Mam smutną wiadomość, ale rodzice zaskoczyli mnie jeszcze bardziej

twojacena.pl 1 tydzień temu

Pewnego dnia wróciłem do rodziców z ciężkimi wieściami, ale to oni zaskoczyli mnie bardziej niż mogłem się spodziewać.

Marek jechał rozklekotanym autobusem przez zakurzone drogi pod Poznań, gdzie mieszkali jego starzy. Serce ściskało mu się z niepokoju. Chciał powiedzieć im o rozstaniu z żoną – wiadomości, która mogła zmienić ich świat. Ale to, co usłyszał w rodzinnym domu, było jak uderzenie obuchem. Jego wiekowi rodzice, których zawsze uważał za wzór trwałego małżeństwa, ogłosili, iż sami się rozwodzą. Ta wiadomość przyćmiła wszystko, co zamierzał im powiedzieć. Teraz Marek stał przed wyborem, który miał odmienić jego życie, a w duszy szalała burza strachu, winy i niezrozumienia.

Decyzja o rozwodzie z Olą nie przyszła łatwo. Mógłby milczeć, ale plotki w ich małej miejscowości rozchodziły się szybko. Ola mogła zadzwonić do rodziców ze złością, a brat lub siostra mogli niechcący się wygadać. Marek uznał, iż lepiej sam powiedzieć prawdę, niż później się tłumaczyć. Zdawał sobie sprawę, iż życie bywa nieprzewidywalne, a od błędów nikt nie jest wolny.

Wszedł po znajomych schodach, nacisnął dzwonek. Drzwi otworzył ojciec, Wojciech, z ponurą miną, jakby już wiedział, po co syn przyszedł.

— Cześć — mruknął. — Dobrze, iż jesteś. Wchodź.

— Cześć, tato — odparł Marek, ale w głowie przemknęła mu myśl: *Czy ktoś im już powiedział?* — Mama jest?

— Jest, jest — odburknął ojciec. — Gdzie niby miała iść? Siedzi jak jakaś obrażona hrabina.

— O co ci chodzi? — zdziwił się Marek. — Co się stało?

— A to, iż mam już dość! — nagle wybuchnął ojciec, odwrócił się i, sapnąwszy ze złości, poszedł do pokoju.

Marek, oszołomiony, podążył za nim. W salonie ojciec rzucił się na kanapę, skrzyżował ręce. Matki, która zwykle siedziała z drutami w ręku, nie było. Marek zajrzał do sypialni i zobaczył ją – Bożenę, stojącą przy oknie. Jej twarz była ciemniejsza niż burzowe chmury.

— Przyszedłeś? — spytała lodowato. — Już się wyprowadziłeś od Oli, czy dopiero się wybierasz?

— Skąd wiesz? — serce Marka skoczyło do gardła. — Dlaczego o to pytasz?

— Bo muszę wiedzieć, czy już wynająłeś mieszkanie, czy nie! — odcięła matka.

— Jakie mieszkanie? — zbił się z tropu.

— To, w którym będziesz mieszkał po rozwodzie! — wypaliła.

— Na razie nie wynająłem — odparł. — Ale skąd wiecie, iż się rozwodzę?

— Wiemy — mruknęła matka. — Więc słuchaj, synu, szukaj gwałtownie lokum, bo ja się do ciebie wprowadzam!

— Co?! — Marek zastygł, nie wierząc własnym uszom.

— Nie! — zagrzmiał z salonu głos ojca. Stanął w drzwiach, cały czerwony ze złości. — Z Markiem będę mieszkał ja! A ty zostajesz tu, mieszkanie jest na ciebie!

— Ani mi się śni! — wrzasnęła matka. — Nie zostanę w tym domu, gdzie wszystko przesiąknięte jest twoim uporem!

— Stop! — Marek wodził wzrokiem od jednego do drugiego. — O czym wy w ogóle mówicie? Gdzie wy się chcecie wprowadzać?

— Tam, gdzie ty! — oznajmił ojciec. — Brawo, synu, iż w porę wpadłeś na pomysł z rozwodem! O, jakiś ty mądry!

— Dlaczego brawo? — Marek czuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg.

— Bo to idealny moment! My z matką też się rozwodzimy! — wykrztusił ojciec.

— Co?! — Marek oniemiał. Spodziewał się wyrzutów, a dostał w zamian wiadomość, która go załamała.

— Koniec! — ciągnął ojciec. — Jesteś dorosły, nikomu nic nie jestem winny. Znudziliśmy się sobie z matką, tak jak ty z Olą. Wyprowadzam się z tobą i będziemy żyć po męsku!

— Nie, z synem będę mieszkać ja! — przerwała matka. — Ty mi nie jesteś potrzebny, a jemu się przydam. Bez żony przepadnie, a ja jeszcze coś ugotuję. Prawda, Mareczku? Lubisz moje kotlety?

— A ja nie potrafię gotować? — warknął ojciec. — Lepiej niż niejaka kucharka! Barszcz, bigos — wszystko umiem!

— Cha! — zaśmiała się matka. — Kiedy ty ostatnio gotowałeś? Pół wieku temu?

— No i co? My, faceci, damy sobie radę! Kobiet nam nie trzeba, tylko pralka, mikrofala i lodówka większa, żeby zapas jedzenia zrobić! — oświadczył tata.

— I tak chcesz syna wychować?! — oburzyła się matka.

— Dość! — ryknął Marek, tracąc cierpliwość. — O co wam chodzi? Macie po osiemdziesiątce, a zachowujecie się jak rozkapryszone dzieci! Spójrzcie na siebie!

— A ty sam! — krzyknęli razem rodzice. — Masz prawie pięćdziesiąt, a zachowujesz się jak smarkacz! Nie waż się nas pouczać! Lepiej wybieraj, kogo zabierzesz do nowego mieszkania!

— Skąd wam przyszło do głowy, iż ja się gdzieś wyprowadzam? — wściekł się Marek. — My z Olą mamy swoje mieszkanie!

— Jak to? — zdziwiła się matka. — Przecież się rozwodzicie!

— Kto wam powiedział? — spytał.

— Ola. Twoja siostra przekazała, iż do niej dzwoniłeś i wszystko wyznałeś — odparła matka.

— Nie rozwodzę się! — powiedział stanowczo. — To był żart!

— Żart? — ojciec osłupiał. — A my tu z matką już się nastawiliśmy na nowe życie, plany układali… A ty nam wszystko popsułeś?

— No Marek — burknęła matka. — Nieładnie tak żartować. Rozochociliśmy się na zmiany, a teraz okazuje się, iż to tylko żart… Dobrze, zostaniemy jak jesteśmy, wytrwamy.

— Ale pamiętaj, synu — dodała — jak zmienisz zdanie i naprawdę się rozwiedziesz, to my z ojcem pierwsi do ciebie się wprowadzimy. Jasne?

— Jasne — ponuro skinął głową. Zrozumiał, iż rozwód z Olą, o którym rozmyślał, teraz pewnie nigdy nie dojdzie do skutku. — Idę już.

— Gdzie? — zerwała się matka. — Nie przyszedłeś tak bez powodu. Chcesz coś zjeść?

— Nie trzeba — machnął ręką. — Przychodzę was odwiedzić. I chyba nie na darmo. Przestańcie się kłócić. Powinniście być dla nasW drodze do domu zdał sobie sprawę, iż czasem najlepsze rozwiązania przychodzą do głowy w najmniej spodziewany sposób.

Idź do oryginalnego materiału