Zawsze wierzyłam w drugie szanse. Wydawało mi się, iż jeżeli miłość jest prawdziwa, znajdzie drogę choćby przez ból, dumę i błędy. Dlatego gdy po dwóch latach od rozstania odezwał się do mnie Kamil — mój były — coś we mnie zadrżało. Mieszanka ekscytacji, nostalgii i nieśmiałej nadziei wypełniła całą przestrzeń wokół.
Rozstaliśmy się ciężko. Były urazy, niedomówienia, wybuchy dumy z obu stron. Długo leczyłam duchowe rany, uczyłam się oddychać na nowo. choćby spotykałam się z kimś innym, próbowałam budować nowe życie. Ale Kamil… wciąż był gdzieś w głębi — jak niezarosła blizna. Nie zapomniałam. I kiedy zaproponował spotkanie, tylko żeby porozmawiać — zgodziłam się. Naiwnie myśląc, iż może to być coś dobrego. Po prostu rozmowa dwojga dorosłych ludzi, którzy kiedyś byli blisko. Co mogło pójść nie tak?
Spotkaliśmy się w przytulnej kawiarence na rogu ulicy Miodowej. przyszłam wcześniej, a gdy wszedł, serce mocno uderzyło w piersi. Wszystko w nim było takie samo — ta sama postawa, ten sam lekki zarost, ten sam ciepły, znajomy wzrok. Uśmiechnął się, podszedł i przytulił mnie. Przez chwilę poczułam, jakbym wróciła do przeszłości, gdzie wszystko było prostsze i jaśniejsze.
Rozmawialiśmy godzinami. Najpierw o drobiazgach. O pracy, o nowościach, o tym, jak nam się wiedzie. Jego głos był wciąż taki sam, delikatny, a spojrzenie uważne. Zdawało się, iż naprawdę chce zrozumieć, jak żyłam bez niego. A ja, głupia, topniałam. Zaczęłam choćby myśleć, iż może jeszcze coś jest możliwe — choćby przyjaźń, choćby jakieś duchowe porozumienie.
Ale potem… coś się zmieniło.
Oparł się na krześle, stał się mroczniejszy, odwrócił wzrok. Jakby walczył ze sobą. Poczułam niepokój. A potem zaczął mówić.
— Kinga… muszę ci coś powiedzieć. To mnie męczy. Ale powinnaś znać prawdę.
— Co się dzieje? — mój głos zadrżał. — Przerażasz mnie.
Westchnął, przetarł skronie i w końcu spojrzał mi w oczy.
— Nie przyszedłem tu, żeby się z tobą połączyć na nowo. Nie chcę znowu być z tobą. To wszystko… — rozłożył ręce, — to nie dlatego, iż za tobą tęskniłem.
Zbladłam. Serce boleśnie się ścisnęło.
— Więc po co? — wyszeptałam.
Zamilkł na chwilę, potem wypuścił powietrze i rzucił mi w twarz:
— Wykorzystuję cię, Kinga. Żeby zemścić się na twojej siostrze. Na Mają.
Wszystko wokół zachwiało się.
— Co?… Ty… co powiedziałeś?
— Twoja siostra… zdradziła mnie — powiedział zimno. — Sprawiła, iż uwierzyłem, iż mnie kocha. A potem — zaczęła romans z innym. Za moimi plecami. Bawiła się mną. Teraz ja się nią bawię. Ty jesteś moim narzędziem. Najwygodniejszym.
Oniemiałam. Moja siostra — moja najlepsza przyjaciółka, opoka, osoba, której ufałam bardziej niż sobie… Nie mogła. Nie mogła tak postąpić. A Kamil… czy cały ten wieczór, jego dobre słowa, te spojrzenia — wszystko było kłamstwem?
— Co ona zrobiła? — ledwo mogłam wydusić słowa.
— Była ze mną. A potem śmiała się za moimi plecami — jego oczy pociemniały. — choćby nie wiesz, jak bardzo to bolało. Straciłem zaufanie. A teraz… chcę, żeby poczuła to samo.
Nie wiedziałam, jak oddychać.
— Wykorzystujesz mnie, żeby zranić Mają? Mnie? Dlaczego? Ja ci nic złego nie zrobiłam!
— Wiem. Przepraszam. Ale inaczej się nie da. Musi zrozumieć, co straciła. Co narobiła.
Łzy napłynęły do oczu. Z trudem łapałam oddech. W środku wszystko ściskało się w kłąb — ze wstydu, bólu, rozczarowania.
— Bawisz się moimi uczuciami — szepnęłam. — Naprawdę myślałam… miałam nadzieję…
Odwrócił wzrok.
— Przykro mi, Kinga. Naprawdę. Ale ja też byłem zraniony. Byłem zagubiony. I nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.
Gwałtownie wstałam. Ręce drżały.
— Koniec. Dość. Nie będę częścią twojej brudnej zemsty. Nie jestem lalką. Jestem człowiekiem. I nie pozwolę ci dalej miażdżyć mojego serca w imię zemsty, której choćby nie rozumiem.
Nie próbował mnie zatrzymać. Tylko siedział, spuściwszy wzrok. A ja odchodziłam — po zimnej ulicy, po policzku toczyły się łzy, a w środku był tylko jeden pytanie: „Jak mogłam być tak ślepa?”
Nigdy więcej nie stanę się czyimś narzędziem. Nigdy. A jeżeli przyjdzie mi zerwać więzi i z byłym, i z siostrą — niech tak będzie. Bo kłamstwo, choćby w imię miłości, to zdrada. A ja wybieram prawdę. choćby jeżeli boli.