Minąć trzy dekady małżeństwa zbyt późno na powrót do byłej żony.

newsempire24.com 4 dni temu

Teraz mam 54 lata. I nie zostało mi już nic.

Nazywam się Wojciech Kowalski. Z moją żoną Krystyną przeżyliśmy razem trzydzieści lat. Przez cały ten czas wierzyłem, iż spełniam swój obowiązek: pracowałem, zarabiałem pieniądze, a Krystyna zajmowała się domem i dziećmi. Nie chciałem choćby słyszeć, by szukała pracy – uważałem, iż powinna być w domu, blisko rodziny.

Wydawało mi się, iż żyliśmy dobrze: bez wielkich namiętności, ale z szacunkiem. Z czasem jednak zacząłem odczuwać zmęczenie. Wszystko stało się szare, nudne. Miłość zniknęła, została tylko rutyna. Uważałem to za normalne – aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Tamtego wieczoru wstąpiłem do baru na piwo i tam spotkałem Karolinę. Była młodsza ode mnie o dwadzieścia lat – piękna, pełna życia, jak wicher, który nagle zmienia wszystko. Rozmawialiśmy, a ja, jak nastolatek, zakochałem się bez pamięci. Zaczęły się tajne spotkania, potem romans.

Po kilku miesiącach miałem dość podwójnego życia. Uważałem, iż Karolina to moje wybawienie, druga szansa. Zebrałem się na odwagę i wyznałem Krystynie prawdę.

Wysłuchała mnie w milczeniu. Żadnych łez, krzyków. Tylko ciche „rozumiem”. Pomyślałem wtedy, iż i ona musiała już odejść emocjonalnie, skoro przyjęła to tak spokojnie. Dopiero teraz wiem, jak bardzo ją zraniłem.

Rozwód był szybki. Wspólne mieszkanie sprzedaliśmy. Karolina nalegała, bym Krystynie nic nie zostawiał – „zacznijmy od nowa”, mówiła. Krystyna za swoją część kupiła maleńkie kawalerka. Ja, dokładając oszczędności, kupiłem z Karoliną dwupokojowe.

Nie pomyślałem wtedy o pieniądzach dla byłej żony. Ani o tym, jak sobie poradzi bez doświadczenia zawodowego. Byłem pewny, iż zaczynam najlepszy rozdział życia.

Nasi dorośli synowie, Marek i Tomasz, przestali ze mną rozmawiać. Uznali, iż zdradziłem ich matkę – i mieli rację. Ale wtedy mnie to nie obchodziło. Byłem szczęśliwy. Karolina spodziewała się dziecka, a ja czekałem na nie z niecierpliwością.

Kiedy urodził się chłopiec, był śliczny… tylko ani trochę nie przypominał ani mnie, ani Karoliny. Znajomi szeptali podejrzenia, ale ja je ignorowałem – czy w nowym życiu mogło być coś złego?

Tymczasem codzienność stawała się koszmarem. Pracowałem sam, utrzymywałem dom, a Karolina żyła, jak chciała: znikała na całe noce, wracała pijana, urządzała awantury.

Zmęczenie i stres odbiły się na pracy. Straciłem posadę. Brakowało pieniędzy, długi rosły. Życie stało się piekłem.

Tak minęły trzy lata.

Aż mój brat, który nigdy nie ufał Karolinie, namówił mnie na test DNA. Wynik był bezlitosny: nie byłem ojcem dziecka.

Rozwód odbył się szybko. Bez słów.

Zostałem z niczym: bez rodziny, domu, szacunku własnych dzieci. Ze wstydem i samotnością.

Po jakimś czasie postanowiłem to naprawić. Kupiłem kwiaty, tort, wino i pojechałem prosić Krystynę o przebaczenie. Marzyłem, by zacząć od nowa.

Gdy dotarłem pod jej stary adres, drzwi otworzyła obca kobiet. Okazało się, iż Krystyna dawno się wyprowadziła.

Znalazłem jej nowy adres. Zapukałem. Otworzył mężczyzna. Nowy mężczyzna w jej życiu.

Po rozwodzie znalazła dobrą pracę, poznała porządnego człowieka i odbudowała życie. Beze mnie.

Pewnego dnia spotkaliśmy się przypadkiem w kawiarni. Podszedłem, próbowałem rozmawiać, wspominać, błagać o drugą szansę.

Spojrzała na mnie jak na obcego. Nic nie powiedziała. Wstała i wyszła.

Wtedy zrozumiałem wagę swoich błędów.

Dziś mam 54 lata. Nie mam nic: ani żony, ani pracy, ani synów u boku.

Straciłem wszystko, co było ważne. I tylko ja jestem temu winien.

Czasami życie nie daje drugiej szansy. A ból zdarzeń własnej zdrady – to najgorszy z możliwych.

Idź do oryginalnego materiału