"Marvel Zombi" to krwawa jatka, jakiej MCU jeszcze nie widziało – recenzja serialu Marvela i Disney+

serialowa.pl 2 godzin temu

A gdyby superherosi Marvela zamienili się w zombie? Ta turpistyczna wizja doczekała się właśnie pełnoprawnego serialu, a my sprawdzamy, czy „Marvel Zombi” to coś więcej niż krwawy żart.

Apokalipsa zombie w świecie Marvela to nienowy pomysł. Co więcej, koncept zaczerpnięty wprost z komiksów trafił już choćby na mały ekran jako jeden z odcinków 1. sezonu animowanego „A gdyby…?” i jeżeli zdążyliście o nim zapomnieć, to teraz jest dobry moment, żeby go sobie odświeżyć. „Marvel Zombi” to bowiem nic innego, jak bezpośrednia kontynuacja alternatywnej historii rozpoczętej właśnie w „A gdyby… zombie?!”.

Marvel Zombi – o czym jest serial Disney+?

Jak na pewno pamiętacie, we wspomnianym odcinku przenieśliśmy się do wersji marvelowskiego uniwersum zaatakowanego przez wirus zamieniający ludzi w zombie, którego ofiarami padli słynni superherosi, jak Iron Man czy Kapitan Ameryka. Z nimi i całą rzeszą innych supernieumarłych walczyła grupa ocalałych, których wysiłki ostatecznie zostawiły nas z cliffhangerem – ostatnia nadzieja ludzkości zmierzała wprost do opanowanej przez zombie-Thanosa Wakandy. „Marvel Zombi” wraca do urwanej tam historii… ale nie tak od razu.

„Marvel Zombi” (Fot. Marvel/Disney+)

Animowana miniseria autorstwa Bryana Andrewsa (reżyser odcinka o zombie w „A gdyby…?”) i Zeba Wellsa , którą można już w całości oglądać na Disney+, skupia się na innych postaciach, w centrum opowieści stawiając Kamalę Khan (Iman Vellani). Zarówno Ms. Marvel, jak też towarzyszące jej Kate Bishop (Hailee Steinfeld) i Riri Williams (Dominique Thorne), spotykamy już jakiś czas po wybuchu zarazy, gdy we trójkę przemierzają postapokaliptyczny świat. Na rozwój akcji nie trzeba długo czekać – kilka minut wystarcza, żeby młode bohaterki znalazły się w samym centrum wielkiej zawieruchy, dzierżąc w swoich rękach klucz do ocalenia ludzkości.

Marvel Zombi – kto uratuje świat przed herosami?

Nie będę rzecz jasna zdradzał, o co dokładnie chodzi, za to mogę powiedzieć, iż nie powinniście się za bardzo przywiązywać ani do żadnej postaci, ani do aktualnie wiodących motywów. Mimo iż całość jest króciutka (4 odcinki po 30 minut każdy), historia obfituje w liczne zwroty akcji, pędząc naprzód i wymieniając przy okazji aktualny zestaw (super)bohaterów z prędkością tutejszych zombie. A wiedzcie, iż te w niczym nie przypominają klasycznych, nieruchawych szwendaczy rodem choćby z „The Walking Dead”.

Ma takie podejście swoje zalety, pozwalając twórcom na efektywne wykorzystanie przepastnych marvelowskich archiwów postaci, ale fabularnie serial na tym cierpi. Scenariusz autorstwa Zeba Wellsa („Mecenas She-Hulk”) zdecydowanie za mocno koncentruje się na wprowadzaniu na ekran kolejnych bohaterów, po macoszemu traktując samą historię, której znaczenie gwałtownie ulatuje gdzieś w niebyt, o wewnętrznej logice i sensie choćby nie wspominając. Jasne, po takiej produkcji widzowie oczekują głównie innych atrakcji, ale zarzuty o scenariuszowe lenistwo słyszane już przy poprzedniej wizycie zombie w MCU, w tym przypadku będą jeszcze głośniejsze.

„Marvel Zombi” (Fot. Marvel/Disney+)

A nie musiało tak być, bo mimo iż cała opowieść jest w gruncie rzeczy groteskowa, opiera się na dość solidnych fundamentach. Choćby Kamala Khan po własnym serialu znów dobrze wypadła w ważnej roli, nie dając się przytłoczyć bohaterom drugiego planu. Ci służą co prawda często za mięso armatnie, ale gdy już uda im się otrzymać skrawek sensownego scenariusza, to potrafią przykuć uwagę. Zwłaszcza w duetach, gdzie wyróżniają się Shang-Chi (Simu Liu) i Katy (Awkwafina) oraz Yelena (Florence Pugh) i Alexei (David Harbour).

Do tego, co może nieco zaskakiwać, „Marvel zombi” posiada wyrazisty, jednostkowy czarny charakter. Nie jest nim jednak wspomniany wcześniej Thanos, ale również już znana widzom zombie wersja Scarlet Witch (Elizabeth Olsen) – Królowa Umarłych. Oczywiście akurat ta bohaterka zawsze dobrze sprawdzała się w roli antagonistki, więc, iż i tu takie rozwiązanie działa, to żadna niespodzianka. Niestety, w porównaniu do dotychczasowych prób to wcielenie Wandy wypada blado, nie oferując wiele ponad efektowną oprawę wizualną.

Marvel Zombi, czyli MCU w wersji dla dorosłych

Podobnych słów można zresztą użyć w odniesieniu do całego serialu, bo nie ulega wątpliwości, iż to właśnie animacja i design są najmocniejszą stroną „Marvel Zombi”. Choć i w tej kwestii można twórcom wrzucić kamyk do ogródka, bo skupiając się na brutalności wizualnego przekazu (jako pierwsza animacja w MCU otrzymali rating TV-MA), paradoksalnie zabrakło im odwagi w jego urozmaiceniu.

„Marvel Zombi” (Fot. Marvel/Disney+)

Będąc graficzną kontynuacją stylu znanego z „A gdyby…?”, animacja w „Marvel Zombi” jest bowiem ładna, ale adekwatnie nic ponadto. Sekwencje, które zwracają uwagę pod względem walorów artystycznych lub oryginalności, da się policzyć na palcach jednej ręki, a bardziej kreatywne pomysły (np. bezpośrednie odwołania do „Mad Maxa” i horrorów z zagrożeniem przychodzącym z morskich głębin) giną gdzieś na marginesie typowo rozbuchanych marvelowskich wizualnych wodotrysków.

Pewnie, wciąż wygląda to dobrze, ale po którymś razie nie robi już absolutnie żadnego wrażenia, choćby jeżeli zostało porządnie podlane krwią i wnętrznościami. O ile więc jest tu sporo scen, które mają potencjał na karierę w internetowych rolkach (w stylu znanego z zapowiedzi Spider-Mana odrywającego głowy zombiaków), o tyle poza nimi krwawe obrazy zlewają się w jedną całość. Z całego seansu w pamięci zostaje więc kilka poza poczuciem niewykorzystanej szansy.

Marvel Zombi – czy warto oglądać serial Marvela?

Ta wszak otwierała się przed „Marvel Zombi” na oścież, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekiwał od tej produkcji nie wiadomo czego. Ba, jedyne realne wymagania, jakie można było mieć, dotyczyły narzucenia animacji charakterystycznego stylu i chociaż próby nadania historii ram klasycznego horroru. Obydwa spaliły na panewce.

„Marvel Zombi” (Fot. Marvel/Disney+)

Serial, który mógł być pokazem szalonej kreatywności prowadzącym do totalnej destrukcji ugrzecznionej marvelowskiej formuły, w ostatecznym rozrachunku okazał się… świetnie w ten model wpisywać. Zamiast rozsadzać go od środka, twórcy po prostu dodali do niego więcej krwi, co jednak samo w sobie nie jest niczym wyjątkowym. Ba, już za pierwszym razem służyło raczej za ciekawostkę (odcinek o zombie nie jest choćby w trójce najlepiej ocenianych z 1. sezonu „A gdyby…?”), która teraz tylko urosła do niepotrzebnie dużych rozmiarów.

Oczywiście, zombie z MCU wciąż potrafią przynieść sporo funu, jak choćby za sprawą walki Red Guardiana z Kapitanem Ameryką (albo tym, co z niego zostało) czy zaprezentowania na ekranie Blade Knighta (wariant Blade’a w roli Moon Knighta, wizualnie wzorowany na Mahershali Alim, ale z głosem Todda Williamsa). Krótkich momentów żywszych emocji i paru udanych żartów też nie sposób serialowi odmówić. O wiele częściej jest on jednak wyłącznie krwawą błyskotką, która nie próbuje chociaż udawać, iż ma jakiekolwiek znaczenie i co gorsza dla niej, choćby jako ciekawostka sprawdza się tylko przeciętnie.

Serial Marvel Zombi można oglądać na Disney+

Idź do oryginalnego materiału