Fotografie pokazujące niezwykle intymne i poruszające momenty spotkanie człowieka z sacrum można oglądać w Galerii Współczesnej Sztuki Sacrum „Dom Praczki” w Kielcach. W sobotę, 4 stycznia odbył się finisaż wystawy, w którym udział wziął autor prezentowanych zdjęć, Andrzej Ziółkowski.
– To jest prywatna droga autora poprzez siedem religii – mówiła Agnieszka Orłowska z „Domu Praczki”. – Przez 20 lat mieszkał w Singapurze i zaprzyjaźnił się z tubylcami, towarzysząc im w pielgrzymkach, świętach religijnych, bo ta Południowo-Wschodnia Azja jest takim tyglem etnicznym, religijnym. Tutaj możemy zobaczyć fotografie ludzi wobec sacrum, osób, z którymi wędrował do miejsc pielgrzymkowych. Rejestrował ich naprawdę głęboką wiarę – objaśniła.
Andrzej Ziółkowski to gdynianin z urodzenia. Po wielu latach pracy w przemyśle elektronicznym, w tym dwadzieścia w Singapurze, w roku 2005 oddał się pasji fotografowania. Podczas podróży, której trasa wiodła przez Południowe Indie dotarł w roku 2012 do chrześcijańskiej aśramy Aanmodaya w Kanchipuram. Tu odnalazł książkę „Universal Wisdom” („Wieczysta Mądrość religii świata”), napisaną przez angielskiego benedyktyna Bede Griffithsa. Zainspirowany duchowym testamentem tego wielkiego mistyka i mędrca – „wyjścia poza ograniczenia kulturowe wielkich religii i znalezienia mądrości leżącej u podstaw ich różnorodności” – przemierzał kraje Azji Południowo-Wschodniej, Indie, Nepal i Tybet, starając się uchwycić w fotografii uniwersalny wymiar ludzkiej duchowości, bez względu na religijną przynależność.
Andrzej Ziółkowski przyznał, iż kiedy w 1991 roku wyjeżdżał do Azji był katolikiem, chrześcijaninem i to była dla niego jedyna, prawdziwa, słuszna droga.
– Później nastąpiło zderzenie kultur. Wydarzało się coś w moim życiu, co było tragiczne i spowodowało, iż moje przekonanie o tej jedynej słusznej drodze zachwiało się. Może dobrze się stało, iż zamiast trzymać się tego, co mam, albo stracić wszystko ruszyłem do jeszcze większego świata. Z planety do galaktyki – porównywał.
Z otwartym umysłem, a przede wszystkim sercem podchodzi do różnych religii.
– Wszystko mnie fascynuje. Nie ma jakichś szczególnych preferencji. Moje przekonanie jest takie, iż wszystkie te drogi są drogami dla ludzi, a iż są przez tyle tysięcy lat, to jest powód, żeby każdą z nich uważać za tak samo ważną, nie uważać mojej, chrześcijańskiej drogi jako jedynej i prawdziwej, a pochylić się i z pokorą posłuchać, co one mają do powiedzenia – tłumaczył.
Ta otwartość wydaje się kluczem do wejścia w różne środowiska, co zaowocowało intymnymi fotografiami ludzi oddanych modlitwie, medytacji. Jak podkreślił, nigdy nie przekroczył pewnej umownej linii, nigdy nie został poproszony, by przerwał robienie zdjęć. Ale to wymaga ogromnej uwagi i otwartości na drugiego człowieka.
– Przede wszystkim jeżdżę sam. Nie mam wokół siebie grupy, bo jej obecność zawsze stwarza pewne zainteresowanie. Nauczyłem się też przez wiele lat kontaktów z różnymi religiami, w jaki sposób się zachować, czyli znam mowę ciała tych ludzi. Oni pozwalają mi tam robić zdjęcia widząc, iż jestem zainteresowany nie tylko tym, aby wykonać fotografię, ale także, by być uczestnikiem, czyli jestem uczestnikiem i obserwatorem jednocześnie. Nauczyłem się też kodów ubioru, mówienia i trzeba sobie dać czas i cierpliwość, by wejść w to miejsce, stać się trochę niewidocznym. Nie można wpaść, zrobić zdjęcia i wyjść, ale trzeba być, porozmawiać, bo ja byłem interesujący ich, ale oni byli ciekawi mnie i ta ciekawość w pewnym momencie pozwala na zbliżenie się. Dlatego nie bali się mnie, ani mojego aparatu – wyjaśnił.
Zrobienie zdjęcia to jedno, natomiast inną, trudniejszą sprawą jest pokazanie duchowości. Jak mówił Andrzej Ziółkowski, by to się udało trzeba najpierw szukać jej w samym sobie, chcieć do niej dotrzeć.
– Ja do tego docierałem przez kilka lat medytacji, która sprawiła, iż pojawiła się we mnie tęsknota do uchwycenia tego momentu, spotkania człowieka z tym czymś nieuchwytnym, nieokreślonym, nieznanym, a jednocześnie fascynującym, trochę przerażającym. Ruszyłem w podróż po Azji, dlatego iż tam jest wiele tradycji religijnych i duchowych. One wszystkie są pokazywane, ponieważ ludzie Wschodu, w przeciwieństwie do ludzi Zachodu nie kryją się z tym. Ich religia, czy ich wierzenia są częścią ich tożsamości. Jest to dla nich bardzo ważne, aby inni to wiedzieli. Moja podróż była więc tego typu podróżą szukania w gestach, w twarzy, dłoniach, postawy ciała tego miejsca, które jest miejscem styku pomiędzy tym, czego nie ma na zdjęciu, a tym, co jest, czyli między człowiekiem, a sacrum – zaznaczył.
Andrzej Ziółkowski pokazywał swoje zdjęcia na kilkudziesięciu wystawach w Polsce, ale kielecki „Dom Praczki” był pierwszym miejscem, w którym oprócz fotografii zaprezentował przedmioty przywiezione z podróży.
Wystawę można oglądać jeszcze tylko w niedzielę, 5 stycznia.