Czerwona lampka u 72-letniej Anny Śliwy zapaliła się, gdy dostała ze spółdzielni mieszkaniowej polecony z rachunkiem za wodę. Przykuta do łóżka kobieta od razu zadzwoniła do kuzyna i jednocześnie opiekuna: – Tomasz, do tej pory byłam na pismach ze spółdzielni, iż jestem właścicielem mieszkania. Teraz w tym miejscu jest jakieś inne nazwisko, a ja jestem do odbioru rachunku „upoważniona”. Możesz sprawdzić, co się stało?!
– Poszedłem do spółdzielni i usłyszałem nowinę, która wbiła mnie w ziemię: „Przecież pani Anna mieszkanie sprzedała!” – opowiada Tomasz Lisowski, kuzyn pani Anny. – Na dowód mogłem obejrzeć kopię aktu notarialnego. Przeczytałem dokument i po krótkim własnym śledztwie byłem przekonany, iż doszło do przestępstwa.
Mieszkanie przy ul. Bruna w czteropiętrowym bloku tuż obok stacji metra niedaleko centrum stolicy należy do starej warszawskiej rodziny Anny Śliwy od dawna. – W sumie 52 metry kwadratowe. Pierwsze, czyli najlepsze piętro, kuchnia, salon i dwa pokoje – oprowadza mnie po lokalu Tomasz Lisowski. Na jednej ze ścian kolekcja rodzinnych zdjęć, w większości przedwojennych; inną w całości wypełniają olejne obrazy ojca pani Anny, uznanego onegdaj artysty.