Dźwiękowy teatr zniekształceń.
Minęło już dobre kilka lat od momentu kiedy pisałem na Nowej Muzyce o dokonaniach kolumbijskiego Meridian Brothers (w początkowej fazie jednoosobowy projekt). Mam tu na myśli ich album „¿Dónde Estás María?” z 2017 roku. Wtedy też miałem okazję porozmawiać z liderem MB, Eblisem Álvarezem (znanym również z Chupame el Dedo, Los Pirañas, Romperayo) o wydanej wówczas płycie. Nie oznacza to, iż przez kolejne lata nic nie ukazywało się pod szyldem Meridian Brothers. W 2020 roku wypuścili bardzo dobry materiał pod tytułem „Cumbia Siglo XXI” dopisując się nim do katalogu wytwórni Bongo Joe Records. A dwa lata później ujrzał światło dzienne „wspólny” longplay podpisany wraz z wyimaginowaną El Grupo Renacimiento.
Meridian Brothers wracają z koncepcyjnym albumem „Mi Latinoamérica Sufre” stworzonym z pragnienia odkrywania niewykorzystanego potencjału gitary elektrycznej osadzonego w tropikalnym kontekście. Inspiracje sięgają tu zarówno tradycji afrykańskiego highlife’u, nigeryjskiego afrobeatu, jak i muzyki gitarowych zespołów z kręgu soukousu – gatunku wywodzącego się z Demokratycznej Republiki Konga i Republiki Konga, popularnego również w nadmorskich kolumbijskich rejonach i wyczuwalnego chociażby w stylu tanecznym picó sound system.
Urzekające pochody gitarowego soukousu emanują z pierwszego znakomitego singla „En el Caribe estoy triste” („Jestem nieszczęśliwy na Karaibach”) zahaczając jednocześnie o wpływy nadmorskich rejonów Kolumbii i popularnego tam gatunku muzycznego, tańca champeta. Álvares i jego przyjaciele oczywiście nakładają na to wszystko własny, oryginalny filtr pełen brzmieniowych zniekształceń czy wygięć od przyjętych tradycji.
Materiał całościowo jest wręcz precyzyjnie naszpikowany mnóstwem alegorii, nawiązań do wielu tradycji, zaś na poziomie tekstów jawi się obraz czegoś na kształt podróży ego, rzecz jasna przedstawionej z nutą humorystycznego samouwielbienia będącego synonimem samopoznania oraz poszukiwania sensu i tożsamości. Ucieleśnia to już sam tytuł płyty „Mi Latinoamérica Sufre”, który można przetłumaczyć jako „Moja Ameryka Łacińska Cierpi”, tym samym odzwierciedlając karykaturę samouwielbienia. Álvares pokazuje tu wiele swoich możliwości wokalnych, wcielając się w różne postaci ze swoich tekstów.
Głównym bohaterem opowieści jest Maximilian Trzeci Junior – ekscentryczna postać, rodzaj przeciętnego mieszczucha, poruszającego się po złożonych sferach samozachwytu, używając do tego substancji psychodelicznych, czyli somy, aby znaleźć euforia w młodości. Wyrusza w podróż przez psychologiczne mandale co odmalowuje nagranie „Mandala”, stawiając czoła wzlotom i upadkom, moralnym kacom i nieudanym próbom mądrości poprzez studiowanie folkloru. Napędzany oburzeniem, Junior angażuje się w monolog filozofii politycznej i szuka odpowiedzi na wybrzeżu Karaibów, tylko po to, aby pogłębić swój smutek.
Nostalgia za Andami skłania go do zastanowienia się nad losem tańca huayno. Pośród imprez i nadmiaru pojawia się paranoja, manifestowana przez wyimaginowanego towarzysza, który wchodzi z nim w dialog. Junior, walcząc z depresją, bada teorie naukowe na YouTube’a. Zdaje sobie sprawę z piękna Ameryki Łacińskiej, ale uznaje cierpienie wszystkich Latynosów. W zakończeniu zabarwionym pobłażaniem sobie, Junior uważa swoje pokolenie za zmarnowane, czując się niezrozumianym. Przypisuje korupcję swojemu społeczeństwu, obwiniając rząd o zaniedbanie i domagając się dotacji za swoje odczuwane cierpienie.
Otwierający płytę utwór „Se que estoy cambiando” jest właśnie zapowiedzią wszelakich „zmian” w rytm skomplikowanych podziałów harmonicznych z odcieniami i blaskami calypso. Równie wybornie prezentuje się „Es mi nueva era” z mieszanką highlife’u i ukłonu w stronę złotej ery kongijskiej rumby z lat 70. Wspomniana „Mandala” psychodelicznie galopuje na grzbiecie synkopowanych tropikaliów z afro-wenezuelskim twistem tańca znanego pod nazwą tambor. „Mi pregunta” buja szlachetną cumbią bardzo daleką od komercyjnych jej wcieleń, która jako gatunek doznała przykrego zubożenia w ostatnich dekadach. Dzięki takim projektom jak Meridian Brothers cumbia odradza się, rozkwita na nowo i kroczy szlachetnym krokiem.
Echo tańca huayno ma swoje ujście w znakomitym fragmencie „Quiero lo mejor para mi Huayno” z całą paletą gitarowych eksperymentów chociażby z przesterami i w nieoczywisty sposób wymieszanych brzmień. Transowe „Mi acompañante” w pewnym momencie przechodzi w molową hybrydę cumbio-champety z aksamitnie brzmiącym basem. Jedyne w swoim rodzaju progresje dźwiękowe w „Todo se me desvanece” są niemal emblematyczną wizytówką Meridian Brothers.
„Los latinos sufrimos” bulgocze psychodelicznie spreparowanym hip-hopem (przynajmniej ja czuję ten zakodowany tu puls) w sosie doprawionym latynoską przewrotnością. Niezwykła pieśń „Mis soledades” porywa do jedynego w swojego rodzaju tańca pt. Meridian Brothers i meandruje w trudno opisywalne zakamarki stylistyczne. Na sam koniec energiczna kompozycja „Nazco bueno y la sociedad me corrompe” z „powykrzywianą” trajektorią harmonii.
Trudno nie wspomnieć o trafnie skomponowanej szacie graficznej autorstwa kolumbijskiego artysty i DJ-a Mateo Rivano, na której widzimy postać będącą w różnych stanach psychologicznej dezorientacji – od litowania się nad sobą, przez eksplozję oświecenia, po optymizm. I druga sprawa, iż album zostanie wydany 12 lipca nie tylko przez Bongo Joe, ale również zrewitalizowaną w 2022 roku kultową oficynę Ansonia Records założoną w latach 40. przez Rafaela „Ralpha” Péreza. „Mi Latinoamérica Sufre” aż bucha zabawą, słodko-gorzkim humorem, mnogością różnych emocji, a jednocześnie – jak to u Meridian Brothers – rządzi dźwiękowa maestria, żonglerka konwencjami i wybitnie rozdarty uśmiech w paszczy skomplikowanej rzeczywistości.
Ansonia & Bongo Joe Records | lipiec 2024
Strona Meridian Brothers: https://www.meridianbrothers.com/
FB: https://www.facebook.com/Meridian-Brothers-216357656082/
Strona Bongo Joe Records: www.bongojoe.ch
FB: www.facebook.com/BongoJoeLabel