Mężczyźni nie wiedzą, jak wygląda kobieta. Hejt na Sydney Sweeney udowodnił to po raz kolejny

natemat.pl 2 tygodni temu
Kobiece ciało to w show-biznesie jedna z najcenniejszych walut. Sydney Sweeney zna zasady tej gry i chętnie świadomie w niej uczestniczy. Ostatnio jednak odbiło się to na niej rykoszetem.


Mówi się, iż każda dekada ma swoją Marylin Monroe. W poprzednich na duchowe (chociaż pewnie niestety w tym przypadku należałoby powiedzieć "cielesne") następczynie tragicznie zmarłej gwiazdy wskazywano takie aktorki jak: Brigitte Bardot, Pamela Anderson czy Scarlett Johansson.

Do tego grona niedawno dołączyła Sydney Sweeney – amerykańska aktorka o pełnych kształtach, maślanym spojrzeniu niebieskich oczu i kaskadzie blond włosów spływających po plecach.

Sweeney jest jedną z tych młodych aktorek, dla których rola w serialu "Euforia" Sama Levinsona okazała się trampoliną do dalszej kariery. Dzięki niej w ostatnich latach aktorkę można było zobaczyć w wielu różnorodnych projektach, m.in. w takich filmach jak: "Reality", "Tylko nie ty", "Niepokalana" czy serialu "Biały Lotos".

Utalentowana 27-latka jest świadoma swoich atutów i chętnie z nich korzysta. Szczególne kontrowersje wzbudziły teledysk do piosenki "Angry" Rolling Stones, w którym Sweeney wygina się na masce jadącego samochodu oraz reklamy produktów marki Dr. Squatch, które pomimo ironicznego przekazu, przez część internautów zostały uznane za uwłaczające aktorce.



Amerykanka świadomie używa swojego ciała do autopromocji (lub po prostu zasilenia budżetu domowego), a krytyków, zarzucających jej seksualizację, wyśmiewa

w wywiadach i na swoich mediach społecznościowych.

Feministki pro-choice powiedzą, iż to jej wybór i nic nam do tego. Te bardziej radykalne stwierdzą, iż traktowanie swojego ciała jak produktu, wpisuje się

w patriarchalną i kapitalistyczną logikę. Bez względu na to, co my czy sama aktora o tym myśli, to wybrana przez nią strategia czasami obraca się przeciwko niej.

Reakcje na zdjęcia Sweeney pokazują, iż mężczyźni nie wiedzą, jak wyglądają kobiety


W połowie grudnia sieć obiegły zrobione z zaskoczenia zdjęcia blondynki


w fioletowym bikini. Wyglądały tak, jakby ktoś pstryknął fotki przypadkowej kobiecie


z niedbałym koczkiem na czubku głowy w nieco wyblakłym kostiumie kąpielowym podczas opalania w ogródku.

Zdjęcia przedstawiały nikogo innego, jak właśnie Sydney Sweeney. Aby nie demonizować użytkowników sieci, na wstępie chciałabym zaznaczyć, iż wiele komentarzy dotyczących fotek było pozytywnych. Fani i fanki aktorki docenili jej naturalną urodę oraz fakt, iż można na fotografii można zobaczyć niewyretuszowane, kobiece ciało. Niektórych ono jednak najwyraźniej przerosło.

"Szczęka mi nie opadła", "Mówiąc szczerze, jej ciało wcale nie jest takie wspaniałe", "Ona wcale nie jest taka atrakcyjna", "Miałam lepsze ciało w wieku 37 lat", "To co najwyżej czwórka w skali od zera do dziesięciu", "Nie obejrzałbym się za tą jej wersją" – czytamy w komentarzach udostępnionych przez samą Sweeney (w kompilacji zamieszczonej na jej profilu w mediach społecznościowych), które brzmią, jakby dorośli ludzie zapomnieli, jak wygląda kobieta nieprzepuszczona przez instagramowe filtry.



Niektórzy posunęli się jeszcze dalej i nie tylko zarzucili aktorce "przeciętność", ale wręcz... brzydotę.

"Wygląda jak lew morski w okresie godowym", "Bez tych wszystkich sztuczek (makijażu, filtrów, photoshopa) jest naprawdę brzydka!", "Zaliczyła wpadkę? Użądliło ją gniazdo os? Zanurkowała w basenie pełnym pączków i frytek?" – aktorka udostępniła na swoim koncie na Instagramie również tak pogardliwe i brutalne komentarze.

Kobiece ciało ciągle pod ostrzałem


Przy okazji tej sytuacji warto zauważyć parę rzeczy. Po pierwsze, na co każdy by wpadł, czytając powyższe komentarze, nierealistyczne oczekiwania wobec wyglądu kobiet sięgają zenitu, jeżeli choćby aktorka uznawana za atrakcyjną zostaje nazwana "pasztetem".

Winą za to zjawisko obarczyć można pewnie po równo: media społecznościowe, celebrytki przerabiające na potęgę swoje twarze i ciała czy pornografię. Istotną rolę zdają się jednak pełnić tutaj internetowe środowiska młodych samotnych mężczyzn, których frustracja popycha w stronę nienawiści do kobiet oraz tworzenia cudacznych teorii na ich temat.

Jedna z nich dotyczy tego, iż kobiety manipulują mężczyznami poprzez… nakładanie makijażu. "Wszystkie kobiety są catfishami (ang. osoba, która w rzeczywistości wygląda inaczej niż na zdjęciach – przyp. red.). Pytanie tylko, do jakiego stopnia" – można było przeczytać w komentarzach pod zdjęciami Sweeney.

Reakcje "zwykłych" kobiet na obraźliwe słowa w kierunku aktorki uznawanej za piękność wskazują na jedno: pogłębiają one jeszcze ich kompleksy, wciąż rosnące dzięki mediom społecznościowym.

"Kiedy widzę takie komentarze, to czuję się mniej pewnie, bo jeżeli ludzie myślą, iż p***rzona Sydney Sweeney wygląda źle w bikini, to mogę sobie tylko wyobrazić, co myślą o mnie" – skomentowała jedna z użytkowniczek Reddita, w wątku poświęconym dyskusji na temat negatywnych reakcji na zdjęcia Sweeney.



Po drugie, wiele portali, które udostępniło zdjęcia Amerykanki, krzyczało z nagłówków, iż Sweeney "pokazała", czy "pochwaliła się" ciałem w bikini. To niby tylko semantyka, ale o tyle istotna w tym przypadku, iż woli i zgody aktorki na zrobienie oraz udostępnienie tych zdjęć prawdopodobnie nie było.

Gdyby mężczyzna zakradł się do waszego ogródka i po kryjomu starałby się zrobić wam zdjęcie w kostiumie, pewnie zadzwoniłybyście na policję. Tymczasem kiedy paparazzi robią to samo znanej kobiecie, uznajemy to za naturalny element krajobrazu medialnego. Tylko czy rzeczywiście gwiazdy nie powinny mieć prawa do prywatności choćby w swoim domu?

Ostatnia refleksja wydaje się być najsmutniejsza, choć niekoniecznie odkrywcza, bo nic w tej sprawie nie zmieniło się od lat.

Kiedy mężczyźni zaczynają postrzegać kobietę głównie przez pryzmat jej ciała, praktycznie nieodwracalnie odbierają jej człowieczeństwo oraz zapominają o tym, iż składa się ona także z innych cech niż jej powierzchowna fizyczność, którą można rozbierać na czynniki pierwsze ("Pachy 3/10" – trudno w to uwierzyć, ale to autentyczny komentarz pod fotkami aktorki).

Dalsza część artykułu poniżej.

Trafnym podsumowaniem tej sytuacji wydaje się cytat udostępniony przez dziennikarkę zajmującą się równością płci oraz poetkę Chloe Laws: "Kobiety są przedmiotem do dyskusji, ciałami do powiększenia na ekranie i skrytykowania oraz przedłużeniem pornografii – bez względu na to, czy wyrażą na to zgodę, czy nie".

Na Sweeney w tej sytuacji odbija się to w ten sposób, iż większość dyskursu nie dotyczy jej talentu, który zdecydowanie ma, a jej wyglądu zewnętrznego. Amerykanka rewelacyjnie zagrała w opartym na faktach dramacie "Reality", jednak większość mężczyzn (a przynajmniej tych najgłośniejszych) oburzył fakt, iż aktorka nie występuje tam w pełnym makijażu, więc "wygląda brzydko".

Ze względu na takie przesunięcie, zawsze mam wątpliwości, kiedy widzę, jak robiąca karierę młoda kobieta buduje swój wizerunek na stereotypowej atrakcyjności fizycznej, bo w ostateczności niemal zawsze okazuje się to mieczem obosiecznym (dużo w swoich esejach pisała o tym Emily Ratajkowski), którego ostrze na końcu skierowane jest jedynie w jej stronę.

Idź do oryginalnego materiału