Dżoano, ile razy dziennie myślisz, iż masz wszystko ogarnięte, aż Twoje dziecko pyta: „A co, jeżeli wszyscy jesteśmy w śnie żaby?” No i koniec. W jednej sekundzie Twój dorosły mózg – ten od rat kredytowych, paragonów i notatek na lodówce – robi cichy pyk i ucieka w kąt.

To właśnie wtedy dociera do Ciebie brutalna prawda: Twoje dziecko zadaje pytania, na które Ty nie masz choćby folderu w głowie.
Ego dorosłego to delikatna rzecz – jedno pytanie i leży
Dzieci nie pytają, żeby testować Twoją wiedzę. One pytają, bo świat jest dla nich naprawdę dziwny. Nie udają, iż wszystko rozumieją. To my tak robimy. My, dorośli, wolimy udawać, iż wiemy, czym jest dusza, niż przyznać, iż nie mamy pojęcia, dlaczego cebula płacze.
Typowy scenariusz filozoficznego nokautu
– Dziecko: „Czy śmierć boli?”
– Ty: „Yyy…”
– Dziecko: „A co się dzieje z uczuciami, jak już nie ma ciała?”
– Ty: „Kochanie, a może zjesz banana?”
Dżoano, serio – w starciu z dziecięcym umysłem filozofia akademicka wygląda jak broszura z IKEA.
I co teraz?
Nie uciekaj. Nie maskuj się pedagogiczną papką. Daj sobie prawo powiedzieć:
„Nie wiem. Ale myślę, iż to jest bardzo ważne pytanie.”
I potem… pomyśl razem z dzieckiem. Albo poczytaj coś, co pozwoli Wam obojgu nie mieć odpowiedzi, ale mieć frajdę z szukania.
Jak co?
Ano na przykład: „Czy moje plecy istnieją?” – książka, która traktuje dzieci poważnie, dorosłych z przymrużeniem oka, a pytania, jak magiczne portale do czegoś większego.
#DajęSłowo, Dżoano – po tej lekturze już nigdy nie nazwiesz pytania „głupim”. choćby jeżeli zaczyna się od „czy misie mają myśli?”.