Matka nie chciała pomóc córce, ponieważ kiedyś pozbawiła ją domu

newsempire24.com 3 tygodni temu

Wanda nie chciała pomagać córce, bo kiedyś ta zostawiła ją bez dachu nad głową. Cała wieś potępiała Wandę. Jakże inaczej? Mieszka w dużym domu, a jej córka z dziećmi tłoczy się w maleńkiej chałupce. A Kasia tylko dolewała oliwy do ognia, oczerniając matkę. – Wodę noszę ze studni, a ona ma wodociąg. Drewno kupuję za ostatnie złotówki, a u niej gaz – narzekała tym, którzy lubili takie historie. Wanda starała się nie zwracać uwagi na plotki, chodziła z dumnie uniesioną głową. Nie będzie przecież każdemu tłumaczyć, dlaczego postępuje właśnie tak.

Dawno, wiele lat temu, miała wspaniałą rodzinę. Ona, mąż i ukochana Kasia. Trzypokojowe mieszkanie, dostatek. Wanda siedziała w domu, zajmowała się wychowaniem córki. Najlepsza szkoła, kółka zainteresowań. Wszystko jak po maśle.

Gdy Kasia miała piętnaście lat, zachorował mąż. Wanda, jako kochająca żona, rzuciła się w walkę z jego chorobą. Potrzebne były niemałe pieniądze. Sprzedano wszystko oprócz mieszkania. Ale niestety, nic nie pomogło. Po trzech latach męża zabrakło.

Wandzie i Kasi zrobiło się ciężko. Nie było za co żyć. Kasia, przyzwyczajona do pewnego poziomu, zbuntowała się. Wanda znalazła pracę w sklepie. Stała przy kasie, zastępowała sprzątaczki. Ale to były grosze. Kasia wprawdzie skończyła szkołę, ale na studia nie poszła. – Na uczelnię nie ma pieniędzy, a do zawodówki mnie nie zmusisz – mówiła, gdy matka ją namawiała.

Za to lubiła się zabawić. I przy tym była przebiegła. Gdy potrzebowała pieniędzy – matusia kochana i najukochańsza. jeżeli nie – po co mnie w ogóle urodziłaś, skoro pomóc nie umiesz. Tak było bez przerwy, aż w domu pojawił się Marek.

Na początku Wanda się ucieszyła – córka wreszcie wzięła się za rozum. Marek wyglądał na bardzo porządnego. Ubrany dobrze, widać od razu – nie z wyprzedaży. Kasię potrafił wzrokiem posadzić na miejscu. Do tego nie był skąpy. Kupował drogie produkty. I do Wandy odnosił się dobrze. Od pierwszych dni mówił do niej „mamo”. W ogóle – nie mężczyzna, ale cukier słodki.

Żyli we trójkę, zadowoleni z siebie. Wanda wracała z pracy – w domu czysto, obiad na stole. Tylko młodych nie było. Gdzieś znikali do rana. Ale Wanda się nie wtrącała – młodzi, niech żyją, jak chcą.

Lecz po pół roku zaczęły się kłopoty. Córka coraz częściej chodziła zapłakana, a Marek – wściekły. Wanda nie ingerowała, nie pytała o powód, a szkoda. I pewnego wieczoru wezwali ją na rozmowę. Kasia zaczęła: – Mamo, chcemy z Markiem żyć osobno. Potrzebujemy mieszkania. Wanda się zdziwiła: – Przecież ja wam nie przeszkadzam. I nie mam pieniędzy, żeby wam pomóc. Kasia przerwała: – Nie o to chodzi. Sprzedajmy mieszkanie i podzielmy się pieniędzmi po sprawiedliwości.

Wanda długo się wahała, ale córka nie ustępowała. Raz prosiła, raz groziła, iż sprzeda swoją część. W końcu Wanda uległa. Na spotkanie z kupcem pojechali młodzi… i zniknęli. Razem z pieniędzmi. Wanda została z niczym. Bezdomna kobieta, nie pierwszej młodości.

Wynajem mieszkania za jej pensję był za drogi. Postanowiła więc znaleźć pracę z zakwaterowaniem. Byle jaką. I znalazła. Opiekunką starszej pani. Jej syn był zamożny. Mógł zabrać matkę do siebie, ale Bogusława Piotrowna nie chciała opuszczać swego domu. Więc musiał znaleźć kogoś do pomocy. I została nią Wanda.

Bogusława Piotrowna była wymagająca. Chodziła z trudem, ale od Wandy żądała porządku, który panował w jej domu od lat. Wanda musiała się wiele nauczyć. Na przykład piec chleb w piekarniku. Krochmalić obrusy, firanWanda spojrzała na córkę i wnuki, westchnęła ciężko, a potem otworzyła drzwi szerzej, mówiąc cicho: “Wejdźcie, zjecie coś ciepłego, ale pamiętajcie – to nie jest wasz dom, tylko moja litość”.

Idź do oryginalnego materiału