W latach 80., choć pod jarzmem podupadającego komunizmu, do Polski udało się ściągnać najpierw Iron Maiden, a kilka lat później Metallicę. Występy Hetfielda i spółki, które odbyły się w Spodku, przeszły już do legendy.
Żyjemy w czasach, kiedy koncerty zachodnich gwiazd są rzeczą normalną i nikogo to nie dziwi. W latach 80., takowe występy, nie były tak częste. Wówczas to było święto, mogliśmy w końcu zobaczyć swoich idoli na żywo, podziwiać ich z bliska. Szlaki przetarła między innymi legenda heavy metalu, Iron Maiden. Zespół dowodzony przez Steve’a Harrisa po raz pierwszy w naszym kraju pojawił się w 1984 roku. Później przyszła pora m.in. na Metallikę.
Możliwość sprowadzenia Metalliki wzięła się stąd, iż agentem grupy był John Jackson. Człowiek zajmujący się Iron Maiden, którzy wcześniej grali u nas dwukrotnie [chodziło prawdopodobnie o to, iż wystąpili u nas w ramach dwóch tras koncertowych, w 1984 i 1986, łącznie dając 11 koncertów – przyp. szy]. Pozostawaliśmy w bliskim kontakcie. Gdy wyłoniła się szansa sprowadzenia zespołu, było to najprostsze dojście. Muzycy Metalliki byli zresztą ciekawi Polski, chcieli tu przyjechać, a ja miałem rekomendację jako dobry organizator
– mówi Andrzej Marzec, wówczas promotor z Agencji Artystycznej Pagart.
Zaskakujący sold out
Metallica miała się u nas pojawić w 1986, ale wszyscy pamiętamy, co wydarzyło się 27 września tamtego roku w szwedzkim mieście Ljungby w drodze na koncert w stolicy Danii. Tragiczna śmierć basisty Cliffa Burtona zmusiła zespół do zmiany planów – europejska trasa Damage Inc. musiała zostać odwołana i przesunięta w czasie. Do Polski przyjechali pod jej koniec. Zaplanowano dwa występy: 10 i 11 lutego 1987 w katowickim Spodku.
DWUPAKI – METALLICA +… – KUP TERAZ!
Zespół dotarł na miejsce popołudniu tego samego dnia. Oba koncerty były wyprzedane: po 8 tysięcy fanów mocnego brzmienia, co wówczas robiło na muzykach ogromne wrażenie.
Zdziwili się, iż spotkało ich takie przyjęcie, albowiem podczas tamtej trasy grali w halach na jakieś 1000-1500 osób
– wspomina Roman Kostrzewski, lider i wokalista Kata, czyli zespołu, który supportował Metallikę w Spodku. Hala była nabita do granic możliwości. Bartek Koziczyński, dziennikarz „Teraz Rocka”, w artykule z 2004 roku wspomina, iż oficjalna wejściówka kosztowała 1800 złotych (w ramach ciekawostki: przeciętne zarobki wynosiły około 30 tysięcy), a zdesperowane osoby, które chciały za wszelką cenę dostać się do środka, płaciły choćby od 3 do 5 tysięcy złotych.
Asy z rękawa
Kat rozpoczął swój występ o godzinie 18, do zagospodarowania mieli tylko 30 minut.
Absolutnie nie narzekaliśmy, byliśmy świadomi reguł, które obowiązywały nas jako support. Granie przed Metalliką był dla nas miłym zaszczytem
– mówi Kostrzewski na łamach „Teraz Rocka”.
Hetfield i spółka promowali wówczas album „Master of Puppets”. W dorobku mieli 3 płyty, nie było więc problemu z wyborem repertuaru. Setlista składała się z 13 własnych kompozycji (5 z wydanego kilka miesięcy wcześniej „Mastera”, tyle samo z „Ride the Lightning” oraz 3 z debiutanckiego „Kill’em All”) i 2 „cudzesów”: „Am I Evil?” z repertuaru Diamond Head oraz „Blitzkireg” grupy Blitzkrieg. Plus solo na basie nowego członka grupy –Jasona Newsteda oraz gitarowy popis Kirka Hammetta.
Tak prezentowała się setlista:
- Battery
- Master of Puppets
- For Whom the Bell Tolls
- Welcome Home (Sanitarium)
- Ride the Lightning
- Bass Solo
- Whiplash
- The Thing That Should Not Be
- Fade to Black
- Seek & Destroy
- Creeping Death
- The Four Horsemen
- Guitar Solo
- Am I Evil?
- Damage Inc.
- Fight Fire With Fire
- Blitzkrieg
Po tradycyjnej introdukcji w postaci „The Ecstasy of Gold”, Metallica ruszyła z przysłowiowego „kopyta”. Zaczęli od „Battery”, potem kolejny cios w postaci utworu tytułowego z najnowszej płyty. Asy z rękawa sypały się na lewo i na prawo. Oddajmy głos Krzysztofowi Garbalińskiemu, który na łamach „Teraz Rocka”, wspomina katowicki koncert.
Na scenie gaśnie światło, „The Thing That Should Not Be”, prawie cały numer grają w ciemności. Tylko James jest podświetlony od spodu krwawo-czerwonym spotem. Fajny pomysł. „Fight Fire With Fire” – to, co Ulrich wyprawia z bębnami, to chyba jakieś czary. Jak można tak gwałtownie grać na dwie stopy?
I można tak cytować do woli.
Muzycy pokazali się także od tej mniej poważnej strony. Przed wykonaniem „The Four Horseman” Lars Ulrich wybiegł na scenę z gitarą i zaczął grać „Smoke on the Water” Purpli. gwałtownie oddał jednak instrument Hetfieldowi. Razem intonują „Run to the Hills” Iron Maiden.
Potwornie fałszują. Publika ryczy ze śmiechu. Hetfield też się cieszy…
– wspomina Garbaliński.
Warto też wspomnieć, iż były to czasy, kiedy zespół grał tylko na tle wielkiej płachty, na której widniała okładka „Master of Puppets”. Nie było „snakepitów”, laserów, gigantycznych telebimów ani żadnej pirotechniki. Wystarczyła skromna reprodukcja szaty graficznej trzeciego longplaya, reflektory i kilka stroboskopów. Koncert i tak był niezapomnianym przeżyciem dla wszystkich zgromadzonych w Spodku. Dla tych, którzy się na występy w 1987 nie załapali, mogę polecić DVD „Cliff’Em All”, aby przekonać się jak to wszystko wyglądało (jedyną różnicą był brak krzyży po bokach sceny – tego elementu scenografii zabrakło w Katowicach).
METALLICA WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE
Afera koszulkowa
Koncert mamy odhaczony. Przejdźmy zatem do ciekawostek z backstage’u. W swojej biografii „Głos z ciemności” Roman Kostrzewski, wspomina bezpośredni kontakt z Amerykanami:
Pamiętam, iż Hetfield wpadł do naszej kanciapy i zaserwowaliśmy mu wódeczkę. Uniósł się ambicją i pochłonął prawie pół butelki. gwałtownie wyjaśniliśmy, iż w Polsce pije się sporo, ale niekoniecznie w taki sposób [śmiech].
James myślał, po prostu, iż to rodzaj jakiejś tradycji. Zespół wyprowadził go – na szczęście – z błędu. Wokalista Kata dodaje (cytat z artykułu w „TR”):
Był szczęśliwy, iż nie będzie musiał pić drugiej połowy, bo przeważnie ma do czynienia z piwem.
Atmosfera pomiędzy zespołami była zatem bardzo dobra, świadczy o tym także słynne, pamiątkowe zdjęcie na zapleczu Spodka. Później jednak stosunki się lekko popsuły.
Zrobił się w pewnej chwili niezbyt zdrowy klimat między Katem a menadżerem Metalliki. Na szczęście potem cała sprawa się wyjaśniła. Wyjechali z pozytywnym nastawieniem
– wyjaśnia Kostrzewski. Co było tego powodem? Poszło o… koszulki. Okazało się, iż cwani dziennikarze, akredytowani na ten koncert, wyłudzali T-Shirty od zespołu, podając się za muzyków Kata. Mówi się o 40 sztukach. Nikogo zatem nie dziwi, iż menadżer poskarżył się Andrzejowi Marcowi. Niedomówienia wyjaśniono, ale niesmak prawdopodobnie pozostał.
Niecodzienne afterparty
O imprezie z członkami zespołu Kat już wspomniałem. Warto także nadmienić, iż okazję do wspólnego picia z Hetfieldem, mieli także… fani grupy. Po pierwszym koncercie zespół późnym wieczorem zameldował się w pobliskim hotelu „Warszawa”. Tam również na noc zatrzymali się miłośnicy Metalliki z kilku miast. Jeden z nich (brawo za odwagę!) w hotelowym holu podszedł do wokalisty i zaproponował afterparty przy polskiej wódce.
Czas mijał, a Hetfielda nie było, większość traciła nadzieję, iż uda się pobawić w towarzystwie idola. Jakież musiało być ich zdziwienie, kiedy tuż po północy, do pokoju ktoś zapukał – był to James, który przywitał zgromadzonych krótkim „Hi, here I am, friends…”. Z tego co wiadomo, wziął jedną z butelek wódki, która była na stole, i wypił z gwinta połowę zawartości, przy okazji zachwalając jakość polskiego trunku. Posiedział do 4 rano, grzecznie podziękował za przyjęcie. Taka historia byłaby dzisiaj nie do pomyślenia.
„Dziwne” zakupy
11 luty rozpoczął się dla muzyków od konferencji prasowej. I tam padła słynna wypowiedź Larsa Ulricha.
Polscy fani są wspaniali. Wiele o nich słyszeliśmy, ale to, co zobaczyliśmy, przerosło nasze oczekiwania
– w samych superlatywach wypowiadał się perkusista Metalliki. Nic więc dziwnego, iż tak często później nas odwiedzali, również z okazji wydania nowych albumów. Z kolei wieczorem zagrali drugi koncert. Nie różniący się praktycznie repertuarem – zamiast 15 kompozycji, fani usłyszeli 14, zabrakło jedynie przeróbki „Blitzkriegu”. Po występie zespół pojechał w kierunku stolicy i zameldował się w warszawskim hotelu Victoria. Następnego dnia Hetfield i spółka postawili przede wszystkim na relaks. Po południu udali się na spacer po mieście, zrobili małe i dosyć zaskakujące zakupy (zabawki, a także kryształy), odwiedzili lokal Czarny Kot, gdzie urzędowały panie do towarzystwa. Zespół jednak nie skorzystał z tego rodzaju rozrywki. Pewnie dlatego, iż czekała na nich podróż do Szwecji i koncert w Goteborgu – ostatni na trasie Damage Inc.
Barwne wspomnienia
Legendarny już pierwszy pobyt Metalliki w naszym kraju przewijał się dosyć często w późniejszych rozmowach z muzykami.
Nigdy […] nie zapomnę. To był 1987 r. Nie byliśmy wtedy jeszcze taką gwiazdą, jak dziś, a zapełniliśmy dwukrotnie Spodek. To się nam wtedy nie zdarzało. Pamiętam, iż przed nami grał świetny polski zespół Kat. No i iż fani jadący na koncert zdemolowali pociąg. Hm. Wszyscy byliśmy wtedy gniewni i młodzi
– wspomina Kirk Hammett w rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolitą”.
Z kolei Hetfield w wywiadzie udzielonym „Dzień dobry TVN” dodał:
Pamiętam fanów i ich zaangażowanie, tego nie da się zapomnieć [śmiech]. Spodek, tak to się nazywa? Ten dziwny budynek, latający talerz. Pamiętam, widziałem na nim wielki napis METALLICA. To było bardzo fajne. Zrobiliśmy tam sobie mnóstwo zdjęć [śmiech].
Legendarny drogowskaz
Chyba każdy kojarzy zdjęcie autorstwa Rossa Halfina, które można znaleźć w książce „The Ultimate Metallica”, przedstawiające muzyków przy drogowskazie na tzw. „gierkówce” (droga krajowa nr 1) w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, w drodze z Katowic do Warszawy. Zamrożony śnieg w połowie drogi z Warszawy do Katowic (polskie Birmingham). Zatrzymanie się było pomysłem Larsa, rzecz jasna. Spójrzcie na entuzjazm na twarzy Jamesa! Jak na ironię, to kolejna rzecz, której już nie zrobią, ponieważ rzadko podróżują teraz drogami – pisał Halfin. Rzeczywiście – euforii na twarzy wokalisty raczej nie uświadczymy. Pozostali, oprócz oczywiście pomysłodawcy fotki w mroźny, zimowy dzień, także nie kipią entuzjazmem. Podczas tamtej wizyty muzycy odwiedzili również obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, który wywarł na nich duże wrażenie.
Polska kocha Metallikę, Metallica kocha Polskę
Metallica później odwiedzała nas w miarę regularnie. Zagrali trzykrotnie na Stadionie Śląskim w Chorzowie (1991, 2004, 2008), ponownie wystąpili w Spodku (1996), a także 4 razy w stolicy – na Stadionie Gwardii (1999), Lotnisku Bemowo (2010, 2012) i Stadionie Narodowym (2014).
Były jeszcze specjalne wizyty, niekoncertowe. W 1998 z okazji wydania „Garage Inc.”, rok później w związku z promocją płyty symfonicznej „S&M” i w 2003 – tutaj pretekstem premiera studyjnego krążka „St. Anger”. Co by nie mówić: Polacy kochają Metallikę, a najważniejsza metalowa grupa to uczucie odwzajemnia. Docenia i dostrzega zaangażowanie.
Polscy fani zawsze mocno wspierali nasz zespół, od pierwszej wizyty czuliśmy, iż nasza muzyka wiele dla nich znaczy
– to słowa Kirka Hammetta dla portalu Onet. Ciężko się nie zgodzić.
Metallica w ostatnich latach przyjeżdża do Polski regularnie, a podczas występów w Krakowie i Warszawie wykonała choćby utwory… „Wehikuł czasu” oraz „Sen o Warszawie”. W lipcu 2024 roku kolejne koncerty legendy metalu w naszym kraju – odbędą się 5 i 7 lipca na PGE Narodowym.
Cytaty:
- Artykuł Bartka Koziczyńskiego „Metallica a sprawa polska” („Teraz Rock” 5/2004),
- książka „Roman Kostrzewski. Głos z ciemności” (wydawnictwo SQN) ,
- przetłumaczone wypowiedzi muzyków ze strony overkill.pl.
Opracował i przygotował: Szymon Bijak