Mali lubieżni buzeranci Od bluźnierczej gadki Jakuba Franka do pornograficznych obrzydliwości Janusza Szpotańskiego

kompromitacje.blogspot.com 2 dni temu
W Młodości przyiachałem do iedney Wsi - wspominał Jakub Frank - wktórey nigdy niewidziano Żyda. Zaiachałem do iedney Gospody, gdzie się Dziewki i Chłopy poschodziły. Dziewki przędły tam a Parobki im rużne hystorye baiały, aby ie zabawiać. Gdy mię obaczyli, ieden z Parobków stał szydzyć i drwiny zemnie robić, chcąc mię tym rozgniewać. Począł mówić: Szedł raz Bóg Żydowski z Bogiem Chrześciańskim na spacer; Bóg Chrześciański palnął wpysk Boga Żydowskiego mówiąc mu: Naco ty sobie kładziesz na głowę to, co ia na nogach noszę? - Ja mówiłem im: I ja Wam też co rozpowiem: Raz poszedł na spacer Święty Mahomet ze Świętym Pietrem; a Mahomet mówił do Pietra: Mam wielką ochotę abym cię tak po Turecku wybudzerował. Piotr niechciał, ale Mahomet był silny, przywiązał go do drzewa i odbył swoie. Piotr wrzeszczał mocno iż go boli zadek. Ja cię iuż za swego Świętego przyimuię tylko nieczyń tego mi. Dopiero Parobki mówiły: Wiesz co, zróbmy pokóy między sobą; my niebędziemy iuż gadać na twego Boga, i ty też nic niemów przeciw naszemu Ś. Piotrowi [1]. Takie to gadki bajał swoim wyznawcom Jakub Frank, ten żydowski herezjarcha z Ksiąg Jakubowych Olgi Tokarczuk [2], który sam wierzył nie bardzo wiadomo w co; raz w to, raz w tamto, a nade wszystko chyba głównie w siebie.

Nastrój i sens tych gadek trafnie podsumował Aleksander Kraushar:

Jest to dziwaczna mieszanina prawdy z kłamstwem, powagi z żartobliwością, poezyi z najrealniejszą, naturalistyczną niemal prozą, etyki z niemoralnością, praktycznych celów i zachcianek, z najwznioślejszemi aspiracyami... Na tle owych zasad widnieje postać niepospolitego, bądź co bądź, człowieka, o jasno wytkniętym przed sobą celu: wyrwania, przy pomocy środków, co prawda, najbezwzględniejszych i z własnym materyalnym interesem skojarzonych, tłumów żydowskich, z ich wiekowej niedoli, pobudzenia ich do zerwania z tradycyą i wiarą przodków i do szukania nowej prawdy w innej wierze, nowych warunków bytu - wśród społeczeństw europejskich [3]. Jako próba wyrwania współplemieńców z wiekowej niedoli frankizm nie był przedsięwzięciem udanym. Inni mieli lepsze pomysły. Ale teraz nie o tym, bo w bluźnierczej gadce Jakuba Franka zasługują na uwagę trzy drobiazgi z całkiem innej parafii.

Po pierwsze, minimalistyczna (i dzięki temu realistyczna) wersja ekumenizmu. Żadna tam troska o bezpieczną przestrzeń dialogu czy próby empatycznego dostosowania się do cudzej wrażliwości albo inne współczesne dyrdymały. Na hejt odpowiadać jeszcze barwniejszym hejtem, póki druga strona nie zmięknie i nie poprosi o "pokóy". A potem, owszem, "niebędziemy iuż gadać" i niech każdy zostanie przy swoim.

Po drugie, przekonanie pewnie dla niektórych dziś zaskakujące (lecz w XVIII wieku oczywiste dla Parobków słuchających Franka), jakoby sodomia była turecką specjalnością. Nie czymś wyłącznie pokątnym, bo pokątnie to wszystko u wszystkich się czasem zdarza, ale obyczajem tak dalece tam rozpowszechnionym, iż to, co doktor Kurkiewicz określał później jako wpust zwisaka do męskiej rzyci [4], wtedy nazywano zwięźle poczynaniem sobie "po Turecku".

Turcy są ogromnie skłonni do sodomii - pisał na początku XVII wieku angielski podróżnik, Thomas Coryat - dlatego też wielu trzyma sobie ładnych chłopców, by wykorzystywać ich w sposób przeciwny naturze [5]. Mniej więcej w tym samym czasie potwierdzał to spostrzeżenie inny Anglik: Turcy są ludźmi przystojnymi, o bardzo jasnej karnacji, ale umysłu nikczemnego, ponieważ są skończonymi sodomitami i wszystko czynią odwrotnie niż chrześcijanie [6]. Angielska propaganda - pomyślicie. Po części może tak, ale gdy pod koniec tego stulecia turecki historyk, Silahdar Mehmed Aga z Fyndykły, zastanawiał się nad przyczynami sromotnej klęski wojska muzułmańskiego pod Wiedniem, bynajmniej nie wyczyny polskiego oręża uznał za powód decydujący, ale plugawe uczynki we własnych szeregach. Decydującym powodem tej klęski wojska muzułmańskiego jest to, iż ludzie [...] w obliczu świętej wojny ośmielili się i odważyli na rozmaite niemiłe Stwórcy plugastwa i bezeceństwa, a [oddawali im się] ochoczo. [...] Oblężenie przypadło na błogosławione miesiące redżeb, szaban i ramazan, a oni mimo to, nie bojąc się Ałłaha, noce i dnie trawili na uciechach z ladacznicami, na sodomii, na upijaniu się winem do nieprzytomności. Przez niewdzięczność za owe wspaniałe dobrodziejstwa ściągnęli tedy na siebie gniew Ałlahowy [7]. Zdaje się, iż także tym tureckim bezeceństwom spod Wiednia zawdzięczamy w polszczyźnie pewne powiedzenie, które jednak dla zachowania obyczajności długo parafrazowano. Gdy w 1877 roku został zdymisjonowany turecki wielki wezyr, Midhad Pasza, lwowski "Szczutek" zamieścił satyryczny anonimowy wierszyk, w którym każda zwrotka kończyła się refrenem: Turek Turka W plecy szturka, - On revient toujours A ses premièrs amours! [8]. Potem zdarzało się jeszcze, iż Turek szturkał Turka w brodę [9] oraz w inne przyzwoite części ciała. Aż wreszcie w czerwcu 1968 roku Stefan Kisielewski już prawie bezpruderyjnie odnotował w swoim dzienniku, iż naprawdę Turek Turka w dupę szturka [10]. Słusznie zatem powiadają, iż rok 1968 był to dziwny rok, w którym prawda wyrywała się na światło dnia choćby z najbardziej nieoczekiwanego kąta.

Wreszcie po trzecie - wracam teraz do bluźnierczej gadki z początku tej notki - Jakub Frank użył tam jeszcze dla jasności określenia 'wybudzerować'. Jako to Święty Mahomet mówił do Świętego Pietra, iżby go z ochotą "po Turecku wybudzerował".

Słownik warszawski podaje, iż buzerować kogo znaczy 'popełniać z kim pederastję' (tom I, s. 242), co powtarza za nim w trzydzieści lat później Polski słownik lekarski Franciszka Giedroycia (Warszawa 1931, tom I, s. 65). Dziś jednak określenie to jest już chyba całkiem martwe, a jego sens uchwytny wyłącznie w jednoznacznym kontekście.

Podobnie ma się sprawa ze słowem 'buzerant'. Wiadomo, iż było używane jeszcze w czasie drugiej wojny, także w Oświęcimiu [11]. Ale już w latach 60. Artur Sandauer potraktował je w swym przekładzie Chmur Arystofanesa jako określenie nieco archaizujące i na wszelki wypadek dublował je innym, bardziej zrozumiałym [12].

Niemniej 'buzerant' tak całkiem nie zanikł. Pamiętali o nim zwłaszcza sami buzeranci, więc widocznie słowo to wciąż żyło w ich żargonie środowiskowym [13]. Nie bardzo jednak wiedzieli, skąd się ono wzięło [14] i czasem dorabiali mu pochodzenie zgoła fantazyjne [15]. W rzeczywistości najprawdopodobniej pochodzi ono od staroweneckiego buzzerone, co nie dziwi, jeżeli pamiętać, iż Wenecja z Imperium Osmańskim miała na pieńku, więc i tysiączne powody, by obrzucać Turków rozmaitymi obelgami [16].

Pamiętali o buzerancie również śmielsi obyczajowo satyrycy. Na przykład Janusz Szpotański, który tak oto opisywał historię niedopieszczonej Madame Bonja:

Bonja się całkiem załamała, gdy wtem przewrotna myśl jej świta, że gdzie nic zwykły chłop nie zdziała, może pomoże inwertyta. Słyszała bowiem, iż pedały, gdy ich oduczyć tej dewiacji, wpadają w seksualne szały i nie masz końca kopulacji.

Wzrok jej natychmiast padł na Louis. Tak, on położy kres jej rui! Louis jest księdzem. Pod sutanną wyczuła walkę nieustanną, jaką z popędem wściekłym toczył. Cóż więc dziwnego w tym, iż zboczył? Może do kobiet był nieśmiały, że źle skierował swe zapały? Może go zwiedli ministranci, mali, lubieżni buzeranci? Jakkolwiek było, ona zdoła go z zaklętego wywieść koła! [17].

Jest to fragment niedokończonego poematu Bania w Paryżu. Pisanego swobodnym językiem, ale według dzisiejszych norm w gruncie rzeczy eleganckim i delikatnym. Żadnego "jeb..." czy "pierd...". Ot, raz "dupa" (Bania, s. 234; ale "jak wierzeje") i dwa razy "kurwa" (Bania, s. 265, s. 289). Raz też wprawdzie pojawia się "chuj" (Bania, s. 283), ale chodzi w tym wypadku wyłącznie o oddanie kolorytu języka ("Na chuj żdiosz, durak! W ambasad!"), którym posługuje się jeden z bohaterów poematu, "wielki przyjaciel i autorytet lewaków pułkownik Iwan Edmundowicz Gułagow, attaché kulturalny ambasady radzieckiej" (Bania, s. 214).

Tolerancyjnego współczesnego czytelnika zgorszyć mogłaby najwyżej częstotliwość pojawiania się słowa "pedał" (Bania, s. 222, 223, 267, 287, 288), bo dzisiaj "pedał" to słowo wyklęte. Wtedy jednak, w tamtych czasach na opak, to nie słowo "pedał" ludzi zbrzydzało, ale samo pedalstwo. I jak świadczy poniższe wspomnienie z epoki, brzydzili się nim choćby najbardziej nieugięci bojownicy o wolność:

Czasem jednak popierałem Michnika. Kiedyś jeden z kolegów z naszej celi [autor był wtedy internowany w Białołęce] poszedł rano nagi do umywalki. Nie chciało mu się ubrać przed myciem. Widząc to Michnik nie wytrzymał. Zaczął wołać, iż nie można chodzić bez ubrania po celi, bo to wygląda na pedalstwo, a on najbardziej nie lubi pedalstwa. Całkowicie się z nim zgodziłem, dobre wychowanie nakazywało przecież przestrzegać zasad i po celi chodzić w ubraniu [18]. Bania w Paryżu powstała w latach 70., gdy w liberalnej epoce Gierka za takie figielki już praktycznie nic nie groziło. A już na pewno nie za lubieżnych buzerantów. Natomiast swoje dwa i pół roku odsiedział Szpotański wcześniej, jeszcze w latach 60., za napisanie opery Cisi i gęgacze. Obyczajowo skromnej, z raptem czterema dupami i subtelnymi aluzjami w rodzaju: I Kołakowski Leszek lubieżny miał uśmieszek Bo myślał sobie "Grzeszek popełnić z nią bym rad!" [19]. Ale to właśnie o tym dziełku wspomniał pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka w marcu 1968: Kisielewski podjął także na tym zebraniu [nadzwyczajnym zebraniu Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich] obronę niejakiego Szpotańskiego, który został skazany na 3 lata więzienia za reakcyjny paszkwil, ziejący sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii i do organów władzy państwowej. Utwór ten zawiera jednocześnie pornograficzne obrzydliwości, na jakie może się zdobyć tylko człowiek tkwiący w zgniliźnie rynsztoka, człowiek o moralności alfonsa [20]. Tak naprawdę chodziło oczywiście nie o żadne "pornograficzne obrzydliwości", ale o to, iż w Cichych i gęgaczach Szpotański odmalował pierwszego sekretarza jako ponurego idiotę, co podpadało - niczym w klasycznym dowcipie - zarówno pod rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, jak i ujawnienie tajemnicy państwowej.

Niekiedy pomawiano Gomułkę, jakoby już wtedy był niedzisiejszy, bo na przykład nie wyobrażał sobie, iż podwyżka ceny szynki tuż przed Bożym Narodzeniem - która za prawie dwa lata zmiecie go ze stołka - mogłaby wzburzyć robotników. Albowiem zgodnie z tym, co zapamiętał sprzed wojny robotnicy albo szynki w ogóle nie jedli albo jedli jej bardzo niewiele.

Tymczasem wygląda na to, iż Gomułka świetnie by się odnalazł w naszych czasach. Wtedy podśmiewano się z jego przemówień, a przecież język, jakiego w nich używał, jak najbardziej nadąża za najświeższą modą. Gdy trzeba pognębić przeciwnika politycznego to okazuje się on, po pierwsze, autorem "reakcyjnego paszkwilu", czyli jest wrogiem nowoczesności. Grymasi, zamiast wybrać przyszłość. Po drugie, jego mowa to "zianie sadystycznym jadem nienawiści", a więc po prostu mowa nienawiści. I wreszcie po trzecie - i to już jest argument rozstrzygający - przypomina alfonsa.

Mam wrażenie, iż w sumie mógłby być z tego dziś całkiem niezły wpis w mediach społecznościowych.

[1] [Jakub Józef Frank], Zbiór Słów Pańskich w Brünnie mówionych, tom 2, ustępy 448-895, Biblioteka Jagiellońska, Rkp. BJ 6969 2, ustęp 762, karty 125v-126r. Starałem się wiernie zachować oryginalną pisownię.

[2] Jednak ironia losu sprawiła, iż Olga Tokarczuk dopisała swoją książkę do tradycji, która nie proponowała - jak Parobki z gadki Franka - "zróbmy pokóy między sobą", ale przeciwnie - wzywała do wojny. Kto chciałby o tym wiedzieć więcej, nich przeczyta w DODATKACH: "«Bóg odda wszystkie narody w ręce żydów»". Przybrane źródło Ksiąg Jakubowych albo Olgi Tokarczuk powinowactwa z wyboru".

[3] Aleksander Kraushar, Frank i frankiści polscy. 1726-1816. Monografia historyczna osnuta na źródłach archiwalnych i rękopiśmiennych, tom I, Kraków 1895, s. 9-10.

[4] Kto chciałby wiedzieć więcej, co ów doświadczony polski płciownik pisał o takich wpustach, niech przeczyta w NOTATKACH: "Z przemyślań lubieżnych. Doktor Stanisław Kurkiewicz, wewnętrznik i płciownik".

[5] Relacja Thomasa Coryata znajduje się w dziele Samuela Purchasa: Purchas His Pilgrimes, część druga, Londyn 1625, s. 1824: "The Turkes are exceedingly giuen to Sodomie, and therefore diuers keep prettie boyes to abuse them by preposterous venerie" (zachowuję pisownię).

[6] A true relation of the trauailes and most miserable Captiuitie of William Dauies, Barber-Surgion of London, under the Duke of Florence, Londyn 1614, karta B2v: "These Turks are goodly people of parson, and of a very faire complexion, but very villains in minde, for they are altogether Sodomites, and doe all things contrarie to a Christian" (zachowuję pisownię).

Nb. Rzeczpospolita Obojga Narodów graniczyła z Imperium Osmańskim, toteż u nas już kilkadziesiąt lat wcześniej pisał Maciej Stryjkowski, iż Turcy to naród "zły, pogański, barbarski, bezbożny, okrutny, sodomski" etc. etc. Zob. jego O początkach, wywodach, dzielnościach, sprawach rycerskich i domowych sławnego narodu litewskiego, żemojdzkiego i ruskiego, przedtym nigdy od żadnego ani kuszone ani opisane, z natchnienia Bożego a uprzejmie pilnego doświadczenia, opracowała Julia Radziszewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978, s. 472. Jest to pierwsze wydanie dzieła pisanego w latach 70. XVI stulecia.

[7] Kara Mustafa pod Wiedniem. Źródła muzułmańskie do dziejów wyprawy wiedeńskiej 1683 roku, z tureckiego przełożył i opracował Zygmunt Abrahamowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973, s. 169.

[8] On revient toujours à ses premièrs amours!, "Szczutek", 11 lutego 1877, nr 6, s. 1.

[9] "Jest tu całkiem wschód, i Turek Turka w brodę szturka" - pisała (prywatnie) Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Cytuję za: Elżbieta Hurnikowa, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Zarys monograficzny, Wydawnictwo Naukowe Śląsk, Katowice 1999, s. 112.

[10] Stefan Kisielewski, Dzienniki, Iskry, Warszawa 1997, s. 40: "Jest też [w Sopocie] ambasador (były, teraz go za granicę nie puszczają) Gajewski - przyjechał z jakimiś Turkami (prezesem parlamentu - ciekawe, czy taki u nich parlament jak u nas? Turek Turka w d... szturka. [...])". Napisałem "prawie bezpruderyjnie" zakładając, iż 'dupę' wykropkował w rękopisie sam Kisielewski, nie zaś wydawca. Ale nie jest to całkiem pewne.

Osoby bardzo dociekliwe, które chciałyby dokładnie wiedzieć, jak wyglądało owo szturkanie, znajdą poglądowy obrazek w angielskiej Wikipedii w haśle "Gender and sexual minorities in the Ottoman Empire".

[11] "Z medycyną obozową wiąże się problematyka seksualna, dość słabo wyrażona w słownictwie, ponieważ życie seksualne było w zaniku tam, gdzie chodziło przede wszystkim o zaspokajanie głodu i ratowanie się przed śmiercią. Większość tego rodzaju wyrazów i wyrażeń dotyczy anomalii. Np. różowymi, aszlekierami, rositenvergolderami itp. nazywano homoseksualistów. Odnosiły się do nich również takie znane z wolności określenia, jak buzerant, pedzio, ciepły brat" (Zenon Jagoda, Stanisław Kłodziński, Jan Masłowski, Oświęcim nieznany, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981, s. 51).

Ale już Stanisław Grzesiuk w swych obozowych wspomnieniach z Gusen wydanych pod koniec lat 50. na wszelki wypadek dodaje do 'buzeranta', widocznie już nie dla wszystkich zrozumiałego, 'całowanie'. Nadto pojawia się ten 'buzerant' wtedy, gdy autor otwarcie pisze o pederastii:

"Innym, nigdzie przez nikogo nigdy nie podejmowanym problemem obozowym jest współżycie seksualne mężczyzn. [...] Tup-tup-tup - posłyszałem, jak ktoś po cichu ucieka po sztubie w stronę drzwi. A Henio gada głośno:

- Buzerant jakiś, taka jego... - i tak dalej. - Szkoda, iż biglem nie przyłożyłem. Całować mu się zachciało" (Stanisław Grzesiuk, Pięć lat kacetu, Książka i Wiedza, Warszawa 1968, s. 400, 403).

[12] Mniej więcej od połowy Chmur sporą ich część zajmuje agon dwóch rodzajów Logosu: Sprawiedliwego i Niesprawiedliwego (Dikaios Logos i Adikos Logos), co Sandauer przekłada jako Argument Prawy i Nieprawy. W pewnym momencie ich dialog przybiera taki obrót:

"NIEPRAWY Kto obsiadł wszystkie trybunały?

PRAWY Kto? Buzeranty i pedały.

NIEPRAWY Wiersze kto pisze? Kto - tragedie?

PRAWY Kto? Buzeranci czyli pedzie.

NIEPRAWY Przywódcy wojsk? Szefowie floty?

Też - buzeranci czyli cioty" (Arystofanes, Chmury, przełożył Artur Sandauer, "Dialog" 1963, nr 5, s. 69).
W oryginale Dikaios Logos używa trzykrotnie określenia eks euryprōktōn, to znaczy: 'z szerokimi odbytami'. Grecy nie mieli problemu z opisywaniem anatomicznych detali.

Nb. skłonny do literalności Edmund Żegota Cięglewicz daje w tym miejscu "wielkich w zadku" oraz "wielkorurów", natomiast Janina Ławińska-Tyszkowska zadowoliła się prostymi i zrozumiałymi "pedałami". W nowym przekładzie Olgi Śmiechowicz są zaś "dupodajcy", a w przypisie wyjaśnienie, iż euryprōktos znaczy "szerokodupy" i iż jest to "popularne w komedii staroattyckiej określenie homoseksualisty".

[13] Według Słownika tajemnych gwar przestępczych: "Buzelant // buzerant «homoseksualista»" (Klemens Stępniak, kooperacja Zbigniew Podgórzec, Słownik tajemnych gwar przestępczych, Wydawnictwo Puls, Londyn 1993, s. 58). Do gwar przestępczych słownik ten zalicza także "gwary prostytutek i homoseksualistów" (s. 5).

[14] Na przykład Michałowi Witkowskiemu wydaje się, iż 'buzerant' to po czesku:

"Albo inny rodzaj klientów wyjaskrawionych przez bogactwo: czterdziestoletnie cioty z minami, z grymasami, każda przypomina jakieś zwierzę: łasicę, papugę, sowę... Całe w bransoletach. Zaraz im, tym buzerantkom (buzerant to po czesku «pedał»), piękni dwumetrowi chlopcy z krainy blichtru i taniej rozrywki podają lub zdejmują futra, przysuwają popielniczki, zapalają papierosy, ustepują miejsca w drzwiach, żeby tylko ich wzięły" (Michał Witkowski, Fynf und cfancyś, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015, s. 13-14).

Nb. W języku czeskim słowa 'buzerant' chyba rzeczywiście używano powszechniej niż w polskim, toteż na Śląsku Cieszyńskim tak właśnie mówiono (mówią?) na homoseksualistów:

"buzerant homoseksualista: Tyn synek ku muzyce nie chodził i nie tańcowoł z dziełuchami - prawili, iż to je buzerant" (Jan Krop, Józef Twardzik, Józef Pilch, Jadwiga Wronicz, Słownik gwarowy Śląska Cieszyńskiego, redakcja Jadwiga Wronicz, Towarzystwo Miłośników Wisły - Towarzystwo Miłośników Ustronia, Wisła - Ustroń 1995, s. 56).

Jednak to nie Czesi 'buzeranta' wymyślili.

[15] Julian Stryjkowski dorobił 'buzerantowi' dość fantastyczną "bilardową" etymologię, ale usprawiedliwia go to, iż włożył ją do powieściowego dialogu:

"- Dotychczas żaden mój pacjent tak nie reagował na recepty. Dużo miałem pacjentów o różnych odchyleniach, zboczeniach, buzerantów.

- Co to jest buzerant?

- Teraz coraz mniej używane, austriackiego pochodzenia. We Wiedniu gra kijem bilardowym z tyłu, ze strony pleców nazywała się buzer. Chyba teraz pan się domyśla.

- Owszem, to ciekawe. Czego zboczeńcy nie wymyślą" (Julian Stryjkowski, Milczenie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1993, s. 42).
Naprawdę było odwrotnie. 'Buzerant' najpierw wszedł do austriackiej niemczyzny (może przez Triest, gdzie używano dialektu wywodzącego się z weneckiego), a dopiero potem podobnie nazwano bilardowe zagranie.

Nabrała się na te austriackie korzenie 'buzeranta' Anna Sobolewska:

"Nie jest już [Stryjkowski] «pozornym kochankiem» ani fałszywym obrońcą komunistycznej wiary, ani «buzerantem», czyli homoseksualistą w terminologii austriackiej, ani ascetą z przymusu, ale człowiekiem, który potrafi grać różne role, nie uciekając już od siebie (Anna Sobolewska, Maski Pana Boga. Szkice o pisarzach i mistykach, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 41).

Natomiast Wojciech Śmieja już ostrożnie napisał, iż to wyraz "bodajże austriacki", który "funkcjonuje/funkcjonował także w czeszczyźnie" (Homoseksualność i polska nowoczesność. Szkice o teorii, historii i literaturze, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2015, s. 108-109).

[16] Tak w każdym razie podaje trzecie (i ostatnie) wydanie Romanisches etymologisches Wörterbuch Wilhelma Meyera-Lübkego: "It. buggerone (> sp. bujarrón, akat. bujarró, bujorró) «Sodomit», avenez. buzzerone, frz. bougre" (Heidelberg 1935, hasło nr 1383, s. 126).

Podobno pierwotnym źródłem wszystkich tych wariacji na literę b było słowo 'bulgarus', czyli Bułgar - jak czasem nazywano bułgarskich bogomiłów. Poszło to zaś stąd, iż bogomili - jako jedna z odmian herezji manichejskiej - zniechęcali do małżeństw, rozmnażania się etc. I dlatego podejrzewano ich o praktyki homoseksualne.

[17] Janusz Szpotański, Bania w Paryżu, [w:] Idem, Zebrane utwory poetyckie, Wydawnictwo Puls, Londyn 1990, s. 222. Dalej cytuję jako Bania.

[18] Marek Barański, Wspomnienia 1943-1989, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020; wydanie elektroniczne. Cytat z rozdziału dziewiątego "Internowanie".

[19] Janusz Szpotański, Cisi i gęgacze czyli bal u prezydenta, "Kultura" 1968, nr 3, s. 85; trzy razy 'dupa' na stronie 84 i raz na stronie 99.

Tak po prawdzie to z tą skromnością trochę przesadziłem. "Pieśń młodego nowoczesnego cichego" [czyli młodego esbeka] zaczyna się tak:

"Ja jestem cichy ale nowoczesny, nie żaden tępy żłób,

Miłośnik rocka i Coli-Coca a nade wszystko dup!

Mnie nie zabawi już Nowa Huta ni sześcioletni plan

Lecz kiedy dziwka ciągnie mi druta to wtedy frajdę mam!" (s. 81).
Jest tam potem jeszcze 'dziwa' oraz 'chuj' (jako rym do 'wuj'). Ale to jednak na tle całości utworu wyjątek.

[20] Władysław Gomułka, Stanowisko partii - zgodne z wolą narodu. Przemówienie wygłoszone na spotkaniu z warszawskim aktywem partyjnym 19 marca 1968 r., Książka i Wiedza, Warszawa 1968, s. 13.

Idź do oryginalnego materiału