Film muzyczny z Channingiem Tatumem – co może pójść nie tak? Magic Mike: Ostatni Taniec to już trzeci film z serii Magic Mike. Od premiery drugiej części minęło już osiem lat… No cóż, Avatar też pojawił się po długiej przerwie. Tatum mimo upływu lat nie traci werwy, o ile chodzi jednak o historię Mike’a, to nie jest najlepiej.
Mike próbuje się pozbierać po nieudanych inwestycjach i związkach. Chwilowo pracuje jako barman i podaje drinki bogaczom na imprezie charytatywnej. Pożegnał się już z tańcem i striptizem – a jednak, kiedy bogata Maxandra oferuje mu sporą sumę pieniędzy za ostatni taniec, daje się ponieść. Ona jest urzeczona i z miejsca zatrudnia go jako choreografa i reżysera nowej sztuki w teatrze, którego jest właścicielką. Ona ma wizję i pieniądze, on potrzebuje pieniędzy. A iż plany snują w ciepłym jeszcze łóżku po tytułowym ostatnim tańcu, to wierzą, iż mogą podbić świat tańcem.
W ogóle pojawia się tu próba zrobienia z tańca trzeciego bohatera. Od początku narrator tłumaczy nam, iż taniec mamy zapisany w genach i tak naprawdę potrzeba tańca jest jedną z pierwszych potrzeb człowieka. Taniec ma łączyć i ułatwiać dialog, kiedy zawodzą nas słowa. Wszystko to brzmi bardzo naukowo i jest całkowicie niepotrzebne. Teoria bowiem rozmija się z praktyką. Nowa sztuka Mike’a i Maxandry ma opowiadać o sile kobiet, ich wolności i osiąganiu celów bez pomocy i ograniczeń, jakie stawiają im mężczyźni. W sztuce występuje jedna kobieta i marzy ona jedynie o jak największej ilości przystojnych atletów obok niej. Dużo uzdolnionych tancerzy ogranicza się do rozrywania koszulek i wicia się wokół niej (albo i bez niej) na scenie. Tłumy kobiet pod sceną wyją, bynajmniej nie z powodu silnej postaci kobiecej…
Sam spektakl w zasadzie ma odzwierciedlać życie i doświadczenia Maxandry, która jest w trakcie rozwodu. o ile odejdzie od męża, zostanie bez grosza przy duszy. o ile zostanie, nigdy nie zazna miłości, bo mąż ją zdradzał i podobno jest okropny. Podobno – bo ile razy widzimy na ekranie, to jest to powoli siwiejący facet, który troszczy się o samopoczucie córki i samej Maxandry. o ile miał być czarnym charakterem, to niezbyt to widać.
Głównym filarem filmu jest relacja Mike’a i Maxandry. Filar jednak sypie się ze starości. Ona bogata, ale nieszczęśliwa. On spłukany, z nietypowym talentem. Ona w niego wierzy, kiedy nikt inny tego nie robi. W zasadzie to niemal jak Step Up – też film o tańcu i też z Channingiem Tatumem. Nowym elementem jest co najwyżej mocny akcent Salmy Hayek w roli Maxandry. Wielka miłość Mike’a i Maxandry jest jednak naciągana i nie sposób w nią uwierzyć. Uczucie rzekomo rodzi się z tańca i wspólnej nocy, ale później kilka się między nimi dzieje – aż nagle mamy wyznanie miłości. Przez większość czasu ta relacja jest raczej alarmująca, bo Maxandra ciągnie Mike’a do innego kraju, stroi go w bogate ciuchy i trzyma blisko siebie niczym uroczego szczeniaczka.
O tańcu nie ma co dużo mówić. Przewija się tu i tam. Choreografia opiera się na półnagich tancerzach i rozbudowanej grze wstępnej, która z zasady nigdzie nie prowadzi. Zdecydowanie nie wybierajcie się na ten film z dziećmi ani rodzicami, którzy w dzieciństwie kazali wam zamykać oczy na filmie z pocałunkiem. Nieprzygotowani widzowie mogą zejść na zawał na sali kinowej przy niektórych układach. Pierwszy taniec i finałowy układ są tutaj powiązane i tworzą ładną klamrę kompozycyjną. Wielki finał, wielka miłość.
Magic Mike: Ostatni Taniec to nie najlepszy film taneczny. Nie jest to też najlepszy film taneczny z Channingiem Tatumem. Nie jest to choćby najlepszy film z mężczyznami bez koszulek. Zależnie od tego, czego szukacie lepiej wypadnie Step Up albo Top Gun: Maverick. o ile natomiast macie akurat nastrój na tanią rozrywkę z bardzo umiarkowaną ilością fabuły albo sentymentalny powrót do lubianej serii – pewnie będziecie się dobrze bawić.