Mamo, tato, co ty NATO?

filmweb.pl 5 dni temu
Zdjęcie: plakat


Reżyser Ilya Naishuller opanował do perfekcji sztukę balansowania na celuloidowej linie: nakręcił film akcji naniesiony na polityczne tło na tyle konkretne, żeby móc odnieść poszczególne elementy scenariusza do bieżącej sytuacji znanej nam i z prasy, i autopsji, a jednocześnie dość mętne, żeby nie zajmować stanowiska innego niż uniwersalne i egalitarne. Nie jest to żaden zarzut, bynajmniej, raczej bezstronna obserwacja. Przecież i tak chyba nikt nie spodziewał się po komedii sensacyjnej żadnych tam deklaracji – choć my akurat jesteśmy przeczuleni na kwestie tutaj poruszane. Kryzys migracyjny, solidność Paktu Północnoatlantyckiego, rola Ameryki jako światowego żandarma, etyka działań agencji wywiadowczych, kwestia prezydenckiego public relations i inne tematy są tutaj wyraźnie sygnalizowane, ale żaden nie znajduje satysfakcjonującego rozwinięcia. Podobna zachowawczość i efekciarskie surfowanie po powierzchni, przypominające recytację prasowych nagłówków, buduje jedynie nominalną wagę i powagę tego lekkiego przecież spektaklu, który opiera się na przekomarzankach i strzelaninach.

John Cena, Idris Elba
  • Amazon Content Services LLC
  • Bruno Calvo

Bohaterami filmu są dwaj, nomen omen, sojusznicy, chociaż ich deklarowana publicznie sympatia to jedynie ruch czysto polityczny. Amerykański prezydent Will Derringer (John Cena), były aktor kina akcji, gwiazda ciesząca się rekordowym poparciem z uwagi na swoją popularność oraz wyniki box-office'u, oraz brytyjski premier Sam Clarke (Idris Elba), który na szczyty władzy doszedł dzięki ciężkiej pracy własnych rąk, lekko mówiąc, nie przepadają zbytnio za sobą. Pierwszy ma drugiego za ponuraka i pesymistę, nudnego do bólu urzędasa z kijem od miotły w okrężnicy, a drugi pierwszego za beznadziejnego polityka i francuskiego pieska, któremu przy mównicy dobrze wychodzą jedynie slogany przypominające filmowe tagline'y. Ale kiedy podczas wspólnej delegacji na pokładzie Air Force One dochodzi do zamachu na ich życie i rozbijają się gdzieś na terytorium Białorusi, będą zmuszeni pracować razem podczas swoistej podróży przez Europę na szczyt NATO. Tam planują zdemaskować zdrajcę – lub zdrajczynię. Siłą rzeczy ich pierwszym przystankiem jest Polska, ale interakcji z miejscowymi tutaj nie ma, a do Warszawy docierają na pace rolniczego pickupa. Ogółem każdy odwiedzany przez nich kraj to zaledwie scenografia do sekwencji akcji – przy czym za nasz, o czym donoszę z cokolwiek kwaśną miną, robi (jak mniemam po przestudiowaniu listy miast, gdzie kręcono film) serbski Belgrad. Cóż, mówi się trudno, choć uważne oko wyłapie zabawne akcenty.

Idris Elba, John Cena
  • Amazon Content Services LLC

Ogółem "Sojusznicy" nie mogą się zbytnio zdecydować, czy lepiej polegać na komedii, czy jednak na akcji, przez co film wypieczony jest z zakalcem. Postacie są bowiem naszkicowane ogryzkiem ołówka i gdyby nie cudni Idris Elba, grający z umyślnym brytyjskim chłodem, i John Cena, który kolejny raz dowodzi ewidentnego talentu komicznego, nie udałoby się tutaj praktycznie nic. Obserwuje się ich przy pracy z niekłamaną przyjemnością i wyciągają oni z nabazgranego na kolanie, schematycznego scenariusza więcej, niż wymagałaby od nich zawodowa przyzwoitość. Wtóruje im mocny drugi plan, Priyanka Chopra jako superagentka i dawna miłość brytyjskiego premiera, Jack Quaid grający świra z CIA mającego obsesję na punkcie broni, oraz Paddy Considine jako główny zły. Ten ostatni, choć ma tu do powiedzenia może z dziesięć linijek tekstu, bawi się wybornie. Ponadto motywacja architekta całego zamieszania jest nader ciekawa, bo kieruje nim zemsta zainicjowana działaniami służb wywiadowczych Sojuszu Północnoatlantyckiego. W tym miejscu Naischuller jest chyba najbliżej trudnych pytań bez prostych odpowiedzi, refleksji na temat tego, jak daleko powinny sięgać macki służb bez narażania obywatelskich swobód i gdzie następuje przekroczenie granicy między bezpieczeństwem państwa a inwigilacją społeczeństwa. Ale prędko rezygnuje się tu z zadumy.

  • Amazon Content Services LLC
  • Chiabella James

Każdy przystanek na europejskiej trasie Derringera i Clarke’a to kolejna sekwencja akcji podszyta żartem, ale niezmiennie dynamiczna. Niestety, film rozpisano na paru bliźniaczych i powtarzalnych segmentach i tylko nieraz udaje się reżyserowi zaaranżować dany fragment sceny inaczej niż poprzednio. Zwykle Naishuller powtarza po sobie samym, nigdy nie generując temperatury dostatecznie wysokiej, żebyśmy musieli wstrzymać oddech lub chwycić mocniej podłokietnik kanapy czy fotela. A jest to rozczarowujące, bo rosyjski filmowiec do tej pory opierał swoje akcyjniaki na nagłych i nieustannych wyrzutach dopaminy. Tutaj tego zabrakło. przez cały czas mówimy o filmie, który ogląda się bez wyrzeczeń, ale przy dzisiejszej podaży treści to jednak trochę mało.
Idź do oryginalnego materiału