Wakacyjne miesiące poprzedniego roku zostały zdominowane przez kobiece gwiazdy branży muzycznej. Poza spektakularnym sukcesem płyty BRAT Charli XCX, swój ogromny moment miała także Sabrina Carpenter ze swoim singlem Espresso. Choć obie artystki próbują podtrzymać zeszłoroczną passę, inne piosenkarki także pragną sygnować nadchodzące wakacje swoim nazwiskiem. Swoją propozycją podzieliła się także MARINA, dostarczając solidną porcję niebanalnego popu.
Princess of Power to szósty studyjny album walijskiej piosenkarki. MARINA stała się muzyczną ikoną za sprawą swoich pierwszych albumów, wydawanych pod nazwą Marina and the Diamonds. Utwory takie jak Teen Idle, Oh No! czy Are You Satisfied? Były okrzyknięte hymnami „sad girl aesthetic” – trendu panującego na Tumblerze w poprzedniej dekadzie. Ja w tym czasie byłam zbyt młoda na nazywanie siebie smutną nastolatką, jednak kultowe kawałki Mariny nadrabiałam z czasem. Dlatego też ucieszyła mnie wieść o wystąpieniu artystki podczas tegorocznej edycji Orange Warsaw Festival, na którym miałam okazję usłyszeć single promujące Princess of Power.

Gwiazdą wieczoru OWF była oczywiście Charli XCX, do której należy tytuł królowej zeszłorocznych wakacji. Podczas niezwykle energetycznego show sama piosenkarka zapowiedziała, iż nie zamierza żegnać się z BRAT Summer. Zanim jednak Charli zamknęła festiwal, koncert na scenie głównej dała MARINA. Trzeba przyznać, iż wokalistka porwała polską publiczność zdecydowanie mocniej, niż tę na tegorocznej Coachelli. Utwory z nowej płyty – CUNTISSIMO, BUTTERFLY i CUPID’S GIRL momentalnie wpadły mi w ucho i sprawiły, iż z niecierpliwieniem czekałam na premierę płyty. Największe emocje zostały jednak pod sceną i muszę stwierdzić, iż Princess of Power nie zostanie kolejnym letnim fenomenem. Nie wszystko musi stać się jednak ogromnym hitem, a dzięki swojej lekkiej i figlarnej formie album ten ma potencjał na wypełnienie nadchodzących miesięcy.
Rozpoczynający album utwór PRINCESS OF POWER w dość bajkowy sposób wprowadza słuchaczy w wykreowany przez MARINĘ świat. Artystka rozlicza się z wyboistą przeszłością, wskazując na swój aktualny rozkwit. Następne jest BUTTERFLY, kontynuujące narrację z poprzedniej piosenki. Refren utworu ma w sobie coś hipnotyzującego; zarówno retro popowy charakter, jak i anielski głos wokalistki przywodzą na myśl stare kawałki MARINY z ery Electra Heart.
Trzecie w kolejce jest CUNTISSIMO, czyli pierwszy z singli zapowiadających wydawnictwo. Piosenka emanuje kobiecą siłą i pewnością siebie, którą potęguje energetyczne techno. Fraza „cuntissimo” jest świetnym nawiązaniem do panującego internetowego trendu, który zamienia pejoratywne określenie w symbol kobiecej solidarności. W połączeniu z teledyskiem, w którym MARINA błyszczy niczym Maria Antonina, absolutnie kupuję ten utwór jako temat przewodni mojego lata.
Później iskierka niestety gaśnie. pozostało co prawda CUPID’S GIRL, które ponownie broni się świetnie brzmiącym refrenem, niesionym przez delikatniejszą odsłonę głosu MARINY. W ROLLERCOASTER brakuje już jednak ładu, a sam utwór drybluje gdzieś pomiędzy Hollowback Girl i niepoukładanymi dźwiękami. METALLIC STALLION wpada w zupełnie inny nastrój, wprowadzając nutę melancholii. Spokojniejsze brzmienie pociąga za sobą JE NE SAIS QUOI, łączące pop z francuską gracją i romantyzmem. Choć jest to dobry utwór, gryzie się on lekko z energetyczną narracją Princess of Power wykreowanej przez główne single.
DIGITAL FANTASY dotyka problematyki tworzenia relacji przez internet. Podbijany autotunem wokal mógłby gonić BRAT, ale klimat starych gier video jest w tym przypadku trochę przestarzały. Ma to swój nastrój, jednak kojarzy mi się raczej z wakacjami z rodzicami nad polskim morzem, aniżeli ze współczesnym latem. Utworem EVERYBODY KNOWS I’M SAD MARINA się rehabilituje. Smutny tekst opakowany w energetyczną muzykę to coś, co osobiście uwielbiam. Wierni fani piosenkarki na pewno docenią ten ukłon w stronę korzeni.
HELLO KITTY to natomiast piosenka, której nie jestem w stanie polubić. Na tle reszty wypada po prostu mdło. I <3 U radzi sobie całkiem dobrze, wpadając delikatnie w dźwięki disco. Zbliżając się ku końcowi, MARINA ponownie nawiązuje do swojej starej ery. Tym razem czyni to bardziej w warstwie lirycznej, wspominając ciężki okres nastoletni. Co tu dużo mówić – ADULT GIRL idealnie oddaje zagubienie dorosłej kobiety, która nie mogła sobie pozwolić na bycie beztroską dziewczyną. Płytę zamyka FINAL BOSS, podając w pigułce typową dla MARINY mieszankę charakternego głosu i bogatej ścieżki dźwiękowej.
Princess of Power sprawia wrażenie gry komputerowej. Słuchając najnowszego wydawnictwa MARINY czułam się trochę, jakbym z każdym utworem odkrywała kolejne poziomy wykreowanego przez nią świata. Choć każdy level miał coś „swojego”, całościowo tworzyły one spójną i zabawną rozgrywkę. Bo właśnie to bije od tego albumu – zabawa formą, poparta wieloletnim doświadczeniem i umiejętnościami. Być może pod kątem tekściarskim MARINA nie podaje tutaj nic ambitnego, ale prosty styl zwyczajnie do tej płyty pasuje. W Princess of Power wokalistka pokazuje się jako kobieta dojrzała, co nie hamuje jej przed korzystaniem z żarcików i osobistego wdzięku. Myślę, iż właśnie takiego lata potrzebujemy – pełnego lekkości i zabawy, bez robienia niczego na siłę.
Fot. główne: Bethany Vargas