Miłość zaczął się od oszustwa

twojacena.pl 3 godzin temu

Weronika Janowa, proszę, nie zwalniaj mnie! Mam dwójkę dzieci, kredyt mieszkaniowy! Elżbieta stała przed dyrektorką szkoły, ściskając pogniecione papiery. Poprawię się, przysięgam!

Elżbieto Michałowo, sfałszowałaś dyplom wyższej uczelni. To poważne wykroczenie, które…

Chciałam dokończyć studia! Słowo honoru! Został mi tylko rok do obrony na pedagogice! przerwała nauczycielka klas początkowych, a łzy spływały jej po policzkach. Weroniko Janowo, daj mi szansę!

Dyrektorka szkoły podstawowej numer osiem spojrzała na młodą kobietę ze współczuciem. Elżbieta pracowała u niej już trzeci rok, dzieci ją uwielbiały, rodzice chwalili. Ale prawo jest prawem.

Dobrze. Masz miesiąc, by przedstawić autentyczny dyplom. Inaczej…

Dziękuję! Dziękuję serdecznie! Elżbieta rzuciła się ku drzwiom, ale na progu zatrzymała się. Skąd Pani wiedziała?

Z kuratorium przyszła kontrola dokumentacji pracowników. Przypadkowo wykryto rozbieżność.

Elżbieta wybiegła z gabinetu i o mało nie wpadła na Bogusława Adamowicza, nauczyciela wychowania fizycznego. Wysoki, siwiejący mężczyzna koło sześćdziesiątki przytrzymał ją za łokieć.

Co się stało, Elżbieto Michałowo? Blada pani jak kreda.

Bogusławie Adamowiczu, wszystko przepadło! zaszlochała. Zwolnią mnie!

Ale za co?

Elżbieta zawahała się. Wyznać prawdę było wstyd. Bogusław Adamowicz był człowiekiem zasad, z nieskazitelną opinią, pracował w szkole już dwadzieścia lat.

Papiery były niekompletne mruknęła niejasno.

Co konkretnie nie tak? Może mogę pomóc?

Podniosła na niego zapłakane oczy. Bogusław Adamowicz zawsze traktował ją ojcowsko, czasem częstował cukierkami, pytał o dzieci. Po rozwodzie brakowało jej takiego męskiego wsparcia.

Dyplom… Kłopot mam z dyplomem.

Zgubił się?

Tak skłamała, chwytając się tej deski ratunku. Zgubił się przy przeprowadzce. A duplikat robi się długo, straszna biurokracja.

Bogusław Adamowicz zamyślił się, drapiąc pod brodą.

A gdzie pani studiowała? W którym roku kończyła?

Na Uniwersytecie Warszawskim odparła bez mrugnięcia. W rzeczywistości ukończyła tam tylko trzy lata, wyszła za mąż, urodziła dzieci i brakło czasu w naukę.

Wie pani co, mam znajomego w archiwum tej uczelni. Może pomoże przyspieszyć duplikat. Jak panią wpisano? Po mężu, czy panieńskim?

Elżbieta poczuła, jak grunt usuwa się jej pod nogami. Trzeba było coś wymyślić.

Panieńskim. Elżbieta Michałówna Kowalska.

Dobrze, porozmawiam z Szymonem Piotrowiczem. On tam archiwum prowadzi. Znamy się jeszcze ze studiów.

Bogusławie Adamowiczu, pan… pan taki życzliwy dla mnie szepnęła. Nie wiem, jak dziękować.

Co pani, dajmy spokój! Przecież koleżanka jesteś. Trzeba sobie pomagać.

Wieczorem w domu Elżbieta miotała się po kuchni jak zwierz w klatce. Siedmioletni Kacper odrabiał lekcje przy stole, pięcioletnia Ola bawiła się lalkami w kącie.

Mamo, czemu płaczesz? spytał chłopiec, odrywając się od zeszytu.

Nic, synku. Tylko zmęczona po pracy.

A tata przyjdzie?

Nie, Kacperku. Tata mieszka osobno, pamiętasz?

Elżbieta spojrzała na dzieci i poczuła ścisk w piersi. Dla nich poszła na fałszerstwo. Potrzebowała pracy, byle płacili uczciwie. A szkoła dawała dodatki socjalne.

Następnego dnia Bogusław Adamowicz podszedł do niej na przerwie.

Elżbieto Michałowo, skontaktowałem się z Szymonem Piotrowiczem. Przejrzał akta.

Serce zamarło jej w piersi.

I?

Dziwna sprawa. Pani nazwiska nie ma w spisie absolwentów. Może pomyłka w roku? Albo wydział przypomni sobie pani?

Elżbieta poczuła, jak ziemia usuwa się spod nóg. Trzeba coś wymyślić.

Wie pan, Bogusławie Adamowiczu, chyba się pomyliłam. Po rozwodzie taki stres, pamięć szwankuje. Może inna uczelnia? Przypomnę sobie i powiem.

Oczywiście, bez nerwów. Głowa po przejściach nie dopisuje, to normalne.

Spojrzał z taką troską, iż wstyd spotęgował się. Bogusław Adamowicz był wdowcem, żona zmarła trzy lata wcześniej na raka. Nie mieli dzieci. Koledzy mówili, iż bardzo przeżył stratę, wyjechał choćby sam za granicę, by oderwać myśli.

Bogusławie Adamowiczu, może zjemy obiad? W podzięce za pomoc.

Oj, Elżbieto Michałowo! Nie trzeba wydatków.

Ależ skąd, mam ochotę. Pan tak się o mnie troszczy, pomaga. A ja choćby pana nie znam naprawdę, tylko iż wuef prowadzi.

Bogusław Adamowicz zawaha
Samo życie to pisze tak zwariowane scenariusze, iż czasem z najmroczniejszych kłamstw wykluwa się szczere uczucie, gdy tylko prawdzie dane jest przebić się na światło.

Idź do oryginalnego materiału