Po długich oczekiwaniach, do sklepów trafił Marvel’s Spider-Man 2, a recenzja poniżej rozważa jak kontynuacja wypada na tle gry z 2018 roku.
Marvel’s Spider-Man 2 recenzja to bezpośrednia kontynuacja znanej nam historii. Kiedy u nas minęło 5 lat, w grze upłynęło zaledwie 9 miesięcy. Peter z MJ wrócili z Symkarii i starają się ułożyć sobie życie po walce Demonami i z Oddechem Diabła. Podobnie Miles, który wciąż uczy się jak to jest być bohaterem. Nie jest to łatwe, gdyż dawne rany związane z zabójstwem jego ojca nie pozwalają mu pójść dalej. Tymczasem w mieście pojawiają się tajemniczy łowcy wraz z Kravenem na czele. Nie jest to koniec nowości, gdyż do repertuaru znajomych Petera powraca jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, Harry.
Marvel’s Spider-Man 2 i jej recenzja z pewnością jest tematem, na które Insomniac zwraca w tej chwili szczególną uwagę ze względu na tzw. klątwę drugiej części. Studio miało do wykonania ogromne zadanie. Po świetnie przyjętej części pierwszej i równie udanym spin-offie z Milesem Moralesem, najnowsza odsłona musiała pójść o krok dalej. Jednak jak to uczynić, skoro poprzednicy mieli wszystko czego trzeba? Szeroki wachlarz złoczyńców, niemal perfekcyjnie odwzorowany Nowy Jork, dopracowaną audiowizualną formę i niebanalną, dojrzałą fabułę? Te cechy postawiły poprzeczkę niezwykle wysoko. Co twórcy na to? Zacznijmy od strony technicznej. Najnowszy Spajdi zdecydowanie ma prawo ubiegać się o miano najpiękniejszej gry, dotychczas wydanej na konsolę PlayStation 5. Nowa technologia jest zdecydowanie wyczuwalna, a grafika nie zawodzi na żadnym poziomie. Ray-tracing i detale na modelach sprawiają, iż przedstawiony świat pozostało bardziej realistyczny. choćby wyśmiewani niegdyś trójkątni żeglarze mają już własne rendery! Strona audiowizualna zdecydowanie robi wrażenie i nie obniża lotów.
Skoro o lotach mowa, warto wspomnieć o kilku nowych funkcjach. Z Manhattanu możemy udać się do Queens i zwiedzać nową strefę gry. Jest to zdecydowany plus, który pozwala na bardziej dynamiczną rozgrywkę i zwyczajny brak nudy. W końcu Wielkie Jabłko zdążyliśmy zwiedzić już dwukrotnie, z czego raz choćby w zimowej aurze. Tym razem dosłownie poszerzamy horyzonty, a poza tym otrzymujemy kilka upgrade’ów, które sprawiają, iż znane lokacje wydają się wciąż interesujące. Wielki obszar grywalny to również wydłużony czas na pokonanie dystansu między poszczególnymi punktami na mapie. Tu z pomocą przychodzi nowa funkcja przemieszczania się, czyli lot na siecio-skrzydłach (swoją drogą jest to piękne nawiązanie do pierwotnego designu Pająka z 1962 roku).
Wspomagani tunelami wiatrowymi i kłębami dymu, unoszącymi nas wyżej, jesteśmy w stanie pokonać bardzo duże dystanse w krótkim czasie. Pomaga tu również katapultowanie oraz oczywiście szybka podróż. Ta z kolei jest najprawdopodobniej najlepiej unowocześnioną funkcją, która jest nieodłącznym elementem gier RPG. Gdy odpowiednio wyczyścimy dzielnice z pobocznych aktywności, uruchamia nam się wspomniana szybka podróż. Jednak nie musimy tu na nic czekać, a wszystko jest rzeczywiście nomen omen szybko. Wystarczy przytrzymać przycisk, a animacja z mapy bezpośrednio wprowadza nas do akcji w wybranym miejscu. Jest to ogromną zmianą na plus, która nie pozwala wytrącić gracza ze skupienia, oferując rozrywkę bez przerwy. Kolejną metodą na zmianę lokalizacji jest zmiana Spider-Mana. Insomniac wziął przykład z GTA, serwując nam możliwość rozgrywki zarówno Peterem, jak i Milesem. Oferuje to podwójną frajdę, szczególnie w kontekście rozwoju postaci i zwykłych preferencji. Nie jest to jednak idealne w fabule, ale wrócę jeszcze do tego przy jej omawianiu.
Z kolejnych kwestii gameplaya nieco brakowało mi koła, w którym mogliśmy wybrać poszczególne gadżety. Mimo wszystko nowe rozwiązanie pokazujące kombinacje na kontrolerze z L1 i R1 wypada równie satysfakcjonująco i uwydatnia akcję. Szczególnie widać to w pojedynkach, które zdają się być nieco utrudnione właśnie z tego względu. Nie możemy już spauzować rozgrywki, zmieniając sieć. Musimy reagować na bieżąco i nie możemy już polegać na starych rozwiązaniach pokroju opleść wroga siecią i odrzucić by się przykleił. Będę tęsknił za pułapkami i innymi bajerami, choć uważam zmiany za dobre i niwelujące monotonię, co zaszkodziło serii Assassin’s Creed. Warto się tu zagłębić w nowy system dodatków do walk, szczególnie dlatego, iż mamy mnóstwo specjalnych ruchów do wykorzystania. Widać to zdecydowanie przy czarnym stroju, który jest bajeczny. Twórcy wywiązali się tu wzorowo i aż chciałoby się nieustannie krzyczeć Shocker kiedy przemierzamy ulice w symbiontowym wdzianku. Oprócz tego, klasycznie dostajemy możliwości rozwoju.
W najnowszej grze, nie otrzymujemy jednak tylko jednego drzewka umiejętności. Nie otrzymujemy też dwóch. Do dyspozycji mamy aż trzy panele, gdzie możemy ulepszać nasze postaci, zarówno osobno, jak i w polu wspólnym, gdzie pracujemy nad zarówno Milesem jak i Peterem, co nie jest pierwszym takim przypadkiem w grach, choć jest na tyle utrzymane w stylistyce pajączka, iż wypada wyjątkowo świeżo. Do wszystkiego dochodzą piękne animacje, nowe ruchy, wykończenia i możliwość spotkania drugiego Pająka w akcji na mieście. Również widoczna jest tu większa aktywność NPC, a świat przedstawiony jest o wiele żywszy niż w poprzednikach, choć już wtedy grę nazywało się rewolucyjną pod tym względem.
Zobacz również: Cyberpunk 2077: Widmo wolności – recenzja DLC. Roiła ci się wolność?
Na tym stety niestety kończą się plusy w kontekście rozgrywki. Gra po raz kolejny serwuje klasyczne punkty na mapie, które musimy odhaczyć, aby odblokować dodatki. Są to np. stroje (które lekko mówiąc, w większej mierze nie urywają), punkty doświadczenia, czy różnego rodzaju scenki (koniecznie zbierzcie spider-boty!). Zadania, mimo iż dotyczą również nowych postaci, są dość powtarzalne i po ograniu dwóch pajęczych gier od Insomniaca, czuć znużenie tą formą. Do wykonania zadań motywuje głównie nagroda, która na nas czeka. Poza tym na kolejne starcia ze zbirami nie czuję się już tak samo podekscytowany jak kiedyś.