Noah Wyle, czyli dr John Carter z serialu „Ostry dyżur” wyjawił, iż nie żałuje, iż reboot medycznego klasyka nie wypalił. Podobał dobry powód, który łączy się z jego nowym hitem, „The Pitt”.
W „The Pitt„, nowym serialu medycznym, Noah Wyle ponownie wkłada na siebie lekarski kitel, ale i na dobre porzuca kreację Johna Cartera z „Ostrego dyżuru„. Jego nowy projekt z twórcami tamtej medycznej dramy okazał się dziełem ważniejszym i znacznie bardziej na czasie.
The Pitt – jak powstał serial twórców Ostrego dyżuru?
Jeszcze kilka lat temu mało kto spodziewałby się, iż jeżeli Noah Wyle powróci do współpracy z Johnem Wellsem i R. Scottem Gemmillem (twórcami „Ostrego dyżuru”) to połączy ich nie reboot tamtego klasyka, a nowy serial medyczny.
A jednak, zamiast powrotu dr. Cartera, otrzymaliśmy „The Pitt” i jak się okazuje – to spory hit. W rozmowie z TVLine, sam aktor potwierdził, iż serial powstał, by uhonorować lekarzy i ratowników medycznych, którzy poświęcali swoje zdrowie – fizyczne i psychiczne – w trosce o pacjentów w dobie pandemii COVID-19.
To wtedy – wraz z wracającym podczas lockdownu zainteresowaniem „Ostrym dyżurem” – narodził się pomysł na formułę serialu, w ramach której czas akcji każdego z odcinków pokrywa się z jedną godziną rzeczywistej szpitalnej zmiany.
— Celowość [tego projektu] narodziła się w 2020 roku, podczas pandemii, gdy skrzynkę odbiorczą zapełniały nam pełne wdzięczności wiadomości od ludzi, którzy byli na linii frontu. Nie były to tylko komplementy, ale też nawoływania o pomoc. Wiadomości w stylu: „wysłuchaj mnie i to przez co przechodzę”, czy „rozgłaszajcie to”. To były takie rzeczy. „Jesteśmy wyczerpani, nasze morale podupadają, chorujemy, umieramy, jesteśmy nadużywani, wyzyskiwani. A pod koniec zmiany ludzie tłuką w garnki i to nie pomaga”.
Pomysł był taki, by spojrzeć na to, co dzieje się z ludźmi na liniach frontu. Spojrzeć też na populację, która choruje i umiera i na fakt, iż mamy tak jakby dwie służby zdrowia w tym kraju: tę dla ludzi z pieniędzmi i ubezpieczeniem i tę dla tych, którzy jej nie mają. Próbowaliśmy mówić o tym i w latach 90., gdy 22 miliony Amerykanów nie miało ubezpieczenia zdrowotnego i korzystało z izby przyjęć, jako głównej usługi lekarskiej.
Wyle nie żałuje, iż nie powstała nowa wersja „Ostrego dyżuru”, albo kontynuacja. W wywiadzie przyznał, iż skierował się do Johna Wellsa z propozycją zabrania się za zupełnie nowy medyczny dramat, który mógłby szerzej przyjrzeć się problemom amerykańskiej służby zdrowia i jego pracowników.
— Te wszystkie motywy były dla nas ważne kiedyś i są nadal, więc odezwałem się do Johna i powiedziałem: „wiem, iż nie chcesz robić znów tamtego, ale jeżeli kiedykolwiek chciałbyś zrobić to, to daj mi znać. Chcę być rzecznikiem czegokolwiek, co masz na ten temat do powiedzenia”. Wtedy dyskusja toczyła się tak: „czy stara franczyza jest najprostszym i najbardziej efektywnym sposobem przekazania treści”? Wydawało się, iż to właśnie [powrót „Ostrego dyżuru”] ekscytował ludzi najbardziej. Ale to nie był cel tego przedsięwzięcia.
Im dalej zawędrowaliśmy w tę drogę, tym bardziej zacierał się aspekt ponownego spotkania [dawnych postaci], powtórki, rebootu. Nie było mi więc przykro, gdy zostaliśmy do pewnego stopnia zmuszeni do obrania innego kierunku i wykombinowania nowego sposobu na opowiedzenie tej historii. Pod wieloma względami [odsunięcie się od „Ostrego dyżuru”] zdjęło z nas ciężar narracyjnych ograniczeń, których musielibyśmy się trzymać i którym musielibyśmy oddać hołd.
Po pierwszych odcinkach „The Pitt”, które są już na platformie Max, możemy uznać, iż misja twórców się powiodła – o czym pisaliśmy na Serialowej w naszej opinii. Sprawdźcie ją tu: The Pitt – recenzja serialu. Warto dodać, iż Noah Wyle tłumaczył już wcześniej, co odróżnia „The Pitt” od „Ostrego dyżuru”.