MDAG 2025: Recenzja "Yintah" – jak korporacja planowała kupić ziemię

filmweb.pl 12 godzin temu
Zdjęcie: plakat


W całej Polsce – siedmiu miastach: Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi – trwa 22. edycja Millennium Docs Against Gravity, drugiego największego festiwalu filmów dokumentalnych w Europie. Filmy stacjonarnie można oglądać jeszcze do 18 maja, a od 20 maja startuje edycja online. Jak co roku bierzemy udział w tym wydarzeniu i pilnie śledzimy najciekawsze tytuły w programie. Dziś mamy dla Was recenzję dokumentu "Yintah", w którym autorka Ewelina Leszczyńska zauważa podobieństwa do ubiegłorocznego zwycięzcy Millenium Docs Against Gravity, a także laureata Oscara – "Nie chcemy innej ziemi".

Fragment recenzji filmu "Yintah" znajdziecie poniżej. Cała jest dostępna na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ.

recenzja filmu "Yintah", reż. Brenda Michell, Jennifer Wickham i Michael Toledano


Ty masz mnie za głupią dzikuskę
autorka: Ewelina Leszczyńska

"Przybywamy w pokoju, przynieśliśmy podarki. W zamian chcemy dostępu do waszej ziemi" – to nie kwestia dialogowa z rozgrywającego się w XVII wieku westernu, ale całkiem poważna propozycja, jaką dla plemienia Wet'suwet'en ma przedstawiciel pewnej firmy z branży paliwowej. Gdy Freda Huson, rzeczniczka znana wśród swojego ludu jako Howilhkat, odrzuca zgrzewkę wody i dwa (małe) opakowania tytoniu, mężczyzna płynnie przechodzi na korpogadkę: opowiada o korzyściach, jakie ich inwestycja przyniesie społeczności, i ubolewa, iż jej członkowie nie zamierzają brać udziału w rozwijanym przez koncern "projekcie".


Choć podobne wymiany zdań gwałtownie stają się dla bohaterki chlebem powszednim, ta konkretna scena może funkcjonować jako blueprint relacji między osobami wywodzącymi się z rdzennych ludów a białymi Kanadyjczykami – inżynierami i robotnikami, policjantami czy politykami. Jak na dłoni pokazuje ona, iż kolonialna ideologia, w której autochtonów nie uznaje się za partnerów do rozmowy, ma się dobrze, a chęć życia z nimi w zgodzie i zadośćuczynienia za krzywdy w rodzaju przymusowej asymilacji odchodzi w niepamięć, gdy na stole pojawiają się wielomiliardowe inwestycje. Uzbrojeni w kamery Brenda Michell, Jennifer Wickham i Michael Toledano demaskują dwulicowość rządu ochoczo nawiązującego sojusz z korporacjami, by zagarnąć bogactwa płynące z tytułowej "Yintah"– jak Wet'suwet'en określają ziemię.

Pod tym względem projekt reżyserskiego tria, w skład którego wchodzą członkinie plemienia, przypomina ubiegłorocznego zwycięzcę Millenium Docs Against Gravity – "Nie chcemy innej ziemi". Mimo iż wydarzenia przedstawione w "Yintah" rozgrywają się w innej szerokości geograficznej i w innym kontekście kulturowym, film pokazuje tę samą twarz kolonializmu: jeżeli choćby mniej brutalną (okej, ostatecznie nikt tu do nikogo nie strzela, a spór w dużej mierze odbywa się poprzez wymianę urzędowych pism), to nie mniej cyniczną i bezwzględną w dążeniu do wykrojenia dla siebie jak największego kawałka tortu. Co więcej, podobnie jak nagrodzone Oscarem dzieło Basela Adry i Yuvala Abrahama, dokumentująca kilkanaście lat zmagań produkcja została pomyślana jako narzędzie w walce o swoje prawa i wezwanie do działania.

Całą recenzję recenzję filmu "Yintah" można przeczytać TUTAJ.

zwiastun filmu "Yintah"


"Yintah" (czyli "ziemia") to pełnometrażowy film o walce narodu Wet'suwet'en o suwerenność. Obejmujący ponad dekadę dokument pokazuje, jak angażują się Howilhkat Freda Huson i Sleydo' Molly Wickham, gdy ich naród ponownie przejmuje odpowiedzialność za ziemie swoich przodków, którymi dotąd zarządzało kilka największych światowych firm z branży paliwowej.




Idź do oryginalnego materiału