Milczenie Julie – recenzja filmu. Nadużycia są wśród nas

popkulturowcy.pl 11 godzin temu

Milczenie jest złotem. Jednak czy ma to zastosowanie w sytuacji, kiedy jedna z zawodniczek popełnia samobójstwo? Nadużycia w sporcie są tematem bardzo rozległym i wciąż jakby nieuchwytnym w filmowym świecie. Leonardo Van Dijl postanowił jednak poruszyć tę delikatną kwestię w swojej najnowszej produkcji.

Milczenie Julie to opowieść o młodej tenisistce (Tessa Van den Broeck), która spotyka się z nadużyciami w klubie ze strony trenera. Jedna z zawodniczek, która do tego jest wschodzącą gwiazdą, popełnia samobójstwo. Codzienność zespołu zostaje wywrócona do góry nogami, a trener zmarłej zostaje zawieszony i postawiony w stan oskarżenia. Na domiar wszystkiego jest to również nauczyciel głównej bohaterki. Julie konsekwentnie milczy i odmawia składania zeznań w sprawie samobójstwa koleżanki. Dziewczyna nie mówi dużo, a największy dramat odgrywa się w jej głowie.

Reżyser dał ciszy wybrzmieć. Wiele rzeczy jest niedopowiedzianych i bardzo ulotnych. Tak naprawdę nie nie powiedziano choćby wprost, co oskarżony jest trener. Możemy się tego domyślać z dialogów czy rozważań bohaterów. Tak samo jest z Julie. Jej przywiązanie do nauczyciela jest ogromne, z czasem zaczyna jednak dostrzegać, iż coś jest nie w porządku również w ich relacji. choćby tutaj Leonardo Van Dijl działa niezwykle delikatnie, niemalże intymnie, z ulotnością, którą momentami bardzo trudno uchwycić. Dlaczego? Bo Milczenie Julie jest niestety produkcją niesamowicie nudną.

Nadużycia w sporcie oraz sam tenis są dla mnie tematami bardzo ważnymi. Sama trenuję ten piękny sport i ciągle żywię nadzieję na dobry film rozgrywający się w świecie tenisa. Przejechałam się już na Challengers, jednak w przypadku Milczenia Julie moje oczekiwania były ogromne. Niestety i tutaj historia zupełnie mnie nie przekonała. Chociaż Tessa Van den Broeck błyszczy na ekranie, a jej delikatne aktorstwo jest bardzo przekonujące, to ginie to przez wydłużanie i przeciąganie wszystkiego do granic. To nie jest tak, iż slow cinema nie jest dla mnie. W tym filmie bolało mnie spowolnienie akcji i brak rozwiązań. Jak się nad tym zastanowić, to może właśnie taki był zamysł reżysera? Wszak tego typu sprawy, związanie z nadużyciami (jeżeli nie dotyczą znanych osób) są rozwiązywane powoli i po cichu. Bez fajerwerków.

Kadr z filmu Milczenie Julie

Nie potrafiłam również polubić głównej bohaterki. Rozumiem jej zachowanie i iż szukała swojego miejsca w tej całej sytuacji. Tak rozumiem, iż wbrew wszystkiemu i wszystkim skupiła się na treningach i wypierała samobójstwo zawodniczki. I chociaż miałam to cały czas w głowie, to nie potrafiłam wzbudzić w sobie choćby krztyny sympatii do Julie. Właśnie przez wspominaną wyżej nudę fabularną. Jej tytułowe milczenie staje się nie do zniesienia. Studzi emocje, które film wywołuje, i potęguje problemy z tempem produkcji. A szkoda, bo brak słów w wielu filmach wywoływał piorunujący efekt – w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Choć w produkcji nie brakuje banałów w stylu: czemu nikt wcześniej nie zauważył, iż coś jest nie tak?, to Milczenie Julie pozostaje ważnym – o ironio! – głosem. Przypomina, iż do nadużyć dochodzi wszędzie – choćby w prestiżowych klubach tenisowych. Zresztą Hollywood w ciągu ostatnich lat wybitnie i systematycznie pokazuje nam, iż w świecie pięknych, znanych i bogatych wykorzystywanie innych jest na porządku dziennym. Co najważniejsze Milczenie Julie może dać odpowiedź na pytanie: dlaczego ofiary milczą? Każdy przeżywa traumę inaczej. Niektórzy głośno wyrażają swoje opinie i opowiadają o swoich doświadczeniach, a inni po prostu siedzą cicho…

Fot. główna: kadr z filmu Milczenie Julie

Idź do oryginalnego materiału