"Bałtyk" nie przez przypadek bywa porównywany do świetnego "Lombardu" (2022) Łukasza Kowalskiego, który nakręcił pełną humoru i melancholii, ale też smutku i goryczy opowieść o lombardzie w Bytomiu. 25-letnia reżyserka Iga Lis również kieruje kamerę w stronę lokalnego bohatera, który tworzy coś więcej niż tylko zakład pracy.
"Bałtyk": Łeba jakiej nie znamy
O ile Kowalski umieścił kamerę w lombardowej oazie w polskim Detroit, to Lis jedzie do jednej z oaz polskiej turystyki - do Łeby. Pokazuje jednak nadmorski kurort od zaplecza. Takiego nie znamy.
Turystów w "Bałtyku" zbyt wielu nie widzimy. Parawany oczywiście są, ale na drugim planie. Turystyczny stateczek z wodzirejem piratem wujkiem Krisem Sparrowem, śpiewającym włoskie disco szlagiery po polsku, przepływa też na drugim planie. Jest w tle, jak diabelski młyn. Wszystko jakby zasłonięte dymem z wędzarni pani Meci, która od 40 lat przygotowuje makrele, łososie, pstrągi i węgorze. Śledzie też są. To w końcu Bałtyk, a ona jest "Królową Łeby".Reklama
Wędzarnia Ryb u Mieci (4,9 - ocena na Google!) jest nie tylko barem, ale też przystanią. Nie wiem, czy dla lokalnej społeczności, jak było to w bytomskim "Lombardzie", będącym czymś w stylu brooklyńskiego sklepu z tytoniem w "Dymie" (1995) Wayne’a Wanga i Paula Austera. Lis pokazuje inny dym. To dym wędzący nie tylko ryby, ale otulający przystań dla pracowników Mieci, która jest nie tylko twardą szefową, ale też dobrą ciotką. A może i choćby matką?
Iga Lis ma oko do cudownych szczegółów, co świadczy o jej talencie
"Tutaj nie ma szefa i nie ma szefowej. Jesteśmy jednym łańcuszkiem" - mówi Miecia na "odprawie" dla załogi. Jest to odprawa z mową motywacyjną lepszą niż jakichkolwiek napuszony "spicz" modnych internetowych coachów. Miecia swoje przeżyła i nawdychała się z pieca, więc "farmazonić" jak ci pozerzy od motywacji nie musi. Pikolo, Ferdek, Dawid i reszta jej drużyny "mają nie tylko robić pieniądz, ale uczyć ludzi jeść ryby, bo są sercem tej budy i tej ryby" - jak peroruje Miecia z nieodłącznym szlugiem w ręku.
Iga Lis ma oko do takich cudownych szczegółów, co świadczy o jej talencie. Sceny z Miecią, rozmawiającą z mającym burzliwą przeszłość Pikolo o jego sercowych problemach, czy próby Dawida ogarnięcia baru pod nieobecność twardej szefowej, są najlepszymi fragmentami "Bałtyku".
Miecia jest wymarzoną bohaterką filmu
Miecia jest wymarzoną bohaterką filmu. Jest wyrazista, ma niepoprawne poczucie humoru (mówi, iż poza sezonem turystycznym jej piece służą do kremacji zwłok), ale ma też w oczach nostalgię i smutek. Lis buduje szerszy obraz jej łebskiego uniwersum. Pokazuje Miecię w sanatorium, gdzie pojechała po 20 latach bez urlopu. Problemy zdrowotne przez wdychanie przez cztery dekady dymu (nie tylko papierosowego) dają o sobie znać.
Słyszymy też o problemie wszechobecnego alkoholu, który zniszczył życie wielu osobom w otoczeniu kobiety. Wszystko to jest zasygnalizowane. Na tyle mocno, iż staje się istotną częścią panoramy świata Mieci, ale też na tyle słabo, iż miałem wrażenie zbyt powierzchownego liźnięcia tego interesującego aspektu życia głównej bohaterki.
Czy Lis bała się zaburzyć balans swojego "feel good movie"? Możliwe. "Bałtyk" to jej debiut, więc można wybaczyć narracyjne wertepy. Szczególnie, iż przaśność i nieznośna kiczowatość polskich kurortów nadmorskich nie są łatwe do fotografowania. Lis i operator Kacper Gawron pokazują jednak Łebę ze dużą dawką empatii i oryginalnością. Łeba turystyczna i Łeba opustoszała po sezonie to dwa różne światy, które zasługują na oddzielną filmową opowieść. W "Bałtyku" problemy ekonomiczne takich miejsc również są zaznaczone.
o ile będę w Łebie, to od razu udam się do Pani Mieci nie tylko na rybkę, ale też by wejść na moment do jej krainy okadzonej zapachem łososia i ludycznej mądrości. Mądrości i uczciwości kogoś, kto poświęcił życie, by po prostu karmić innych. Ceny sprawdziłem. Miecia nie wystawia paragonów grozy. Miecia trafia do serc. Nie tylko przez żołądek.
7/10
"Bałtyk", reż. Iga Lis, Polska 2025, dystrybutor: So Films, premiera kinowa: 22 sierpnia 2025 roku.