MAŁGORZATA OMILANOWSKA: – Miałam, bo przypominali mi o niej wszyscy znajomi i przyjaciele. Ale tak naprawdę w duszy trochę żal, iż zdarzyło się to dopiero teraz, kiedy jestem o dziewięć lat starsza.
Było dziewięć lat czekania, to może należało poczekać jeszcze dwa–trzy miesiące, aż wygaśnie kontrakt pani poprzednika, i naturalnie przejąć schedę?
To była decyzja pani minister, ale mogę z pełną odpowiedzialnością za słowo powiedzieć, iż nie, nie należało czekać. Podejmowane przez mojego poprzednika decyzje dotyczące finansów publicznych były poważnym obciążeniem dla budżetu państwa i częstokroć sprzeczne z zasadami, jakie obowiązują osoby dysponujące środkami publicznymi.
Naprawdę mogło się zdarzyć jeszcze coś złego przez te dwa–trzy miesiące?
Tak. I to dużo. Ostatnia transakcja została dokonana przez dyrektora już w czasie, gdy wiedział, iż rozpoczęto procedurę rozwiązania z nim kontraktu. Wiedząc, iż odchodzi, wydał kolejne pieniądze polskiego podatnika według swojego uznania. Gdyby spędził tu jeszcze dwa miesiące, to prawdopodobnie tych środków wydałby jeszcze więcej.
Odwołano dyrektora, a przy okazji odwołana została planowana przez niego wystawa, która elektryzowała miłośników sztuki: prac Rafaela Santi.
Niezupełnie. Tę decyzję podjął prof. Fałkowski jeszcze w lipcu, czyli trzy miesiące przed moim przyjściem. Kiedy ja rozpoczęłam pracę, nie było choćby śladu po jakichkolwiek przygotowaniach, umowy na wypożyczenia zostały już rozwiązane, a scenografii choćby nie zaczęto projektować.