MARTYRS OF DYING AGE -Shell of inexistance (2025)

powermetal-warrior.blogspot.com 1 dzień temu

Helldrifter działa nie od dziś i ta marka funkcjonuje od 2018r. Mają na koncie debiut "lord od damnation" z 2021r. Czas na album nr 2 i "shell of inexistance" to krok na przód i kolejny poziom dla tej niemieckiej formacji. Grają melodyjny death metal, choć są też patenty thrash metalu czy też coś z progresywnego metalu. Kto kocha agresję, melodyjność i pomysłowość, ten pokocha Helldrifter.


Ten niemiecki czerpie garściami z dokonań arch enemy, deeadlock, heaven shall Burn, ale nie tylko. Band potrafi grać na wysokim poziomie i zadbać o jakość. Muzycy są utalentowani i to słychać od pierwszych sekund. Uwagę przyciąga zadziorny i techniczny wokal Billy Kolinsa. Daje czadu i rozwala system. Band napędza siła dwóch gitarzystów i na pochwałę zasługuje Vasilis i Ben. Jest świeżość, pomysłowość i dbałość detale. Nic tylko delektować się zagrywkami gitarzystów.


Brzmienie ostre niczym brzytwa tylko potęguje doznania i do tego jeszcze miła dla oka okładka. Band zadbał o wszystko. Warto było czekać 4 lata na nowy materiał. Płytę wydał Violent creek records 16 maja. Znajdziemy tu 10 utworów dających 52 minuty muzyki. Już otwieracz "Martyrs of dying Age" to prawdziwa petarda na sam start. 6 minut gwałtownie zlatuje, bo band bawi się konwencją i urozmaica swoją formułę. Stonowany i nieco toporniejszy "suicide strike" przemyca thrash metalowe patenty. Piękna partia basu rozpoczyna agresywny "ark of doom". Co za pokaż mocy i przebojowości. Mocna rzecz. Elementy heavy metalowe można wyłapać w stonowanym " cosmic justice". Band przyspiesza w " Beyond the grave", który oddaje piękno melodyjnego death metalu. Duża dawka przebojowości i słychać jaki potencjał drzemie w kapeli. " Deception", który jest kolejnym hitem na płycie. Brzmi to świetnie i nie ma do czego się przyczepić. Chwytliwe melodie, soczyste riff i łatwo wpadający w ucho refren to atuty "reckoning in blood". To kolejny killer na płycie, a do tego melodie przesiąknięte running Wild. Mamy jeszcze drapieżny "divine command", rozpędzony " flesh from bone", gdzie znów słychać motorykę running Wild. Najdłuższy kawałek to "Shell of inexistance", który wieńczy album. Jest trochę w tym progresywnego metalu.


Nowy album Helldrifter to miłe zaskoczenie, bo nie liczyłem iż tak mnie porwie "Shell of inexistance. Ta płyta ma wszystko co liczy się w melodyjnym death metalu. Kopalnia hitów i świetnych riffów. To trzeba znać!


Ocena: 9/10


Idź do oryginalnego materiału