Twarze i maski
Ireneusz Domagała stworzył 60 masek. Każdą opatrywał dopiskiem „Maska à la…”. Każdą nawiązywał do ulubionego artysty lub kierunku w sztuce (Salvadora Dalego, Pabla Picassa, Gustava Klimta, stylu body art…), czasami wprost, a czasami aluzyjnie… Wiele z nich mogło bulwersować. Niektórymi wręcz prowokował. We wstępie do książki napisał:
„Pierwszy raz skorzystałem ze swojej twarzy jako nośnika moich plastycznych obiektów, mimo iż nie jestem performerem. I pierwszy raz podjąłem ryzyko zaistnienia, lub nie, w Internecie”.
Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy tematem swoich działań artystycznych uczynił maskę. Maska towarzyszyła mu od początku twórczości. Już w jednej z prac dyplomowych w 1979 roku, na plakacie do filmu Ingmara Bergmana „Twarzą w twarz” umieścił w centralnym punkcie „twarz-maskę” z okiem ustawionym pionowo. Pamiętam wystawę Ireneusza Domagały w Gnieźnie. Był rok 1991. Po jej obejrzeniu napisałem:
fot. z archiwum autora
„[…] rysunki Domagały układają się w ciąg wariacji na temat twarzy. Podobnie jak w teatrze twarze przyjmują różne pozy i maski, dziwią się sobie i światu. Niczym zwierciadło odbijają teatr świata”.
W 1994 roku zaprezentował rysunki – maski na indywidualnej wystawie w Galerii Teatru Dramatycznego w Częstochowie. Dwa lata później w Polonez Gallery w Poznaniu wystawił cykl grafik zatytułowanych „Maski”, kolejny cykl pokazał w 1998 roku w Galerii Pro Arte w Poznaniu. Twarze i maski stały się niemal emblematem jego twórczości graficznej i rysunkowej. Kresem fascynacji maską, pod którą z pewnością skrywał swoją wrażliwość i kruchość, okazały się „obiekty plastyczne” tworzone w czasach, którymi „zawiadywał” COVID-19.
Poznaniak z wyboru
Ireneusz Domagała urodził się w Radomiu 20 lutego 1952 roku. Zgodnie z życzeniem ojca wybrał technikum, ale na przekór niemu zapisał się także do ogniska plastycznego. Ta druga pasja zwyciężyła. Z wyróżnieniem ukończył PWSSP w Poznaniu. Ale doświadczenia wyniesione z technikum procentowały, kiedy na poważnie zajął się scenografią teatralną, o czym świadczą wspomnienia pracowników technicznych w teatrach, w których pracował.
fot. z archiwum autora
Był artystą nietypowym. Chodził na wernisaże koleżanek i kolegów, oglądał namiętnie spektakle w teatrach, a nie tylko swoje. Był postacią rozpoznawalną. Pamiętam jego czerwony szalik, za pomocą którego w latach 90. ubiegłego stulecia można go było wyłowić w tłumie publiczności. Wreszcie bez reszty oddany był swojej macierzystej uczelni, gdzie przeszedł wszystkie stopnie kariery naukowej. Profesora uwielbiali studenci i studentki.
Nawet jeżeli wypowiadał się krytycznie o dziele, czynił to z wdziękiem i kulturą. Nigdy ad personam. Odszedł 9 lutego 2023. Spoczął na radomskim cmentarzu na Firleju. Po śmierci na Facebooku można było przeczytać wpisy byłych studentów: „mój ukochany profesor”, „najlepszy”, „czuły”, „uważny”, „jedyny w swoim rodzaju”, „wyjątkowy”…
Zobaczyć słowo
Równolegle z grafiką zajmował się teatrem. Jako scenograf debiutował w 1983 roku, projektując i szyjąc kostium dla Krystyny Feldman do spektaklu „Kroki” Becketta. To symboliczny w życiu Domagały tytuł. Kroki wiodły go w bardzo różne rejony. Swoje kroki kierował w stronę plakatu, malarstwa (w ostatnich miesiącach wrócił do malowania) i teatru właśnie. Na początku był balet – debiutował w Polskim Teatrze Tańca jako autor scenografii i kostiumów w spektaklu „Wir” Mirosława Różalskiego. Zrealizowali wspólnie wiele przedstawień w Teatrze Wielkim w Poznaniu i Operze na Zamku w Szczecinie. Kroki zaprowadziły Domagałę do teatru lalkowego. Najpierw była kooperacja z Januszem Rylem-Krystianowskim, a potem z Władysławem Janickim. Aż do momentu spotkania z Henrykiem Konwińskim, który zaprosił scenografa do świata opery, operetki, musicalu i baletu oczywiście.
fot. z archiwum autora
Ireneusz Domagała mówił, iż w pracy nad scenografią najpierw musi zobaczyć słowo, aby zrobić krok dalej, narysować pierwszą kreskę, namalować pierwszą plamę… Był artystą intelektualistą, erudytą, który przed każdą realizacją czytał stosy książek, oglądał albumy, filmy… nieustannie szukał inspiracji.
W rozmowie z Anna Kochnowicz-Kann powiedział z wrodzoną sobie autoironią: „Jestem scenografem prowincjonalnym”. jeżeli spojrzymy na jego twórczość teatralną geograficznie, to tak: działał we wszystkich teatrach poznańskich. Pracował także w teatrach dramatycznych i lalkowych w Gdańsku, Bydgoszczy, Toruniu, Gorzowie Wielkopolskim, Koszalinie, Opolu, Częstochowie, Sosnowcu oraz muzycznych: w Gdyni, Gliwicach, Teatrze Wielkim w Łodzi, Mazowieckim Teatrze Muzycznym w Warszawie, a przede wszystkim w Operze Śląskiej w Bytomiu. Mentalnie? Był obywatelem świata. Jako pedagog pracował w Hiszpanii, Belgii, Meksyku… a jako scenograf w Niemczech.
Teatr z papieru i odpadów
W pewnym momencie życia Domagała zainteresował się papierem jako tworzywem. To był ciąg dalszy studiów u Magdaleny Abakanowicz. W 1991 roku zrealizował w Theater für Mich w Dusseldorfie scenografię do spektaklu „Die Versuchung des heiligen Antonius” [„Kuszenie św. Antoniego”] według Flauberta.
fot. z archiwum autora
Pamiętam, jak niemal z obłędem w oku opowiadał o teatrze z papieru, nowych możliwościach… Kolejną realizacją teatru z papieru był „Der Dibuk” [Dybuk] według An-skiego wspólnie ze Zbigniewem Michem w Theater Urania w Kolonii. Po tych doświadczeniach zaczął tworzyć modę z papieru. Kreował kostiumy z papieru i odpadów: ścinków zużytej taśmy filmowej, taśmy magnetofonowej, pudełek plastikowych.
Był w Polsce prekursorem recyklingu w scenografii. Kostiumy te wykorzystywał w realizacjach telewizyjnych, na specjalnych pokazach i w pracach scenograficznych w teatrach. Śmiem podejrzewać, iż w tym „teatrze z papieru i odpadów” wypowiadał się najpełniej i najbardziej osobiście.