Mistrzowska Piątka – polskie reżyserki w XX wieku | Zestawienie | Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

filmawka.pl 1 tydzień temu

Wajda, Kawalerowicz, Hoffman, Kieślowski. Jeszcze Has i nie zapomnijmy o Konwickim! Nazwiska polskich mistrzów reżyserii można wymieniać w nieskończoność, podobnie jak tytuły ich produkcji. Problem pojawia się, gdy do tej listy trzeba dorzucić jakąś twórczynię. To nie tajemnica, iż reżyserska gałąź przemysłu filmowego, również w Polsce, jest silnie zmaskulinizowana. Kobiety rzadko zostają docenione za swoją pracę – pomija się je przy wręczaniu nagród branżowych i nie wspomina się o ich wkładzie w budowanie rodzimej kinematografii. Poniższe zestawienie powstało z pragnienia zmiany tego stanu rzeczy; chcieliśmy uhonorować polskie reżyserki, których głosy od zawsze próbowały przebić się przez patriarchalną barierę.

Przedstawiamy więc wybrane dwudziestowieczne filmy polskich reżyserek.


Przygoda człowieka poczciwego (1937), reż. Franciszka Themerson, Stefan Themerson

„Przygoda człowieka poczciwego”

Małżeństwo Themersonów wniosło powiew świeżości do kina polskiego, sięgając po tradycje nurtu awangardowego – można choćby powiedzieć, iż to oni utorowali ścieżkę kolejnym twórcom filmu eksperymentalnego. Kiedy na przełomie lat 20. i 30. sztuka surrealistyczna osiągała apogeum swojego rozwoju (Pies andaluzyjski Luisa Buñuela, Muszelki i pastor Germaine Dulac), miłość do awangardy połączyła Franciszkę i Stefana. niedługo para rozpoczęła wspólną działalność filmową (współcześnie nazwano by ich pewnie power couple). kooperacja z małżonkiem była jedną z opcji, która umożliwiała kobietom zabranie głosu w kinie ubiegłego wieku (można tu wymienić chociażby Ewę i Czesława Petelskich). W końcu współautorstwo nie umniejsza żadnemu z reżyserek i reżyserów, choćby jeżeli o jednej połowie duetu artykuły w internetowych encyklopediach są o wiele krótsze.

Franciszka Themerson (z domu Weinles) była kobietą renesansu. Graficzka, pierwsza ilustratorka Kaczki dziwaczki, polska surrealistka filmowa. W międczyczasie współredagowała czasopismo o filmie artystycznym „f.a” oraz założyła Spółdzielnię Autorów Filmowych i wspierała „startowców”. Jej dorobek filmowy składa się z zaledwie 7 krótkometrażowych produkcji awangardowych, z których większość uznana została za zaginione.

Jednym z najlepiej zachowanych filmów Franciszki jest Przygoda człowieka poczciwego, która stanowiła pole do eksploracji możliwości formalnych sztuki filmowej. Eksperyment staje się językiem, którym opowiadana jest historia. Samozwańcza „humoreska irracjonalna” to czysta zabawa z podwójną ekspozycją, powielaniem ujęć czy kadrowaniem. Film czerpie garściami z poetyki oniryzmu – postacie snują się wspak po ulicach i unoszą się w chmurach.

Sceną, w której tajemnicza postać podczas rozmowy telefonicznej szepcze słowa „nie będzie dziury w niebie, o ile choćby pójdziesz tyłem”, nie pogardziłby sam David Lynch. W produkcji zostało uwydatnione napięcie między fizycznością obrazu a jego znaczeniem, pozostawiając jednocześnie odbiorcy pole do interpretacji. Właśnie to skupienie na strukturze oraz gra z formą jest, w moim przekonaniu, sercem Przygody człowieka poczciwego.

Trudno zaprzeczyć, iż zarówno Przygoda człowieka poczciwego, jak i reszta (współ)filmografii Franciszki, wywarły silny wpływ na przyszłe pokolenia polskich artystów. Inspirowała (tak bardzo, iż jej pomysł splagiatował Roman Polański w Dwóch ludziach z szafą), motywowała i krzyczała wizualnością. Franciszka udowodniła, iż warto „znać się na przenośni, proszę Państwa”.

Emilia Czajewska


Pierścień księżnej Anny (1970), reż. Maria Kaniewska

„Pierścień księżnej Anny”

Marię Kaniewską można okrzyknąć królową polskich filmów dziecięcych i młodzieżowych. Była reżyserką oraz współscenarzystką między innymi Awantury o Basię (1959), Panienki z okienka (1964) czy Szatana z siódmej klasy (1960). Działanie w rozrywkowym – i przeznaczonym dla konkretnej publiczności – odłamie kinematografii stanowiło pewien ruch strategiczny. Dzięki tej gałęzi filmowej Kaniewska miała szansę rozwijać swoje zdolności reżyserskie, co byłoby dużo trudniejsze w uznawanym za bardziej interesujące i ambitne kinie głównego nurtu.

Produkcją najbardziej mi bliską z dorobku reżyserki jest Pierścień księżnej Anny (1970). W dzieciństwie widziałam ją tak wiele razy, iż moja mama zaczęła wzdychać, gdy widziała, iż kolejny raz sięgam po tę samą płytę DVD. Po latach ten film wzbudza we mnie tyle samo pozytywnych emocji. Nastoletni Franek i Andrzej wraz z kilkuletnim Jackiem przypadkowo pokonują barierę czasową i przenoszą się do 1406 roku na zamek krzyżacki. Zakonnicy natychmiast uznają chłopców za ziemskie wcielenia szatana i postanawiają ich uwięzić. Bohaterowie do walki z nieprzyjaciółmi wykorzystują przedmioty z XX wieku oraz wiedzę wyniesioną z lektury Krzyżaków Henryka Sienkiewicza. Film bawi się więc z poważną historyczną narracją, ukazując postacie i wydarzenia znane z podręczników w niekonwencjonalny, humorystyczny sposób. Gdybym tylko mogła, zmusiłabym każdego do seansu Pierścienia księżnej Anny lub chociaż przesłuchania piosenki przewodniej tej produkcji (do której melodię skomponował sam Wojciech Kilar!).

Joanna Stachnik


Aktorzy prowincjonalni (1979), reż. Agnieszka Holland

„Aktorzy prowincjonalni” / mat. prasowe Film Polski

Agnieszka Holland zadebiutowała na ekranach kin rok przed tym, jak jej Gorączka zdobyła Złote Lwy. Scenariusz Aktorów prowincjonalnych napisała wraz z Witoldem Zatorskim, tworząc ciekawą konstrukcję o teatrze w teatrze. Film opowiada bowiem o zespole teatralnym w prowincjonalnej mieścinie, do której z Warszawy przybywa reżyser-karierowicz, wystawić Wyzwolenie Wyspiańskiego. Dramat w trzech aktach opowiada o wyzwoleniu na różnych płaszczyznach: sztuki z niespełnienia, Polski z niewoli oraz narodu z bezwładu ducha. O tym wszystkim, w mniejszym czy większym stopniu, opowiadają także sami Aktorzy prowincjonalni, ale przenosząc te problemy do realiów drugiej połowy lat 70. XX wieku. W ich rzeczywistości życie rozmija się z ideałami: reżyser nie ma ambicji, aktorom nie przeszkadza wszechobecna miernota, a miejscem artysty jest bufet. Pośród marazmu są także ci, którzy pragną od życia więcej – małżeństwo Krzysztof i Anna – ale ich ambicje tłumi próżniactwo inteligenckiego towarzystwa, a walka z systemem za każdym razem kończy się porażką.

Aktorzy prowincjonalni to jeden z moich ulubionych filmów kina moralnego niepokoju, a uniwersalny wymiar unosi go wysoko ponad ramy czasowe. To przede wszystkim świetny scenariusz i niemniej wspaniałe kreacje Haliny Łabonarskiej i Tadeusza Huka, których wypalenie zawodowe i brak poczucia sensu doprowadzają do powolnego rozpadu związku. Choć fabuła w roli pierwszoplanowej stawia Krzysztofa, kobiece spojrzenie Holland kieruje reflektory na Ankę, którą wielu innych twórców pozostawiłoby w cieniu męża. Spędzamy z bohaterką wiele czasu, doświadczamy jej dylematów, wewnętrznej walki, a jeden z najlepszych momentów filmu stanowi jej podróż do Warszawy. Odwiedza tam koleżankę ze szkoły, której nie widziała od lat – znakomita scena z Ewą Dałkowską ukazuje wszystkie jej niespełnione ambicje i stłumione pragnienia.

Relacja z mężem to gnicie od środka – w końcu nie da się wyzwolić narodu z bezwładu ducha bez wyzwolenia Polski z niewoli, nie tylko w kontekście komuny, ale także patriarchatu. Nie da się także wyzwolić sztuki z obłudy bez wyzwolenia życia z kłamstwa. Pojemność interpretacyjną filmu docenili między innymi krytycy międzynarodowi na festiwalu w Cannes w 1980, gdzie przyznali jej nagrodę FIPRESCI. Jej aktualność potwierdza natomiast ilość sztuk teatralnych, które adaptowały w ostatnich latach tekst Holland i Zatorskiego. A co cieszy najbardziej, 50 lat później reżyserka jest przez cały czas w świetnej zawodowej formie. Aktorzy prowincjonalni pozostają jednym z moich ulubionych filmów spod jej pewnej, bezkompromisowej ręki.

Jakub Nowociński


Bez miłości (1980), reż. Barbara Sass

„Bez miłości” / mat. prasowe Film Polski

Ewka z Bez miłości jest zdecydowanie jedną z moich ulubionych postaci polskiego kina. Tlenione włosy, skórzane spodnie, skupiona mina i dziarski krok – to wszystko atrybuty głównej bohaterki debiutu Barbary Sass. Młoda dziennikarka bezkompromisowo wspina się po drabinie kariery, często wykorzystując swoje kobiece wdzięki. To nie mężczyźni wykorzystują jej niski status, ale ona czerpie z ich mentalnej słabości i naiwniactwa. To postać niejednoznaczna, wątpliwa moralnie, stawiająca nam pytania. Jest w stanie zrobić wszystko dla dobrego artykułu, zaspokaja swoje ambicje kosztem innych – a jednocześnie nie da się z nią nie sympatyzować. Nie pozwala wsadzić się w szufladkę, jest sprytna i zawsze wie, czego chce. Gdy redaktor gazety nie chce przydzielić jej „męskiego” tematu, mówi, iż to jest właśnie tekst idealny dla niej. Gdy nie pasuje jej czyjaś odpowiedź, rzuca tylko: „takim tonem to w ogóle nie będziemy rozmawiać”, i wychodzi z pokoju.

Oglądając Bez miłości, czuć miłość Barbary Sass do bohaterki, której poświęciła każdą scenę filmu. Choć momentami stanowi ona dla widza wyzwanie i sprawia, iż przyłapuje się na stereotypowym myśleniu, jest potraktowana z niezwykłą czułością. To bohaterka, która rymuje się z Agnieszką z Człowieka z marmuru – wybitną rolą Krystyny Jandy. Stalińska dorównuje swojej starszej o rok koleżance po fachu. Hipnotyzująca, elektryzująca moc Ewki jest zasługą zarówno scenariusza i dobrego reżyserskiego prowadzenia, jak i jej ekspresyjnej, na długo zapadającej w pamięć gry. Nie bez powodu zdobyła za nią nagrodę za najlepszą główną rolę kobiecą podczas festiwalu w Gdyni w 1980. Film jest natomiast nie tylko wyrazem miłości Sass do Ewki, ale także do kina, szczególnie tego amerykańskiego, szalenie dynamicznego i nowoczesnego. Szkoda, iż polskie kino ówczesnych czasów nie ma w swojej kolekcji więcej filmów tak zdominowanych przez kobiety. Na szczęście istnieją nieliczne perełki, które przez niemal cały seans wywołuje uśmiech na twarzy.

Jakub Nowociński


Kolory kochania (1988), reż. Wanda Jakubowska

„Kolory kochania” / mat. prasowe Film Polski

Wanda Jakubowska znana jest przede wszystkim jako reżyserka dokumentów – w tym Morza, pierwszej polskiej produkcji nominowanej do Oscara – i opartych na własnych przeżyciach filmów ukazujących rzeczywistość obozową. Dzisiaj chcę jednak przyjrzeć się ostatniemu dziełu w dorobku reżyserki – zapomnianym Kolorom kochania.

Kolory kochania opowiadają równolegle dwie historie – udręczonego pisarza, który nie może skończyć swojej powieści i domagającego się sprawiedliwości młodego górala. Są to kolejno Władysław Orkan, twórca z końca XIX i początku XX wieku i Franek Rakoczy, bohater jego książki W roztokach (w obu rolach Jacek Chmielnik). Ten drugi nie jest jednak prostym alter ego pierwszego. Mężczyźni prowadzą zupełnie inny tryb życia, a gdy w ostatniej, onirycznej scenie filmu się spotykają – natychmiast wybucha między nimi konflikt. Łączy ich natomiast poczucie niedopasowania do środowiska, w którym się znajdują. Orkan nie odnajduje się na salonach, ale wie, iż to jedyna droga do kariery literackiej, przynoszącej mu zarówno spełnienie, jak i bardzo potrzebne środki do życia. Franek pragnie, żeby chłopom, zwłaszcza tym najbiedniejszym, żyło się lepiej, ale jego pomysły spotykają się z niezrozumieniem mieszkańców wsi. Jakubowska prezentuje zatem przenikliwe wnioski, które pojawiają się w o wiele późniejszych, popularnych ostatnio opowieściach o awansie. Chociaż więc Kolory kochania trącą nieco socrealistyczną przypowieściowością, po którą reżyserka chętnie sięgała jeszcze długo po odwilży październikowej, a z biografii Orkana użyto zaledwie wycinka, to przynajmniej dla opisanych tutaj wyrazistych postaci, z filmu warto strzepnąć kurz.

Ula Margas

Korekta: Łukasz Al-Darawsheh
Idź do oryginalnego materiału