Matematyka końca czasu. Fragment książki „Rok, w którym nie umarłem”

magazynpismo.pl 1 dzień temu

Nie mogę policzyć czasu, a przecież czas jest policzalny. W dzień nie liczę, bo w dzień mi wstyd, to przecież absurdalnie brzmi: „liczyć czas”. Jest wzorzec metra, to jest i wzorzec sekundy. Co tu liczyć?

W nocy za to liczę. Oj, jak ja w nocy liczę. I tak już od wielu lat.

Jedni obliczają perpetuum mobile, ja liczę czas. Tracę na to masę czasu.

Szukam wzoru na czas. Co ma być w mianowniku, a co w liczniku? Pierwiastek, a może potęga, bo przecież czas to potęga. Zawsze najlepsze są proste rozwiązania. A może jednak jest to wzór na kilka akademickich tablic?

Zasypiam, a mózg szaleje. Zaczyna się liczenie.

Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio.Wykup prenumeratę lub dostęp online.

X to poszukiwana, X to 𝜟t. X to czas, który pozostał. Jak go policzyć i jak wyznaczyć tę nagrobkową datę? Może istotny jest czynnik dziedziczny? Pewnie jest. Ale czy jest jakaś poprawka, jakiś współczynnik holokaustowy? Jak uwzględnić czynniki losowe? Czy zagłada i wypadek samochodowy to czynniki losowe? Czy któremuś należy przypisać większą wartość? Może, o dziwo, nie, przecież oba mogą prowadzić do śmierci. A może tak.

Gdy mojemu tacie umarła mama, miał trzydzieści siedem lat. Gdy umarła moja, miałem trzydzieści siedem lat. Gdy tata miał pięćdziesiąt osiem lat, przebył udar, ja w tym wieku miałem zawał. Tata umarł, gdy miał siedemdziesiąt siedem lat, czy to znaczy, iż ja też umrę w tym wieku? Coś mi się wydaje, iż ta dedukcja nie prowadzi do wniosków, którym mogę zaufać. A bardzo bym chciał móc zaufać i poznać tę datę.

Zrobiłbym spotkanie rodzinne i podzieliłbym się wynikami moich obliczeń. Trochę byłoby smutno, ale lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć. Mielibyśmy dla siebie czas. Mielibyśmy kontrolę nad czasem. No chyba iż zdarzyłby się wypadek samochodowy albo – uchowaj boże – jakaś zagłada.

Przyjaciół też bym zaprosił i pochwalił się ustaleniami. Zaplanowalibyśmy wspólne wakacje i kolacje. Każdy by chciał wiedzieć, kiedy czas mu się skończy.

Nie każdy?

Znowu się budzę z poczuciem porażki. Dobrze mi już w tym śnie szło, ale pod sam koniec obliczeń znów coś się wykoleiło.

Tata mówił, iż matematyka to królowa nauk. I co? Ktoś to już policzył i nie dzieli się z nami wzorem? Może ta matematyka to jednak królewna i jeszcze mało wie o liczeniu końca? Może dlatego, iż czasowi zdarza się na chwilę zatrzymać albo rwać i wtedy sprawy toczą się poza nim.

Jeśli ktoś ma ten wzór, to ja bym bardzo o niego prosił. Czy daty końca innych osób też można sobie tam policzyć?

Czy w tym wzorze da się podmieniać wartości między różnymi osobami? Może to wszystko nie jest takie proste, może to bardziej nieeuklidesowe, niż nam się wydaje. jeżeli dwie proste równoległe mogą się przeciąć w nieskończoności, to może udałoby się być mniej łapczywym na własne życie i podarować komuś trochę czasu? …

Idź do oryginalnego materiału