Miejsce, w którym można się zgubić. „Słowa przeglądają się w sobie” w Fundacji Stefana Gierowskiego

magazynszum.pl 20 godzin temu

1.

Do 9 marca w Fundacji Stefana Gierowskiego trwa wystawa Słowa przeglądają się w sobie i jest to doskonała okazja, żeby się zgubić. W rozmytym świecie wiersze stają się przedmiotami, obiekty dokonują zamachu na czas, malarstwo opowiada niejasne historie, a my możemy być w miejscu, którego nie ma, w którym „słowa przeglądają się w sobie” i wrzucają nas w szereg możliwości odbioru zaakcentowanego w tytule aktu przeglądania się. Bo przeglądanie się wymaga relacji przynajmniej dwustronnej – dawno, dawno temu John Ashbery tworzy kultowy Autoportret w wypukłym lustrze i zaczyna poetycką rozmowę o medium i ekfrazie. Kilkadziesiąt lat później napis Słowa niezrozumiałe powtarzał sobie po cichu rzuca cień na krajobraz namalowany przez Zuzannę Bartoszek, Polityka i namiętności Anny Ostoi zderzają się z zapętlonym nagraniem, w którym Zygmunt Bauman czyta Niewidzialne miasta Italo Calvino, Małgorzata Rittersschild tytułem w niespokojnej toni morskiej dostrzegamy biel, o której nie wiemy, czy jest bielą żagla, czy skały, czy może spienionej fali nakręca wszelką, nie tylko dotyczącą jej obrazu, ambiwalencję odbiorczą, a dokonane przez Natalię Malek i Marcina Czerkasowa ekfrazy stworzonych przez Agatę Ingarden klepsydr, które filtrują czas przez zwęglony cukier i muszle ostryg, mówią nam więcej o miejscu, w którym żyjemy, niż o czasie, który zawsze robił nas w chuja i „ogląda nas z zewnątrz / w swoim czasie”.

widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
Anna Ostoya „Sobotnie popołudnie, 1 grudnia, Leeds” 2007–2008 (fragment) „Sobotnie popołudnie, 1 grudnia, Leeds 2007” 2007 ok. 240 × 95 × 100 cm MDF, akryl, odtwarzacz CD, nagranie głosu Zygmunta Baumana czytającego fragment z „Niewidzialnych miast” Italo Calvino, „Perspektywa i inne próby” 2008 101 × 76 cm olej, płótno, widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
Zuzanna Bartoszek, „Słowa niezrozumiałe powtarzał sobie po cichu” 2024 olej, płótno fot. z archiwum galerii Stereo, Warszawa

2.

To właśnie zarysowana wyżej gęstwina odniesień, słów przeglądających się w słowach, obrazów w narracjach, obiektów w upływie czasu i marzeń w procesach utowarowienia stwarza bardzo dla mnie wartościową możliwość podążania kilkoma ścieżkami jednocześnie, aby wybrać wreszcie tę, dzięki której się zgubię. Wchodząc do galerii, mogę śledzić pełne paradoksów relacje między słowem a obrazem, wpaść w nieustannie negocjowaną sieć odnoszących się do siebie komunikatów albo rozpatrywać wiersz jako towar. W towarzyszącym wystawie tekście kuratorskim Daniela Muzyczuka stawka wspólnych dążeń malarstwa i poezji zostaje określona nie jako narracyjność, a „zburzenie relacji między czasem i przestrzenią”, co daje mi wspaniałą okoliczność do potraktowania galeryjnej przestrzeni jako miejsca do gubienia się na własną rękę, dzięki postulowanemu podważeniu dyktatury czasu i przestrzeni. Na początku tekstu Muzyczuka zostaje też przytoczona wypowiedź Wojciecha Bąkowskiego o relacji między jego twórczością wizualną a poezją. „To jak wyjaśnianie sensu żartu”, mówi artysta, ale dla mnie, w Fundacji Stefana Gierowskiego, żart polega na tym, iż jego wyjaśnienie pozwala odbiorcy zgubić się w nim i przepaść tam na dobre, między przeglądającymi się w sobie słowami, obrazami i czymś pomiędzy.

1
Krytyka 15.12.2023

Wieża Babel. „Myślnik. Słowo jako materia sztuki” w Muzeum Literatury

Wojciech Albiński

3.

Niezbędne do zgubienia się narzędzia, czyli mapę i kompas, dostarcza mi Andrzej Partum w dwóch zaprezentowanych na wystawie cyklach z 1985 roku – Kalendarzu poezji 1985–2085 i Czasie wystawy. Jego igraszka z czasem pozwala mi zyskać świeżą, nieodnalezioną przeze mnie wcześniej orientację w przestrzeni. Pokryte błyszczącym lakierem samochodowym paździerzowe płytki stają się tutaj urządzeniami do odmierzania czasu zwichniętego, rozwarstwionego, rozmemłanego, przetrąconego, przyspieszonego, mistycznego, równoległego, galopującego. Przed profanatorskim gestem Partuma kalendarz i tablica z informacją o godzinach otwarcia ekspozycji posiadały funkcję wyłącznie informacyjną – miały upewniać ludzi, iż świat działa według odgórnie przyjętych i codziennie respektowanych ram czasowych. Artysta zdaje się jednak wychodzić z założenia, iż nikt nie pytał go o zdanie na temat tej umowy społecznej. Tworzy więc swój kalendarz i swój czas wystawy, funkcja informacyjna zostaje zamieniona na magiczną. Podobnie dzieje się w jego nieumieszczonej na wystawie, ale pochodzącej z tego samego okresu pracy E=mc2 (1987), gdzie zapisany na tabliczce wzór na równoważność masy i energii traci swoje pierwotne, dotyczące praw fizyki zastosowanie i staje się przyczynkiem do wyobrażania sobie rzeczywistości, w której E=mc2 działa inaczej i ma inne skutki. W innej wersji rzeczywistości Partum swoimi tabliczkami daje po prostu świadectwo funkcjonowania w czasie, który został wykolejony przez współczesność. Czyli – funkcja informacyjna zostaje zmieniona w nie magiczną, a opisową i egzystencjalną. Wtedy idzie się dalej, oglądać rzeczy i funkcjonować w wykolejonym czasie, a z tyłu głowy fraza ze staruszka T.S. Elliota – „PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS”.

widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
Andrzej Partum „Czas wystawy” 1985 lakier samochodowy, płyta paździerzowa 25-elementowy fot. Adam Gut
Andrzej Partum „Czas wystawy” 1985 lakier samochodowy, płyta paździerzowa 25-elementowy fot. Adam Gut
Andrzej Partum „Czas wystawy” 1985 lakier samochodowy, płyta paździerzowa 25-elementowy fot. Adam Gut

4.

Podczas opisanych wyżej dwóch zapatrzeń się w rozprawy Partuma z czasem odnajduję przyklejoną do ściany ekfrazę jego tablic autorstwa Darka Foksa. Wiersz nosi tytuł Doba Partuma i poeta pokazuje w nim jak pęcznieje i rozrasta się czas Partuma, który przez swoją magiczną sprawczość został też czasem mojego łażenia po wystawie. Tekst Foksa jest krystalicznie wręcz przejrzysty, informacyjny jak kalendarz i precyzyjny jak zegarek tak drogi, iż ma dożywotnią gwarancję: „Ta jego sekunda jest jak tydzień / wypełniony dziennymi rozkładami / alfabetu, co do którego istnieje / podejrzenie, iż za chwilę wyleje się / z nas niekończącym się strumieniem”.

W towarzyszącym wystawie tekście kuratorskim Daniela Muzyczuka stawka wspólnych dążeń malarstwa i poezji zostaje określona nie jako narracyjność, a „zburzenie relacji między czasem i przestrzenią”, co daje mi wspaniałą okoliczność do potraktowania galeryjnej przestrzeni jako miejsca do gubienia się na własną rękę, dzięki postulowanemu podważeniu dyktatury czasu i przestrzeni.

5.

Inną strategię gubienia się ma do zaoferowania instalacja dźwiękowa Wojciecha Bąkowskiego pod tytułem Rozejrzenie wewnętrzne. Z dwóch głośników sączy się w niej widmowy głos artysty opisującego coś, czego nie widzimy, a co wydaje się piękne i dostojne. Oto zastąpienie obiektu opowieścią stwarzającą równoległy świat, urokliwy rodzaj nadwyżki, jeszcze jedna rzeczywistość – cudowna, bo oparta na nieobecności i grze w wyobrażaniu sobie rzeczy. A do tego wszystkiego pozostało pełne napomnień opowiadanie Zuzanny Bartoszek, wiszące pod tryptykiem mrocznych widokówek rysowanych przez Bąkowskiego węglem. U niego widzimy trzy światy, takie rozmazane widoczki, ona pisze tak: „Teraz tak. Tutaj trzeba się pochylić. To jest trochę taka sytuacja, iż trzeba usiąść na wykładzinie, zdjąć buty, ogólnie wrócić do przedszkola. Cicho. […]”. Dalej jest rower dziadka z Leszna, pomnik w Monachium, miejsca, w których chce się przysnąć. Ogólnie – cały świat. Gra wyobraźni dzieje się pomiędzy napisanym a umieszczonym na obrazku, zaczyna angażować i na szczęście może być niebezpieczna, bo w przestrzeni krąży przecież jeszcze ten widmowy głos, odsyłający do czegoś, czego niby nie ma.

Wojciech Bąkowski „Lamps Start” 2022-23 węgiel, karton 3-elementowy fot. z archiwum galerii Stereo, Warszawa
Wojciech Bąkowski „Lamps Start” 2022-23 węgiel, karton 3-elementowy fot. z archiwum galerii Stereo, Warszawa
Wojciech Bąkowski „Lamps Start” 2022-23 węgiel, karton 3-elementowy fot. z archiwum galerii Stereo, Warszawa
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG

6.

Dwie prace Pawła Kowalewskiego z 1983 roku to natomiast doskonały przykład mocy sprawczej instytucji, jaką w sztuce może być tytuł. Tutaj słowa przeglądają się w ulepionych z modelplastu pieniążkach i małym chlebku. Obiekty są malutkie i urocze, gdyby nie były za szkłem, to chciałbym spróbować je ugryźć, żeby dowiedzieć się jak smakują i czy są trwałe. A gdyby nie ich tytuły – Kamień, który stał się chlebem oraz Pieniądze, które pobrali celnicy ponad to, ile im wyznaczono – nie stałyby za nimi wielkie, mityczne narracje. Tytuł rzuca tutaj zaklęcie na niepozorny obiekt i wpisuje go w porządek świętych ksiąg. Na szczęście w wystawę wpisana pozostało jedna instancja. Oto pisarka Emilia Konwerska ze swoim tekstem Podpalaczka przybywa, aby obiekty Kowalewskiego odczarować czy może raczej – zaczarować trochę inaczej. I czyni to dzięki bohaterki, którą określiłbym jako „osoba w wirze współczesności”, „osoba opętana introspekcją”. Postać Konwerskiej idzie na seans do hipnotyzera, gdzie dowiaduje się, iż w poprzednim wcieleniu była jednym z tych celników, co pobrali więcej pieniędzy niż im wyznaczono, ale nie przejmuje jej to tak, jak fakt, iż wizyta trwa zdecydowanie zbyt krótko, co wrzuca ją w stan niezadowolenia. Z pokoju z pracami Kowalewskiego można więc wyjść na dwa sposoby – myśląc o kamieniu, który stał się chlebem albo empatyzując z opętaną introspekcją bohaterką, dla której jedna sesja u hipnotyzera to zdecydowanie za mało.

1
Rozmowy 27.05.2015

Lubię bardziej sztukę niż literaturę. Rozmowa z Jasiem Kapelą

Karolina Plinta

Szept (2023) Tomasza Kowalskiego przegląda się na wystawie w opowiadaniu Bartoszek pod tytułem Tomuś squiźnięty, które ewidentnie przegląda się w innym jej tekście – Tomusiu, przeglądającym się natomiast w Bez tytułu (2023) tego samego Tomasza Kowalskiego. Najpierw mamy więc Szept, olej i gwasz na płótnie, ciąg wertykalnych linii i wyłaniającą się z nich twarz, która najpierw jest plamą, potem zarysem, a na końcu twarzą mężczyzny obdarzonego dwoma rzędami białych zębów. Tytuł odsyła nas do wrażeń akustycznych – szept ciągnie się po tych wertykalnych liniach i podróżuje się po tym oczami, z lewej do prawej i z powrotem – z prawej do lewej. Potem jest story pisane przez Bartoszek, a story leci mniej więcej tak – oto portret Tomusia, kogoś z potrzebą bycia squiźniętym. A Bez tytułu, też olej i gwasz na płótnie, to zdaniem Bartoszek ten sam Tomuś. Tym razem między wieloskrzydłowymi oknami. „Te okna to Hotel Pająka”. I robią z Tomusiem to samo, co wertykalne linie w Szepcie. Powielają go, jak kalejdoskop. I jest w tym coś akustycznego. Ale kim w zasadzie jest Tomuś? Jaki to bohater? O czym ten chłopiec śni? Czego szuka między chórami, organami, akordeonami? Dlaczego im ciaśniejsze, tym lepsze? Czemu przy wdechu robi się wąski, wysoki? Dokąd tak rośnie? Na co tak patrzy? O co chodzi z tymi oczami? A z tymi zębami? Wiadomo tylko tyle – „W końcu wychodzi z kibelka i udaje surfera, ja go naśladuję i tak wypływamy z chaty na podwórko”.

Paweł Kowalewski „Pieniądze, które pobrali celnicy, ponad to ile im wyznaczono” 1983 szkło, modelplast, akryl fot. Adam Gut
Tomasz Kowalski „Bez tytułu” 2014 gwasz, papier, kolaż fot. Adam Gut
Tomasz Kowalski „Bez tytułu” 2015 gwasz, papier, kolaż fot. Adam Gut
Tomasz Kowalski „Szept” 2023 gwasz, płótno lniane
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG
widok z wystawy „Słowa przeglądają się w sobie” fot. Adam Gut, dzięki uprzejmości FSG

8.

Dzięki relacjom odnoszenia się do siebie i przeglądania w sobie, wystawa w Fundacji Stefana Gierowskiego pełna jest dobrze naoliwionych urządzeń magicznych, sprawnych chwytów, działających zaklęć i tym podobnych. To wszystko sprawia, iż deklarowane z poziomu tekstu kuratorskiego zburzenie relacji między czasem i przestrzenią staje się niepodważalnym faktem, a ja, uzbrojony w nowy kompas, nową mapę i nowy zegarek, mogę się tam gubić i gubić. W końcu, gdzieś w pobliżu majestatycznych klepsydr Agaty Ingarden, znajduję wiersz Natalii Malek, starannie i brawurowo zaprojektowaną maszynkę poetycką, która nie tylko napędza moje praktyki gubienia się i oglądania, ale przede wszystkim sprawia, iż raz za razem mogę je ponawiać i mam do tego doskonałe miejsce – miejsce/frazę, od której mogę się odbić. Chodzi mi o samą puentę dokonanej przez Malek ekfrazy klepsydr Ingarden, kiedy po trudzie opisu, po kilkunastu wersach afektywnego rozpędu, podmiotka liryczna zatrzymuje się, aby zacząć wszystko od nowa, a czyni to frazą „nie – inaczej, jak?”. Ten kij wsadzony w szprychy rozpędzonego tekstu sprawia, iż wiersz pod tytułem Refugium trzeba przeczytać jeszcze raz, od początku. I nie chodzi tu o efekt literatury zjadającej swój ogon, a o to, żeby zobaczyć, czy coś mogło być tam zarejestrowane inaczej, tak, żeby na koniec nie było „nie – inaczej, jak?”, tylko „tak – właśnie, tak”, czy coś w tym stylu. Na końcu jednak zawsze jest „nie – inaczej, jak?”, więc po kilku rundach czytania wraca się nie do początku wiersza, ale zaczyna się chodzić po galerii z nową strategią gubienia się i nieodnajdywania, wiecznego „nie – inaczej, jak?”. No bo jak? Nie wiem, inaczej. I idę zobaczyć, która godzina mi się pokaże na klepsydrach Ingarden, jaki dzień wyświetli na tablicach Patruma i czy na obrazie Małgorzaty Rittersschild na pewno zielony przeszedł z fioletu na błękit.

Idź do oryginalnego materiału