Mam trzydzieści osiem lat, córkę i męża. Niedawno wspólnie z mężem zdecydowaliśmy się na rozwód, bo od dawna zdajemy sobie sprawę, iż jesteśmy sobie obcy. Nic nas praktycznie nie trzyma, moglibyśmy się rozstać i może choćby założyć nowe rodziny, w których mielibyśmy szansę na szczęście. Ale powstrzymuje nas mieszkanie, a dokładniej wspólny kredyt, który spłacamy.
Tak się złożyło, iż przez długi czas gnieździliśmy się w pokoiku u rodziny męża, żyjąc w bardzo trudnych warunkach. Tam chyba skończyła się nasza miłość, a z pewnością wzajemny szacunek.
Gdy tylko pojawiła się możliwość, od razu wzięliśmy na kredyt trzypokojowe mieszkanie. Wiedzieliśmy, iż będzie trzeba zacisnąć pasa, ale byliśmy na to gotowi, bo bardzo zależało nam na własnym lokum.
Mój mąż związał się z kimś na boku, a ja również utrzymuję stały kontakt z pewnym cudownym mężczyzną, z którym planuję związać swoją przyszłość. Nowa partnerka mojego męża ma swoje mieszkanie, więc on nie musi martwić się o lokum. Jednak przed nami jeszcze kilka lat spłacania kredytu.
Sama nie dam rady tego udźwignąć finansowo. Myślałam, iż mąż odejdzie, ale wciąż będzie spłacał kredyt. On jednak się na to nie zgadza. Co więcej, domaga się ode mnie spłaty jego części.
Problem jest stary jak świat – miłość się skończyła. Ja już go nie kocham, on ledwo mnie znosi. Ale mamy wspólny kredyt. Nikt nie chce ustąpić, ani tym bardziej zacząć biedować. Na przykład ja choćby nie rozważam wyprowadzki z mieszkania. Dlaczego miałabym to zrobić? Mam córkę! Poza tym, nie jest w porządku, żeby kobieta z walizką i dzieckiem musiała się wyprowadzać. W końcu przez cztery lata również spłacałam ten kredyt!
Mąż też liczy, ale na swoją korzyść. choćby jeżeli zamieszka z tą kobietą, nie ma gwarancji, iż po jakimś czasie go nie wyrzuci. Dlatego zaproponował wymianę naszego trzypokojowego mieszkania na dwa jednopokojowe. Dla niego to rozwiązanie jest w porządku, ale dlaczego ja z córką mam mieszkać w jednopokojowym? Przecież nasza córka niedługo dorośnie i będzie nam za ciasno.
Wyjście jest tylko jedno – spłacić kredyt i się rozstać, ale na jakich warunkach, to jeszcze nie wiadomo. Chciałabym, żeby mąż odszedł, zostawiając mi mieszkanie i dalej spłacał kredyt. Ale on nie jest głupi, więc tak się nie stanie. I tak się męczymy. Co zrobić w tej sytuacji? Życie przecieka nam przez palce, a my wciąż trzymamy się tego nieszczęsnego mieszkania. Nie widzę wyjścia z tej sytuacji, która zapanowała w mojej rodzinie.