jej wartość zanikła. Trzy stopnie, setki nazwisk, ceremonie powtarzane jak rutynowy element kalendarza ministerstwa. W tej inflacji nie ma prestiżu – jest rytuał polityczny. Nic dziwnego, iż niektórzy twórcy odmówili jej przyjęcia, czasem wprost tłumacząc, iż nie chcą firmować polityki aktualnego ministra.

Wpis A. Mleczki z 20.11.2025. Kliknij, aby powiększyć.

Na tym tle zdjęcie Mleczki działa jak zimny prysznic. Bo pytanie, czy przyjąłby identyczny medal z rąk ministra Glińskiego, nie jest złośliwą zaczepką. To test spójności.

Najsmutniejsze jest jednak coś innego. Mleczko przez lata uchodził za postać niezależną, obserwatora rzeczywistości, który potrafił drwić ze wszystkich po równo. Taki był obraz: inteligentny, zdystansowany, z boku. A tu nagle pojawia się wpis „Hurra!!” i infantylne zdjęcie z medalem, jakby twórca wrzucał zdobycz z odpustowej loterii, a nie państwowe odznaczenie. Jednym ruchem burzy to, na czym opierał się jego wizerunek. Przyjął medal i zrobił to tak entuzjastycznie, tak ostentacyjnie i tak bezrefleksyjnie.

Bo czym adekwatnie jest niezależność? To przede wszystkim brak identyfikowania się z jakąkolwiek opcją polityczną – szczególnie w kraju, gdzie polityka od lat jest fałszywa, zakłamana i nastawiona przeciwko obywatelom. To samo dotyczy relacji z Kościołem: kto się do niego klei ten przestaje być wolny, choćby bardzo chciał udawać, iż jest inaczej.

A jak było za komuny? Mechanizm wyglądał identycznie. Ci, którzy brali medale, przywileje i stanowiska, wiedzieli doskonale, iż to nie jest nagroda za talent, ale sprawdzian uległości. Władza zawsze wynagradza swoich – to uniwersalna prawda, niezależna od epoki i nazwy partii.

Dlatego wolny, niezależny twórca nigdy nie przyjmie wyróżnienia przyznanego przez władzę albo organizację od niej zależną. Bo zrozumie jedno: to nie jest gest uznania, ale zaproszenie do gry. Do roli, w której trzeba potwierdzić, iż jest się po adekwatnej stronie.

A prawdziwe uznanie – to nie ministerialna blaszka i lajki w Facebooku. To widzowie, czytelnicy, słuchacze. Jedyne jury, którego werdykt ma znaczenie.

→ (mb)

21.11.2025

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

Idź do oryginalnego materiału