Ministry of Ungentlemanly Warfare przypomina historię Guya Ritchiego

cyberfeed.pl 3 miesięcy temu


Brytyjski reżyser filmowy Guy Ritchie nie kocha niczego bardziej niż zderzenie klasy i bandytyzmu. Jest dla niego jak kocimiętka. W filmach np Urywek i 2019 rok Panowie, uwielbia stawiać śliwkowe toffi obok przekupnych karmazynów i widzieć, co się stanie – lub łączyć te dwa elementy. To jest reżyser, który się odwrócił Sherlock Holmes w boksera, Mimo wszystko. Jego idea angielskości obejmuje wyłożony boazerią dwór i śmierdzący targ rybny, ale nic pomiędzy. Jego wyobrażeniem o męskości jest Vinnie Jones, wulgarny, brutalny piłkarz z Cockney, ubrany jak wiejski giermek, ze strzelbą myśliwską w zgięciu ramienia.

Ritchie nakręcił adekwatnie wszelkiego rodzaju filmy w najróżniejszych trybach, począwszy od komedii romantycznych Zmieciony Do Akcja na żywo Disneya Aladyn przerobić. Definiuje go jednak ton, jaki nadał swoim dwóm pierwszym filmom z 1998 roku Zamek, kolba i dwie beczki do palenia i lata 2000 Wyrwać — chłopięce kaprysy kryminalne, które w tamtym czasie wydawały mi się britpopową odpowiedzią na Quentina Tarantino. Filmy te określiły regionalny gatunek, który były współpracownik Ritchiego, Matthew Vaughn, przekształcił później w coś bardziej stylizowanego i ironicznego, zwłaszcza w kreskówkowa, nękająca Jamesa Bonda seria filmów szpiegowskich Kingsman.

Ponieważ wczesne filmy Ritchiego wydają się tak duże, a dziedzictwo jego i Vaughna są tak pomieszane, naturalne jest, iż spodziewamy się filmu Ritchiego o II wojnie światowej Ministerstwo Wojny Niedżentelmenów grać w podobnie przesadny sposób, jak mieszanka Kingsman i Tarantino Bękarty wojny. Tytuł i przyczepa Świadczą o tym również wyniki oglądalności filmu, który jest już dostępny na DVD, w jakości 4K UHD i na żądanie.

Zdjęcie: Dan Smith/Lionsgate za pośrednictwem Everett Collection

Ale Ritchie nie jest już takim reżyserem, jeżeli kiedykolwiek był. W ciągu ostatnich kilku lat powstrzymał swoje stylistyczne zaloty, ograniczył budżety i osiadł w wygodnym rytmie jako gwałtownie rozwijający się koń pociągowy, kręcący dobrze wykonane, wydajne i nielakierowane filmy w tempie, które powinno zaimponować choćby Stevenowi Soderbergha. Niedżentelmenska wojna to jedna z nich: energiczna, rozsądna, wojenna przygoda, równie wyrafinowana jak szykowny akcent jej gwiazdy, Henry’ego Cavilla. Ma więcej wspólnego z oryginalną wersją z 1967 roku Brudna dwunastka niż z Postmodernistyczne podejście Tarantino do tego tematu.

Ministerstwo Wojny NiedżentelmenówZałożeniem jest, iż sam Winston Churchill (Rory Kinnear) zleca godną zaprzeczenia misję tajnych operacji do neutralnego portu w Afryce Zachodniej, której celem jest zniszczenie linii zaopatrzeniowych zasilających nazistowskie łodzie podwodne kontrolujące Atlantyk. To rzeczywiście się wydarzyło; to się nazywało Operacja Poczmistrzi na nim oparty jest film Ritchiego Książka literatury faktu Damiena Lewisa na ten temat. Wielu bohaterów filmu, w tym kapitan Cavilla Gus March-Phillipps, to prawdziwi ludzie, ale cała historia została w dużym stopniu fabularyzowana.

W wersji Ritchiego March-Phillipps to niesforny luzak, który tak się składa, iż ​​ma doskonałe maniery starego Etonczyka. (Prawdziwy March-Phillipps był podobno jednym z modeli Iana Fleminga dla Jamesa Bonda; Powolne konieFreddie Fox gra w filmie Fleminga, który pełnił funkcję oficera wywiadu marynarki wojennej. March-Phillipps otrzymuje zadanie skompletowania zespołu komandosów złożonego z podobnie lekkomyślnych nieudaczników, aby zrealizować plan Churchilla. Tworzy grupę, której wyrafinowany wygląd i ekstremalna definicja mięśni dorównuje jedynie ich nienagannemu śpiewowi.

Zdjęcie: Dan Smith/Lionsgate za pośrednictwem Everett Collection

Prawdę mówiąc, jest to grupa bardziej zapadająca w pamięć, niż jest to idealne w przypadku takiego filmu, z wyjątkiem gigantycznego aktora Alana Ritchsona (Reacher) jako Anders Lassen — choć zapada w pamięć zarówno z dobrych, jak i złych powodów. Brutalne sceny walki z Ritchsonem należą do największych przyjemności w filmie, ale największy szok pojawia się, gdy zorientujesz się, iż przez całą historię będzie mówił z tym okropnym duńskim akcentem.

Nie ma wiele więcej do powiedzenia na temat tego niezwykle prostego filmu. Jest sadystyczny nazistowski zły facet grany przez Tila Schweigera. Jest kilku nieustraszonych szpiegów (Eiza González i Babs Olusanmokun), którzy mają niemal więcej do roboty niż sami komandosi i zdecydowanie mają więcej charyzmy. Kinnear niedocenia Churchilla, a niestety, to samo dotyczy jego charakteryzacji. Ritchie włącza jedną z tych raczej smutnych scen, które próbują stworzyć franczyzę filmową, o której wiesz, iż nigdy nie powstanie.

Dialogi (Ritchiego i trzech innych scenarzystów) są nierówne i nieprzekonujące, ale nie po to ktoś ogląda taki film. To zabawna zabawa, jednorazowa, ale solidnie wykonana, z zadowalająco dosadnymi scenami akcji, które zostały skadrowane przez prawdziwego mistrza. Wiele rzeczy wybucha, Ritchson morduje wielu nazistów, a Cavill wystawia język, strzelając z karabinu maszynowego. (Pamiętacie, jak strzelił z jednej ręki, wychylając się z helikoptera Misja: Niemożliwe – Fallout? Czy ktoś inny niż Arnie wyglądał lepiej na ekranie, posługując się karabinem maszynowym? Nie sądzę.)

Zdjęcie: Dan Smith/Lionsgate za pośrednictwem Everett Collection

Niedżentelmenska wojna to użyteczny film akcji, a jego prostota jest, paradoksalnie, najciekawszą rzeczą w nim. W pewnym momencie Cavill przekonuje lokalnego afrykańskiego watażkę (Danny Sapani), aby przyłączył się do jego misji, głównie poprzez wskazanie, iż obaj udali się do Eton. Ich związek jest obciążony bagażem społecznym, rasowym i kolonialnym, ale Ritchie nie robi z tego nic więcej, jak tylko celebruje starożytne bractwo uprzywilejowanych tyranów. Starzy mieszkańcy Etonu wiedzą, kiedy coś nie jest krykietem, i cholernie dobrze zakasują rękawy i mordują każdego, kto stanie im na drodze, jeżeli zajdzie taka potrzeba, prawda, stary?

Wybacz mi; jako Brytyjczyk, który przez ostatnie 14 lat żył pod zwyczajnie okrutnymi rządami Dokładnie Ten rasa uprawnionego, zawziętego, przerośniętego uczniaka, poradzę sobie bez tego. Niedżentelmenska wojna unowocześnia i różnicuje nieco samochwalącą się narrację archetypu, ale tak naprawdę jej nie badając. Ritchie wydaje się szczęśliwy, iż znalazł prosty, zharmonizowany historyczny punkt wyjścia dla swojego męskiego ideału dobrze wychowanych bandytów – i nie wspominając o wszystkich problematycznych kwestiach związanych z Imperium.

Potrafi lepiej. Wolę jego obecną serię Netflix Panowie, na podstawie jego filmu z 2019 roku, opowiadającego o młodym księciu, który odkrywa, iż ​​do jego odziedziczonej posiadłości przylega dochodowa farma marihuany. Ten serial ma taką samą obsesję na punkcie zderzenia klas i przemocy; w pierwszym odcinku „Refined Aggression” Giancarlo Esposito wygłasza przemówienie – niemal manifest – które doskonale oddaje estetykę Ritchiego. („Ludzie żyją w dżungli lub w zoo; niewielu zdaje sobie sprawę ze znaczenia paradoksalnego pojednania tych dwojga”). Netflix Panowie jest grany głównie w celach komediowych i emocjonujących. Jednak we współczesnym otoczeniu dostrzega ciekawą, odwróconą dynamikę władzy wśród obsady prostaków, gangsterów i bezwzględnych biznesmenów – a sposób, w jaki ich przedstawia, jest niemal satyryczny.

Guy Ritchie zna swoją łatkę. W Panowie, przeczesuje go dokładnie, odnajdując nowy materiał. W Ministerstwo Wojny Niedżentelmenów, wycofuje się w pocieszające kłamstwa, aby snuć kolejną opowieść o facetach, którzy są trochę niegrzeczni i cholernie dobrzy w zabijaniu. Oba te projekty są wystarczająco zabawne, dopóki trwają, ale tylko jeden z nich daje do myślenia później.

Ministerstwo Wojny Niedżentelmenów jest już dostępny do wypożyczenia lub zakupu na stronie Amazonka, Vudui innych platform cyfrowych i nie tylko DVD, Blu-ray i SteelBook 4K.



Source link

Idź do oryginalnego materiału