Mechanizmy nagonek w Internecie

totylkoteoria.pl 1 dzień temu

Robienie nagonek w świecie realnym jest względnie rzadkie, ponieważ lincze, fizyczne ataki, napaści itp. są nielegalne. Przynajmniej w UE. Ale Internet, jako relatywnie nowa technologia – będąca z nami od kilku dekad, ale dla rozwoju i aktualizacji prawa to dość krótko – stał się miejscem zastępczym do tego typu działań. Jednostki o usposobieniu makiawelicznym, sadystycznym czy narcystycznym (mroczna triada osobowości) bądź ludzie motywowani względami ideologicznymi, politycznymi czy biznesowymi, potrafią urządzić komuś piekło dzięki zwłaszcza mediów społecznościowych. Choć najbardziej podłym i wyrafinowanym przejawem internetowych linczów jest zjawisko cancel culture, to w tekście tym omówię poszczególne mechanizmy nagonek. jeżeli interesuje Was stricte kultura unieważniania, to zapraszam do przeczytania mojego reportażu na temat cancel culture.

Artykuł napisałem dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. To dzięki nim blog ten może istnieć i się rozwijać, a publikowane tutaj teksty i artykuły są niezależne. jeżeli chcesz wesprzeć moją działalność, możesz to zrobić na moim profilu Patronite.

Zdj.: Pixabay/u_pcr38y8yfb/Radio RDC/YTKanalSportowy/YTKrzysztofGonciarz/Kayaszu.pl; z późn. zm.

Mechanizmy nagonek: umawianie się na masowe zgłaszanie postów

Bardzo popularnym sposobem robienia nagonek w social media jest skrzykiwanie się do zgłaszania wpisów. Ktoś (albo kilka czy kilkanaście osób) zachęca innych do zgłaszania jakiegoś profilu. Robi to na grupach na FB, na Discordzie, a czasem otwarcie i publicznie. Algorytm blokuje wtedy tymczasowo możliwość publikacji i usuwa wpis osoby atakowanej. Nieraz kończy się to także tzw. shadow banem, czyli obcięciem zasięgów. W efekcie kolejne posty ofiary nagonki docierają do mniejszej liczby użytkowników.

Aby się przed czymś takim bronić trzeba blokować zgłaszających, żeby nie mogli wyświetlać profilu, a tym samym zgłaszać go do zablokowania. Hejterzy robiący nagonki w ten sposób żalą się potem, iż zostali „zablokowani za krytykę”. Podczas gdy tak naprawdę dostali bana za robienie nagonki, nieuzasadnione zgłaszanie profilu i namawianie do tego innych, jak również za hejt.

Nagonka przez robienie sztucznego tłumu w komentarzach

Podczas organizowania nagonek – zwłaszcza na profilach różnych firm, instytucji i znanych osób – hejterzy skrzykują się celem stworzenia udawanego tłumu. Wypisują masowo szkalujące czy obraźliwe komentarze, aby wykreować wrażenie wielkiej krytyki. Tak naprawdę, kiedy się to zliczy, okazuje się, iż jest ich nieraz kilkaset razy mniej, niż pozytywnych reakcji pod wpisem. Ale ponieważ komentarze bardziej wybrzmiewają, to niejednokrotnie spełniają swoją rolę.

Takie oczernianie metodą robienia sztucznego, negatywnie nastawionego tłumu, może mieć różne cele. Nieraz chodzi nie tylko o podważenie czyjejś reputacji, ale też zniechęcenie zleceniodawców do danej osoby. A jeżeli ofiarą procederu jest influencer, bloger, dziennikarz itp., to takie działania mają również oczernić go przed jego własną widownią/czytelnikami. Zauważyłem, iż nagonki tego typu zdarzają się np. wobec dziennikarki Agnieszki Gozdyry. Aczkolwiek ogółem są bardzo rozpowszechnione i chyba każdy twórca, dziennikarz czy youtuber doświadczył czegoś takiego.

Review bombing

Zjawisko review boming polega na masowym, ustalonym przez grupę hejterów, wystawianiu komuś negatywnych ocen. Tak, aby obniżyć jego ranking czy uciąć promujące go algorytmy. Ludzie praktykujący takie coś zwykle skrzykują się na grupach na FB bądź Discordzie. Wielu z nich ma po kilka hejterskich profili. Gdy każdy z wszystkich kont po kolei wystawi złą opinię, ogólna ocena może drastycznie spaść.

Mnie spotkało to na Spotify, z moim podkastem, który z oceny bliskiej 5 spadł po ledwo ponad 2, ponieważ hejterzy i stalkerzy zorganizowali review boming w liczbie około 2 tysięcy ocen. Na forach transaktywistów dawali sobie choćby porady, jak ominąć wysłuchania określonej liczby minut, aby od razu wystawić negatywną opinię. Podobnie miałem przy premierze mojej nowej książki pt. „Jałowe łono Europy” (poświęconej kryzysowi demograficznemu). W pierwszym dniu po publikacji na kilku portalach pojawiło się wiele negatywnych ocen i opinii. Mimo iż hejterzy wystawiający je nie mieli jeszcze możliwości zapoznać się z książką.

Review bombing bywa też narzędziem nieuczciwej konkurencji. Negatywne opinie są wystawiane po to, żeby podkopać czyiś konkurencyjny biznes. W świecie blogerów i influencerów też tak jest. Czasami nagonki nakręcane są dlatego, iż grupa influencerów chce przejąć zlecenia reklamowe od firm, które dotychczas preferowały dawać je temu, na kogo zrobiono potem nagonkę.

Fałszywe donosy do pracodawców i nagonki na nich

Jedna z najgorszych form nagonek, cechująca w moim odczuciu najbardziej mroczne lub zaburzone jednostki, polega na wysyłaniu donosów (często fałszywych) do czyjegoś pracodawcy lub zleceniodawcy i zachęcaniu, by zerwał współpracę/zwolnił z pracy. Stalkerzy tego typu organizują grupy ludzi niechętnych danej osobie – często znanej publicznie. Znajdują kontakt do jej pracodawcy lub zleceniodawcy, co w przypadku dziennikarzy czy blogerów jest dość proste. Wystarczy zobaczyć, dla jakich mediów piszą bądź nagrywają albo jakie firmy dają im zlecenia reklamowe. Następnie hejterzy umawiają się na wysyłanie do nich e-maili, oczerniających i szkalujących ofiarę.

Podobna historia przydarzyła się blogerce i instagramerce, Kai Szulczewskiej. Gdy skrytykowała ona zmienianie dzieciom płci i poleciła książkę pt. „Gender bez emocji”, nagonkę tego typu zorganizował na nią transseksualny aktywista. E-maile zachęcające do rezygnacji ze współpracy z influencerką były wysyłane zarówno przez niego, jak i zachęcanych do tego innych użytkowników sieci.

Doxxing – ujawnianie prywatnych informacji bez czyjejś zgody

Nie mniej paskudne jest robienie nagonek poprzez doxxing. Jest to publikowanie prywatnych informacji na czyiś temat, bez jego zgody. Na przykład gdzie pracuje, gdzie przebywa w wolnym czasie, gdzie mieszka, jakie ma sekrety, co robi jego rodzina itp. W niektórych państwach (Holandia, Hiszpania) jest to nielegalne, ale niestety nie wszędzie. Bardzo głośnym przykładem doxxingu było publikowanie zdjęć domu J. K. Rowling w Edynburgu (włącznie z widocznym adresem) przez stalkujących ją transaktywistów.

Dodajmy, iż doxxing często siłą rzeczy wiąże się ze stalkingiem. Bo osoby upubliczniające prywatne informacje na czyiś temat najpierw muszą je zdobyć. Robią to nieraz poprzez śledzenie kogoś, wypytywanie różnych osób, robienie zdjęć z ukrycia itd. Doxxing może być też poważnym problemem wśród młodzieży. Zdarza się, iż obszar plotkowania zostaje przez nią przekroczony, na przykład gdy upublicznia lub rozsyła ona czyjeś prywatne zdjęcia albo osobiste historie. Stąd uważam, iż o doxxingu należy uczyć w szkołach i silnie piętnować takie działania.

Zawstydzanie za wygląd – podły lincz w Internecie

Istnieje szczególny typ nagonki, polegający na wyśmiewaniu się z czyjegoś wyglądu. Niestety jest to także bardzo powszechne zjawisko w mediach społecznościowych, nazywane body shamingiem. Komentarze na temat tego, iż ktoś wygląda źle, grubo, brzydko, nieasymetrycznie itp. są na porządku dziennym. Mówię tu o konkretnym wytykaniu i obrażaniu poszczególnych osób, nie o opisywaniu różnych zjawisk typu otyłość, deformacje ciała, zbędne operacje plastyczne itd., bo istnieje zasadnicza różnica między pisaniem o np. epidemii otyłości a wyśmiewaniem się z kogoś, iż ma nadmiarowe kilogramy. Pierwsze to popularyzacja nauki czy dziennikarstwo, drugie to chamstwo.

Niedawno widziałem wyjątkowo przykry przykład tego rodzaju nagonki. Nadmienię, iż wspominanie go tutaj nie ma żadnego związku z moim poparciem lub dezaprobatą wobec przytoczonej strony politycznej. Mianowicie podczas świętowania wygranej Karola Nawrockiego jego mała córka bardzo cieszyła się z entuzjastycznej atmosfery panującej na sali. Dla zdrowej osoby taki widok jest pocieszny i daje sygnał, iż skoro dziecko czuje się tak bezpiecznie i swobodnie, mimo bycia w dużej sali pełnej ludzi, to najprawdopodobniej jest wychowywane w dobry, ciepły sposób. A jednak znalazło się wielu hejterów, którzy postanowili wyśmiać dziewczynkę. Pojawiło się pełno komentarzy, iż jest niewychowana, zbyt ruchliwa, ma ADHD, nie panuje nad sobą itp.

Mechanizm nagonki przez publikowanie kłamstw i szkalowanie

Kolejny rodzaj nagonki to stary mechanizm, ale niezwykle wzmocniony dzięki Internetowi i mediom społecznościowym. Chodzi o szkalowanie, oczernianie i publikowanie kłamstw. Na przykład przypisywanie komuś złych cech i intencji, rozpowiadanie, iż zdradza partnera/partnerkę. Albo iż został wyrzucony ze studiów, iż ma problemy w pracy itp. Wobec mnie wysunięto kiedyś oskarżenie, iż „ukradłem” profil Marszu dla Nauki. Podczas gdy go zakładałem i jestem jego jedynym właścicielem (aferę tę opisałem szerzej tutaj). Innym razem pewien złośliwy profesor rozpowiadał o mnie kłamstwo, iż zostałem wyrzucony ze studiów doktoranckich. Szkalował mnie także w wielu innych aspektach. Wysyłał e-maile do dziennikarzy, zniechęcając do robienia ze mną wywiadów, a na konferencjach opowiadał, iż powinien istnieć mechanizm uniemożliwiający mi wypowiadanie się publicznie. Jego zachowanie powodowało, iż czułem się wręcz nękany. Rok temu wytoczyłem mu proces sądowy, który trwa.

Bądź na biężaco!

Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl

Posłużę się tutaj także przykładem youtubera, Krzysztofa Gonciarza. Jakiś czas temu wybuchła afera z jego udziałem. Został on oskarżony o przemoc seksualną, a dodatkowo media podłączyły tę sprawę pod serię innych skandali („Pandora Gate”), z gwałtami i pedofilią w rolach głównych. W efekcie rozniosło się kłamstwo, iż Krzysztof Gonciarz jest gwałcicielem. I chociaż nie pochwalam jego działań związanych z narkotykami, poniżaniem czy ryzykownymi zachowaniami, to trzeba zarazem jasno podkreślić, iż wiele oskarżeń wobec niego (zwłaszcza te o przestępstwa seksualne) to były kłamstwa. Podobne perypetie przeżył dziennikarz Jakub Dymek, bezpodstawnie oskarżony o gwałt. Postanowił on bronić swojego imienia w sądzie i wygrał proces o pomówienia. Jeszcze jeden przykład takiej nagonki to zarzucanie, iż Krzysztof Stanowski wziął miliony od PiSu. Podczas gdy oskarżenie to okazało się tak silną manipulacją, iż w zasadzie było kłamstwem.

Szantaż, aby kogoś wykluczyć

Ludzie o wyjątkowej pozycji mogą wesprzeć ofiary nagonek dodając otuchy, czy wypowiadając się publicznie w obronie atakowanych. To ostatnie jest szczególnie ważne. choćby wtedy, gdy wizerunkowo może się nie opłacać. A może przede wszystkim wtedy. Jednak jeszcze gorsze jest, gdy influencerzy przyłączają się aktywnie do nagonek. Zwiększają wtedy ich siłę rażenia.

Znane są na przykład sytuacje, iż ktoś bardzo rozpoznawalny szantażował organizatorów jakiegoś wydarzenia, aby wykluczyli nielubianą lub stalkowaną przez niego osobę. Mnie spotkało to przy Śląskim Festiwalu Nauki, kiedy pewna bardzo znana pisarka zaszantażowała organizatorów, iż jeżeli mnie z niego nie wyrzucą, to ona będzie namawiać po kolei innych prelegentów, aby zrezygnowali. Czyli „albo wyrzucicie tego, na kogo robię nagonkę, albo zepsuję wam całe wydarzenie”. Wcześniej spotkało to choćby Beatę Lubecką z Radia Zet, która nie otrzymała wygranej de facto nagrody Grand Press za wywiad z Michałem Szutowiczem („Margot”), gdyż część jury zbuntowała się z powodu rzekomej „transfobii” prowadzącej.

Poboczne mechanizmy nagonek internetowych

Bywa, iż hejtowanie kogoś staje się na jakiś czas modne. Wtedy wielu youtuberów, instagramerów itd. dołącza się do nagonek, aby zasygnalizować cnotę. „Patrzcie, ja też go hejtuję, tak jak wy, zobaczcie jaki jestem wspaniały!”. Zjawisko sygnalizowania cnoty jest w badaniach psychologicznych związane z mroczną triadą: makiawelizmem, sadyzmem i narcyzmem. A także z wyznawaniem ideologii woke.

Warto zauważyć, iż osoby i środowiska stosujące nagonki często spychają atakowaną osobę na margines debaty publicznej. Potem traktują to jako argument przeciwko niej. Że jest taka beznadziejna, iż już nikt z nią nie rozmawia. Nikt nie udostępnia jej wpisów, nie zaprasza do wywiadów itd. Jest to mechanizm wtórnej wiktymizacji: najpierw doprowadza się do nagonki, a potem twierdzi, iż ofiara jest taka „zła”, iż sama jest sobie winna i dobrze, iż została ostracyzmowana.

Nagonki w obecnych czasach robione są głównie przez środowiska liberalno-lewicowe i wokeistyczne. Wybrzmiewa to z opisywanych przykładów, ale i z badań naukowych. Niedawno o badaniach takich mówiła psychotraumatolożka Matylda Kozakiewicz, znana jako Segritta. Opowiadał o tym nieraz filozof Tomasz Stawiszyński. Z przykrością przyznaję ten fakt, bo mi samemu najbliżej jest do poglądów lewicowo-socjaldemokratycznych.

I w takiej sytuacji atakowane osoby są zwykle spychane na prawą stronę debaty publicznej. A gdy tam znajdą jakieś wsparcie, wtedy oprawcy atakują jeszcze bardziej perfidnie. Mianowicie oskarżają o bycie „skrajną prawicą” – celowo pomijając fakt, iż linczowany dziennikarz czy youtuber musiał szukać pracy w prawicowej telewizji nie dlatego, iż ma prawicowe poglądy, tylko z powodu nagonek robionych przez jego oprawców w lewicowo-liberalnych mediach, przez które stracił dotychczasowe źródło utrzymania.

Skutki nagonek są katastrofalne

O ile bardzo rozpoznawalne i bogate osoby mają jak się bronić przed nagonkami – i skutecznie to robią, co widać choćby po sukcesach J. K. Rowling czy Krzysztofa Stanowskiego – to zdecydowana większość ofiar wściekłego internetowego tłumu nie ma takiej możliwości. W najlepszym razie może pozwać czołowych hejterów i stalkerów. Wydając przy tym duże pieniądze na procesy i czekając na ich rozstrzygnięcie kilka lat. Nie mając pewności, iż sąd w ogóle zrozumie nowoczesne, internetowe mechanizmy szkalowania, zniesławiania i nagonek. Kiedy dr Magdalena Grzyb pozwała transaktywistę za natarczywe oczernianie jej, sędzia uznał, iż jest to niszowy spór i oddalił pozew. W ogóle nie wziął pod uwagę faktu nachalnego szkalowania, które w dodatku w trakcie procesu jeszcze się nasiliło. Oraz tego, iż to wcale nie było marginalne i miało ogromne zasięgi w sieci.

Nagonki internetowe mają więc wiele negatywnych konsekwencji. Przede wszystkim wyniszczają psychicznie. Do tego wielu znajomych, nieraz choćby takich, którzy coś nam zawdzięczają, dołącza do linczującego w internecie tłumu. Chociaż z drugiej strony dzięki temu widać, na kogo można liczyć, a kto jest dwulicowy. Niemniej realny ślad na psychice zostaje. Tak samo jak poszkalowana reputacja, stracona praca.

Sprostowanie to za mało na takie mechanizmy nagonek

Wiele osób widzi nagłówki, a nie czyta szczegółów opisywanych afer. Tym bardziej nie docierają do nich sprostowania publikowane po miesiącach czy latach, w mało widocznym miejscu. W efekcie ktoś raz gdzieś przeczytał, że, przykładowo, „Krzysztof Gonciarz jest pedofilem”, i już nigdy nie dotrze do niego informacja, iż to kłamstwo. Albo w Magazynie Kontakt opublikowano szkalujący mnie, pełen kłamstw i manipulacji tekst. Insynuowano tam, iż mam jakieś powiązania z działaniami hitlerowskimi. Redakcja opublikowała sprostowanie po jakimś czasie, na końcu artykułu, i mało kto je widział.

Mam nadzieję, iż ten artykuł pomoże przyszłym ofiarom nagonek zrozumieć, co się adekwatnie dzieje. Na czym polegają mechanizmy nagonek i jaka może być ich dynamika. Bardzo bym chciał, by sama opinia publiczna zaczęła mocniej zwracać uwagę na ten problem. Tak, żeby tego typu działalność znów była powodem do wstydu, a nie zostania popularnym influencerem czy aktywistą.

Moja działalność dziennikarska, blogerska i popularyzatorska nie byłaby możliwa bez wpłat na Patronite. Dlatego serdeczne podziękowania kieruję do Patronek i Patronów wspierających mnie w sposób szczególny. Są to: Marcin, Małgorzata, Piotr, Miłosz, Agnieszka, Milena, Olaf, Grzegorz, Katarzyna, Daniel, Krzysztof, Tomasz, Paulina, Tomek, Magdalena, Tomasz, Marek, Andrzej, Michał. Zachęcam do dołączania do tego grona, bo tylko to daje mi swobodę i niezależność w tworzeniu.

Idź do oryginalnego materiału