Polska pamięć po PRL ma bez wątpienia problem z rewolucją 1905 roku – o ile w ogóle ją zauważa. Wydarzenie sprzed 120 lat trudno wpisać w romantyczną narrację o narodowych powstaniach, prowadzących w końcu do odrodzenia państwa w 1918 roku. Ideologie i hasła, które mobilizowały masy w trakcie rewolucji średnio wpisują się w ideowy krajobraz współczesnej Polski. choćby na lewicy próby ustawienia rewolucji jako kluczowego wydarzenia, konstytuującego postępowe tożsamości i takąż politykę historyczną nigdy nie wyszły poza niszę.
Wystawa w Muzeum Woli 1905. Nowy początek. Rewolucja na Woli i w Warszawie stara się nie wikłać w dyskusję o tym, czy mieliśmy do czynienia z rewolucją, czy może raczej powstaniem. Nie używa też kostiumu z epoki do prowadzenia politycznych sporów o współczesność. Zamiast tego próbuje, przynajmniej na początku, umieścić swoją narrację na temat wydarzeń z lat 1905–1907 na przecięciu trzech perspektyw: globalnej, narodowej oraz lokalnej – wolskiej. To bardzo obiecujący pomysł, jednak wystawie nie do końca udaje się spełnić tego, co obiecuje widzom. Ostatecznie perspektywa lokalna i globalna niemal zupełnie giną w tej „narodowej”, a i ta pozostawia spory niedosyt.
Między wolską fabryką a giełdą w Petersburgu
Wystawa ma czytelną, chronologiczną strukturę. Podstawowym medium jest tu tekst. Narracja opowiada o kolejnych wydarzeniach prowadzących do rewolucyjnej mobilizacji i rekonstruuje jej przebieg, natomiast jedynie pobieżnie dotyka kwestii skutków zrywu. Zgromadzone eksponaty mają funkcje ilustracyjną, podrzędną wobec narracji. Są to przede wszystkim archiwalne zdjęcia, materiały prasowe, ale też wykresy ilustrujące np. strukturę przemysłową Woli, druki ulotne, w końcu tworzona w okresie rewolucji kultura wizualna – od rysunków satyrycznych po partyjne sztandary. To tyleż ciekawe, co typowe eksponaty – z nielicznymi wyjątkami. Znacznie bardziej interesująca jest narracja prowadzona przez kuratora Konrada Schillera i odpowiadającą za produkcję Martę Galewską.








Punktem wyjścia dla autorów wystawy jest Wola jako przemysłowe centrum Warszawy: miejsce koncentracji klasy robotniczej, wielonarodowy i wielowyznaniowy tygiel, który ściągał inwestorów z Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii, specjalistów z całej Europy oraz migrującą za lepszymi warunkami życia wiejską ludność z ziem polskich ze wszystkich zaborów. Przemysł początkowo skupia się w mało kapitałochłonnej i nieszczególnie innowacyjnej branży przetwórczej, jednak do końca XIX wieku Wola staje się lokalnym centrum przemysłu chemicznego i metalurgicznego, wymagającego większych nakładów i bardziej zaawansowanych technologii. Buchając fabrycznym dymem i toksycznymi wyziewami niebawem stanie się bijącym sercem warszawskiej, przemysłowej nowoczesności.
Spojrzenie, które łączy warszawską fabrykę z giełdami w Paryżu i Petersburgu, a wolską ulicę z teatrem wojny rosyjsko-japońskiej wydaje się obiecujące i odświeżające. Niestety, na wystawie gwałtownie tracimy je z oczu.
Rozwój Woli jako przemysłowego i robotniczego centrum stolicy wiąże się przy tym z koniunkturami globalnego kapitalizmu. Impuls do rozwoju warszawskiego przemysłu daje zniesienie granicy celnej między Królestwem Polskim a Rosją w 1851 roku, kolejnym staje się umowa francusko-rosyjska z 1892 roku, dzięki której rosyjskie rynki otwierają się na zagraniczne inwestycje. W ten inwestycyjny boom w Rosji włączają się także firmy z Woli. Pod koniec lat 90. XIX wieku dochodzi jednak do przeinwestowania rosyjskiej gospodarki: załamuje się giełda w Petersburgu, a za nią – paryska. Całą Europę ogarnia kryzys. Równolegle Imperium Rosyjskie wikła się w wojnę z Japonią, której niespodziewanym rezultatem jest upokarzająca klęska Rosji.
Rewolucyjną iskrę w Imperium – w tym także i na warszawskiej Woli – zapala zatem podwójny kryzys: gospodarczy i militarno-polityczny. Spojrzenie, które łączy warszawską fabrykę z giełdami w Paryżu i Petersburgu, a wolską ulicę z teatrem wojny rosyjsko-japońskiej wydaje się obiecujące i odświeżające. Właśnie tę łączącą globalne konflikty z lokalnymi napięciami perspektywę zwiastują pierwsze plansze na ekspozycji – niestety, w dalszej części wystawy tracimy ją z oczu.

Nekropolityka, czyli państwo jako ciało. Rozmowa z Istvánem Révem
Maska i sztandar
W Muzeum Woli rewolucja 1905 roku nie zostaje jednak wpisana w typową opowieść o odrodzeniu narodu – nie staje się kolejnym zbrojnym zrywem, powstaniem, w którym także i miejski proletariat dźwiga sztandar polskiej sprawy. Dla autorów wystawy sprawa wydarzeń z lat 1905–1907 jest bardziej złożona – widzą w nim moment narodzin Polaków jako narodu nowoczesnego.
Nie jest to nowa i nieznana idea. Jak w towarzyszącej wystawie książce Rewolucja 1905 roku. Próba generalna wskrzeszenia Polski pisze Tomasz Nałęcz: „w ostatnich latach […] pojawiło się grono kompetentnych badaczy, […] którzy na nowo odczytują dzieje lat 1904–7, zwracając uwagę m.in. na plebejski charakter buntu i rolę kwestii socjalnych, emancypację kobiet, kształtowanie się nowoczesnego nacjonalizmu czy przekształcenia w społeczności żydowskiej”. Jak pisze we wstępie do swojej książki Rebelia i reakcja: Rewolucja 1905 i plebejskie doświadczenie polityczne Wiktor Marzec, jeden z wymienionych w tym kontekście przez Nałęcza badaczy, rewolucja sprzed stu lat była „przełomem, przyśpieszającym wejście polskiego społeczeństwa w polityczną nowoczesność na wielu poziomach. Stała się też punktem zwrotnym w formowaniu polskiej sfery publicznej, z jej specyficznymi cechami”.




Co to za cechy? W 1905 Polacy roku nie mają swojego państwa, większość ziem dzisiejszej Polski znajduje się – jak już wspomniano – pod panowaniem Imperium Rosyjskiego, najbardziej autokratycznego państwa w tej części świata; jedynego pozbawionego jakichkolwiek – choćby fasadowych – form parlamentaryzmu, uniemożliwiającego swoim obywatelom swobodne organizowanie się i artykułowanie własnych interesów politycznych i ekonomicznych. Dopiero podwójny kryzys carskiego imperium skutkuje wybuchem nowoczesnych form organizacji i ekspresji politycznej, także na jego zachodnich, polskich peryferiach. W 1905 roku po raz pierwszy na arenę polskiej historii wchodzi masowo zorganizowana klasa robotnicza, która mówi wprost o swoich społeczno-bytowych, jak i politycznych żądaniach – również tych narodowych. Wybrzmiewają wówczas postulaty najważniejsze dla polityki XX wieku: powszechne prawo wyborcze, ośmiogodzinny dzień pracy, prawo do narodowego samostanowienia; w ogniu rewolucyjnych wydarzeń artykułuje się także nowoczesny podział klasowy i związany z nim podział polityczny lewica-prawica. Tutaj po raz pierwszy swoją siłę pokażą ideologie, które będą organizować polski spór polityczny przez co najmniej pół wieku: z jednej strony socjalizm, z drugiej – idea narodowa.
To endecja, a nie robotnicza lewica w 1905 roku prezentuje się jako dominującą siła polityczną w mieście i w polskim społeczeństwie, przynajmniej na ziemiach Imperium Rosyjskiego.
Dlatego też na wystawie poświęconej robotniczej, wymierzonej w carat rewolucji znajdzie się zarówno sztandar Polskiej Partii Socjalistycznej, jak i pośmiertna maska Romana Dmowskiego. Jej obecność nie powinna dziwić, biorąc pod uwagę ambicje autorów ekspozycji. Wydarzenia z lat 1905–1907 są zaprezentowane jako formacyjne nie tylko dla dwudziestowiecznej lewicy robotniczej, zarówno tej z tradycji rewolucyjno-internacjonalistycznej, jak i tej niepodległościowej, ale istotne również dla endecji, czy szerzej – nowoczesnej polskiej prawicy. Na wystawie istotne miejsce zajmuje więc wielki endecki „pochód patriotyczny”, który przeszedł ulicami Warszawy 5 listopada 1905 roku. W demonstracji bierze 250 tysięcy osób, uczestnicy niosą sztandary, które pamiętają jeszcze powstanie listopadowe i styczniowe. Środowiskom, które organizują przemarsz nie chodzi jednak o pielęgnację przeszłości – celem jest przyszłość i to zorientowana narodowo, nie – robotniczo. To endecja, a nie robotnicza lewica ma zaprezentować się jako dominującą siła polityczną w mieście i w polskim społeczeństwie, przynajmniej na ziemiach Imperium Rosyjskiego.
To właśnie na ulicach ówczesnej Warszawy polska prawica narodowa uczy się form polityki adekwatnych dla nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego: masowej mobilizacji i agitacji, wyborczej walki, propagandy przy pomocy groszowej prasy. I jak podkreśla to narracja wystawy, to właśnie prawica okazała się największym beneficjentem zmian, jakie w Imperium Rosyjskim wymusiły rewolucyjne wydarzenia, przynajmniej krótkoterminowo. Gdy podzielona lewica nawoływała do bojkotu wyborów do I (1906) i II Dumy (1907), endecja w nich wystartowała, sięgając po łatwe wyborcze zwycięstwo. Wykorzystała je do szerokiej agitacji i budowania poparcia w stolicy, w tym w robotniczych częściach Woli. Istotną rolę odgrywał w tym procesie antysemityzm, dzielący miejski proletariat wzdłuż wyznaniowo-etnicznych linii. Temat ten został jednak ledwie zaznaczony, co jest poważnym pominięciem. Antysemityzm, wykształcony w reakcji na rewolucyjną mobilizację mas, miał najważniejsze znaczenie dla kształtowania się podziału politycznego w następnych kilku dekadach; przede wszystkim, umożliwiał przekształcenie konfliktu narodowej prawicy z lewicą w różnicę etniczną i przedstawianie każdego konkurencyjnego wobec narodowego projektu politycznego jako związanego z siłami wrogimi Polsce i Polakom.






Spojrzenie na rewolucję 1905 roku jako moment wejścia Polaków – a adekwatnie, mieszkańców ziem polskich, w tym także i tutejszych Żydów, formujących swoje żądania w jidysz – w XX wiek i adekwatne mu formy masowej polityki, stanowią najciekawszy, choćby jeżeli mało oryginalny wątek wystawy. Przyjmując taką perspektywę udaje się uciec od gier w lewicową czy prawicową politykę historyczną. W ten sposób rewolucyjne wrzenie 1905 roku staje się wydarzeniem o kluczowym znaczeniu dla historii całego społeczeństwa. Jednocześnie można się zastanawiać, czy przez przyjęcie takiej perspektywy nie ginie rola robotniczej mobilizacji w uruchomieniu rewolucyjnej dynamiki oraz to, jakim szokiem było gwałtowne wejście robotników do sfery politycznej, ich zdolność do samoorganizacji i artykulacji własnych żądań, niezależnie od protekcjonalnych oczekiwań, jakie wobec „ludu” żywiła inteligencja. Jednak i ten obraz wymaga uzupełnienia – o doświadczenia osób z innych niż rosyjski zaborów, gdzie polska ludność mogła się organizować i brać udział w parlamentarnej polityce na długo przed rokiem 1905. Wydarzenia okresu 1905–1907 uruchomiły przecież falę strajków i mobilizacji klas ludowych – zarówno polskich, jak i ukraińskich – w Galicji, wymuszając na władzach w Wiedniu odejście od anachronicznego systemu kurialnego i organizację pierwszych czteroprzymiotnikowych – tajnych, równych, wolnych i bezpośrednich wyborów – do parlamentu podwójnej monarchii.

Romantyczna melancholia Marii Janion
Obrazy i widma
Każda nowoczesna rewolucja tworzy swoją kulturę wizualną: sztandary i transparenty, druki ulotne, karykatury i wzniosłe symbole. Rewolucja 1905 roku nie jest wyjątkiem i wystawa w Muzeum Woli przygląda się także temu jej wymiarowi. Szczególne miejsce w wizualnej warstwie wystawy zajmują prace Antoniego Kamieńskiego i Witolda Wojtkiewicza.
Kamieński obecny jest przede wszystkim jako autor teki Duch-Rewolucjonista. Szkice z lat minionych. Ten zestaw grafik z 1907 roku przypomina kroniki rewolucji, sporządzany niemal na gorąco wizualny zapis. Na jednej z grafik Ducha-Rewolucjonisty widzimy opustoszałe miasto, którego puste ulice patrolują carskie oddziały, na innej – gwałtowną scenę ulicznych walk: wybucha bomba, najpewniej rzucona przez rewolucjonistów w konny patrol. Jedno ze zwierząt staje dęba, za chwilę zrzuci desperacko ściągającego wodze jeźdźca. W tle kłębiący się ogień, dymiące kominy fabryczne.
Grafiki Kamieńskiego, pokazując nowoczesną, proletariacką rewolucję – pierwszą taką na ziemiach polskich – nawiązują do powstańczych grafik Artura Grottgera. W ten sposób rewolucja społeczna jest wpisywana w znaną formułę polskiej XIX-wiecznej historii, w ciąg narodowych powstań. Jej wizualna reprezentacja korzysta już z zastanych, martyrologiczno-romantycznych wzorców, a przy tym przenosi je w miejską, przemysłową i proletariacką rzeczywistość, zupełnie u Grottgera nieobecną.


Patrząc na widmowe obrazy Wojtkiewicza nietrudno zadać pytanie o miejsce i kształt, jaki przybierała ta rewolucja w polskiej pamięci, o nawiedzające ją widma. Niestety, nie jest to jedyne przeoczenie tej wystawy.
W grafikach Wojtkiewicza – także tych, gdzie artysta nie celuje w alegorię – rewolucja przybiera odrealniony charakter. W eksponowanym na wystawie Pochodzie tytułowa demonstracja napotyka na leżące na ulicy zmasakrowane ciała. Scena zbudowana jest z ekspresyjnych linii, kształty rozmywają się, choć da się z nich wyczytać ludzi z pięściami w gniewnych gestach czy powiewający na wietrze sztandar. Postaci w podartych łachmanach, z zacierającymi się twarzami wyglądają jak widma, żywe trupy – symbol umęczonego ludu i jego wybuchającej wściekłości. Rewolucja jawi się jako koszmar senny – przerażający i fascynujący zarazem.
Patrząc na widmowe obrazy Wojtkiewicza nietrudno zadać pytanie o miejsce i kształt, jaki przybierała ta rewolucja w polskiej pamięci, o nawiedzające ją widma. Wystawa niestety nie podejmuje tego wątku. Znajdziemy na niej oczywiście obrazy i grafiki upamiętniające wydarzenia rewolucji pochodzące z okresu PRL, najstarsze z lat 40., najpóźniejsze z lat 80. XX wieku. Są one jednak zawieszone w narracyjnej próżni, nie wiemy, w jakim kontekście powstały, czy i w jaki sposób funkcjonowały w ramach oficjalnej polityki pamięci. Tymczasem bardzo interesujące byłoby pokazanie tego, w jaki sposób pamięć rewolucji 1905 była wykorzystywana przez władze PRL, władze sanacyjne czy przez politykę historyczną międzywojennej lewicy.

Sztuka jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Rozmowa z Kubą Szrederem

Brak próby odpowiedzi pytanie o to, jak pamiętamy, zapominamy i instrumentalizujemy tak istotne wydarzenie – razi zwłaszcza, biorąc pod uwagę kuratorską tezę o roku 1905 jako momentu narodzin nowoczesnej polityczności na ziemiach polskich. Bo gdy stawia się taką tezę, warto pokazać, w jaki dokładnie sposób rewolucja 1905–1907 i wyartykułowane w ciągu tych dwóch lat napięcia i podziały, kształtowały polską politykę i życie publiczne w ostatnim stuleciu.
Tomasz Nałęcz we wspomnianej już publikacji stawia tezę, iż rewolucja doprowadziła do niezwykłej brutalizacji konfliktu politycznego, co przeniosło się na realia polski międzywojennej, przyczyniając się do tego, iż demokratyczny eksperyment kończy się wojskowym zamachem stanu piłsudczyków. Tego ciągu dalszego wystawa nie rysuje. Z kolei inne wątki – jak doświadczenie żydowskie, antysemityzm, socjalny wymiar rewolucji, emancypacja kobiet – traktuje naskórkowo lub całkowicie pomija. Te braki byłyby usprawiedliwione w przypadku wystawy, która przyjmuje jasną, publicystyczną tezę i buduje wokół niej spójną narrację. Takiego podejścia autorzy jednak wyraźnie unikają; albo gdyby trzymała się perspektywy regionalnej, wolskiej – tę jednak autorzy niestety gwałtownie porzucają. Doceniając sam fakt podjęcia tematu, ambicje twórców, uwzględnienie najnowszych badań – trudno nie mieć poczucia, iż z tematu można by wydobyć znacznie więcej.