Ministranci to jeden z głośniejszych filmów tego roku. Na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni zdobył aż osiem nagród, w tym Złotego Lwa za najlepszy film roku, nagrody za scenariusz i montaż oraz od publiczności. Wygrał także Złotego Klakiera za najdłużej oklaskiwany film. Po seansie wcale mnie to nie dziwi. Jedno jest pewne: publiczność bawi się na nim świetnie. Co jeszcze można o tym tytule powiedzieć?
Ministranci opowiadają historię grupy młodych chłopaków, którzy postanawiają zadbać o parafian na własną rękę. Robią to z głębokiego poczucia niesprawiedliwości, zawiedzeni postępowaniem kościoła. Niczym Robin Hood, ale pod postacią czterech muszkieterów, zabierają tym, co mają, by dać potrzebującym. Ich misja gwałtownie jednak ewoluuje, a granica między niesieniem pomocy a samowolnym wymierzaniem sprawiedliwości wyraźnie się zaciera. Zapomnijcie o Świętych z Bostonu czy Świętym Mikołaju – teraz o to, byście nie grzeszyli, zadbają Ministranci.
Fot. materiały promocyjne.Tobiasz Wajda jako Filip, Bruno Błach-Baar w roli Gucciego, Mikołaj Juszczyk jako Kurczak i Filip Juszczyk w roli Małego Kurczaka spisują się na medal. Ich postaci kradną serca i rozczulają swoją naiwnością w postrzeganiu świata. Jednocześnie rzeczywistość, w której dorastają, nie traktuje ich lekko. Są to cztery bardzo udane debiuty aktorskie. Całej czwórce udało się przenieść na ekran niezręczność i niezgrabność, ale i bezpośredniość oraz bezkompromisowość, z jaką wypowiadają się dzieci. Oczywiście aspekt ten był też świetną pożywką dla komediowej strony tego obrazu. Ich dialogi były powodem wielu śmiechów na seansie, w którym uczestniczyłam.
Film porusza też jednak wiele trudnych i istotnych tematów, rozliczając się tym samym z obojętnością i znieczuleniem dorosłych. Główni bohaterowie Ministrantów widzą niesprawiedliwość w dokuczaniu rówieśnikom, w przywłaszczaniu pieniędzy, w nierównościach między mieszkańcami i braku pomocy najbiedniejszym. Dorośli tymczasem traktują te kwestie jako element krajobrazu, często bez żadnej empatii. Piotr Domalewski, autor scenariusza i jednocześnie reżyser filmu, nie cofa się przed pokazywaniem brutalnej prawdy na temat społeczeństwa. Wchodzi w tematykę alkoholizmu, depresji, hipokryzji i kłamstw, którymi chronimy się przed osądami innych. Jednakże dzięki temu, iż protagonistami są młodzi chłopcy, jest w tej fabule również pewna doza lekkości i wspomnianego wyżej humoru. To idealne połączenie czyni ten obraz wyjątkową pozycją, którą zdecydowanie warto zobaczyć.
Fot. materiały promocyjne.Nie obyło się jednak bez potknięć. Choć na filmie można się ubawić, a fabuła wciąga i trzyma w napięciu do końca, w obrazie zabrakło mi zgłębienia perspektywy dorosłych. Jest ona oczywiście w pewien sposób ukazana, ale głównie z perspektywy Filipa (Tobiasz Wajda) i jego przyjaciół. Dorośli nie tłumaczą się za bardzo ze swoich czynów i nie wgłębiają w swoje emocje, co czyni ich mniej przystępnymi. Być może taki był zamysł, ale sprawia to, iż relacje rodzinne chłopców zostają odrobinę na uboczu.
Jak wspomniałam, dziecięcy aktorzy są genialnie poprowadzeni. Ma się natomiast czasem wrażenie, jakby ci dorośli nie byli należycie zaopiekowani. Szczególnie ma to miejsce w przypadku mamy Filipa, w którą wcieliła się Kamila Urzędowska. Jej gra była na tyle sztuczna i nijaka, iż przy emocjonującym, wiarygodnym występie Tobiasza Wajdy wypadała bardzo blado. Jako tak istotnej siły napędowej dla głównego bohatera jej relacja z nim powinna wybrzmieć o wiele mocniej. Zwłaszcza na końcu. Tymczasem odnoszę trochę wrażenie, iż coś nie do końca zagrało tak, jak powinno w drugiej połowie filmu – ten pęd, to tempo, które od początku gnało do przodu, nagle gdzieś się rozpadło. Mam wrażenie, iż w pewnym momencie zabrakło właśnie tych dorosłych. Ich perspektywy. Ich głosu. Zwłaszcza rodziców i księdza, z którym nasi Ministranci mieli najwięcej do czynienia.
Fot. materiały promocyjne.Mimo tych kilku kwestii muszę powiedzieć, iż na Ministrantach bawiłam się niesamowicie dobrze. Podobnie jak cała sala. Myślę, iż bez względu na te niedociągnięcia, jest to naprawdę bardzo dobry film, a statuetki, które otrzymał, były zasłużone. Czy to najlepszy polski film tego roku? Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Ma swoje mocne strony, i to dużo, ale ma też kilka słabszych. Na koniec dnia jest to po prostu interesująca tragikomedia z genialnymi rolami dziecięcymi i zabawnymi dialogami, która jednocześnie dotyka ważnych tematów. Trochę bawi, trochę moralizuje, momentami rozczula, a w innych napełnia bezradnością i współczuciem.
Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne












