Łukasz Haciuk – wywiad z autorem Wieczności

popkulturowcy.pl 1 tydzień temu

Wieczność jest powieścią wielowątkową, osobliwą i poruszającą tak wiele trudnych tematów, iż pozostaje ona z odbiorcą jeszcze długo po przeczytaniu książki. Jak wyglądał proces pisania tak złożonej historii? Poznajcie Łukasza Haciuka – autora wykraczającej pozna naszą wyobraźnię Wieczności.

Zapraszam do przeczytania recenzji Wieczności

Paulina: Powiem szczerze, iż rzadko w książce zdarza mi się zagubić. Twoja powieść jest tak złożona, porusza tak wiele tematów, a dodatkowo zawiera przeskoki w czasie. Wszystko to wymaga od czytelnika wysiłku, ale przy tym również refleksji. Jestem urzeczona takim zabiegiem. Same tematy poruszane w książce są głębokie i starannie przemyślane. Do tego niewystarczająca wyobraźnia u czytelnika może sprawić, iż nie zostanie ona zrozumiana. Wykracza ona chwilami poza wszelkie wyobrażenia i sama parę razy cofałam się o kilka stron, żeby upewnić się, czy coś mi nie umknęło, czy wszystko dobrze zrozumiałam. Przepadłam w niej na kilka dobrych godzin. Powiedz mi, jak zakiełkował pomysł na książkę? Czy zainspirowało Cię jakieś wydarzenie, postać, własna historia?

Łukasz Haciuk: To „zagmatwanie” może być zarówno wadą, jak i zaletą mojej książki. A jak to wszystko się zaczęło? Szczerze, bardzo trudno jest mi wskazać jeden konkretny moment. Było to lata temu. Niezbyt przyjemny dla mnie czas i zdecydowanie za dużo różnych myśli w głowie. Takich momentów było wiele i zawsze wracałem do pisania, kiedy było jakoś pod górkę. Jedni zaciskają zęby i udają, iż nie ma problemu, drudzy idą na terapię, a jeszcze innych bez reszty pochłania jakaś pasja, dajmy na to sport. Ja czasem potrzebowałem coś z siebie wyrzucić i tak to się zaczęło. Podejmując pierwsze próby, nie zastanawiałem się nad tym, co z tego procesu wyniknie, ale proces ten momentami bywał dla mnie czymś niezbędnym.

Słowo „inspiracja” ma raczej konotacje przyjemne i pozytywne, więc nie wiem, czy jest odpowiednim słowem – zrobiło się trochę ponuro, a to dopiero początek wywiadu. Po drodze inspiracji pojawiało się wiele. jeżeli ich nie miałem – dawałem sobie z książką spokój. Czasem na rok, dwa… Czasem na dłużej. To było klasyczne pisanie do szuflady.

Bardzo dużo zawdzięczam też kinematografii i mojemu „jaraniu się” poszczególnymi reżyserami. I tak, podczas fascynacji Quentinem Tarantino, stwierdziłem, iż kierunek nielinearnej fabuły może być całkiem spoko. Kiedy pochłonęły mnie filmy Davida Lyncha, znacznie bardziej rozbudowałem oniryczność swej powieści. W ogóle Lynch intryguje mnie po dziś dzień. Historie, jakie opowiada, są niezwykle proste, jednak powiedzieć, iż ta prostota jest tylko pozorna, to jak nie powiedzieć nic. Równolegle do każdego wątku pojawia się w jego filmach bardzo charakterystyczna metafizyka. I przeplata się gdzieś między jawą a snem, idealnie odzwierciedlając główną linię fabuły. Dodam również, iż postać Starca i kontekst, w jakim pojawia się w Wieczności, jest inspirowany właśnie Lynchem. W jego filmach zdarzają się takie postacie, o których w zasadzie nie wiadomo, do jakiego świata należą.

Wieczność / Fot. Materiały prasowe

P: Poruszenie tak wielu sfer, jakimi są narkotyki, psychologia, filozofia, chwilami choćby medycyna, wywarło na mnie ogromne wrażenie. Czy podczas pisania książki korzystałeś z porad ekspertów z tych dziedzin?

ŁH: Można powiedzieć, iż psychologią i filozofią w jakimś stopniu się interesuję. Są to obszary bardzo płynne i przenikające się wzajemnie. Podczas pisania w miarę swobodnie żeglowałem sobie gdzieś przy ich brzegu, nie wypływając na zbyt głębokie wody. Może czasem wiatr wyobraźni porwał mnie za daleko, ale chyba nie przesadziłem.

W okresie, w którym powieść zaczynała nabierać jakichś konkretnych kształtów, bardzo zainteresowałem się filozofią Friedricha Nietzschego. W tamtym czasie dzieło Tako rzecze Zaratustra było dla mnie czymś naprawdę bardzo mocnym. A co do kwestii, nazwijmy to medyczno-chemicznych… Cóż, w pewnych momentach stary dobry wujek Google bywa nie tylko bardzo pomocny, ale też w pełni wiarygodny i rzetelny.

P: Łączenie tylu wątków i postaci, z których każda wydaje się pierwszoplanową, prawdopodobnie wymaga wiele pracy. Jakie wyzwania napotkałeś podczas łączenia tak wielu elementów w spójną narrację?

ŁH: Powieść powstawała latami. Postacie ewoluowały i z czasem zaczęły się do siebie przybliżać. Rzeczywiście nie ma tu głównego bohatera, ale każda postać ma w sobie jakiś jego pierwiastek. Początkowo głównym bohaterem miał być Jacek, ale okazał się osobą wybitnie nudną. Jego antagonista jest znacznie ciekawszy, bo kogo nie intrygują kreacje pasożytniczych psychopatów? Mam wrażenie, iż jest on esencją wszystkich toksycznych osób, jakie spotkałem w swoim życiu.

Odpowiadając na Twoje pytanie – nie było tu specjalnych wyzwań. Dałem sobie dużo czasu w to, by poskładać to w jedną narrację. Wątki tworzyłem oddzielnie i niezależnie. Z czasem znajdował się jakiś wspólny mianownik, niekiedy modyfikowałem je w taki sposób, by zahaczyć temat od innej, nieoczywistej strony. Była to raczej dobra zabawa niż wyzwanie.

P: Czy postacie w powieści bazują na prawdziwych osobach, czy są całkowicie fikcyjne?

ŁH: Po części odpowiedziałem już na to pytanie. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Bardzo lubię obserwować ludzi, wyciągnąć z tego jakieś wnioski dla siebie i analizować różne zachowania. Nie ma tu jednak postaci jeden do jednego inspirowanej kimś konkretnym. No i oczywiście jestem w nich także ja. Niekiedy, tworząc jakiegoś bohatera, po czasie i z wielkim zdziwieniem dochodziłem do wniosku, że… kurcze… to o mnie! Nie było w tym żadnej reguły.

W międzyczasie dałem się pochłonąć teorii Carla Gustava Junga. Wiesz… archetypy. Okazało się to bardzo pomocne i mam wrażenie, iż postać Ewy zyskała na tym najwięcej. Ta bohaterka bardzo ewoluuje i z czasem wychodzi na pierwszy plan. Jej intuicja i otaczająca ją magiczna aura sprawiają, iż jest kobietą wielowymiarową. W momencie, kiedy pojawia się drugi narrator, między wierszami nawiązuję do teorii archetypów Junga*. Jestem ciekaw, czy wyłapałaś ten moment. Jak widzisz, lubię bawić się narracją.

P: Czy jest jakieś głębsze przesłanie, które chciałbyś przekazać czytelnikom, poprzez historię opowiedzianą w książce?

ŁH: Zdecydowanie nie. Najbardziej zależy mi na tym, by powieść stanowiła autonomiczne uniwersum i zdaję sobie sprawę, iż nie każdego może ono pochłonąć. jeżeli jednak zagości w nim jakiś czytelnik, niech bierze dla siebie to, co uzna za najcenniejsze. Bliska jest mi młodopolska koncepcja tak zwanej „sztuki dla sztuki”. Sztuka ma być wolnym światem i choćby jeżeli ja twierdzę, iż moja książka jest o czymś, a czytelnik stwierdzi, iż jest o czym innym, to oboje mamy rację. W ogóle temat recepcji dzieła literackiego jest mega ciekawy. Trochę jak z fizyką kwantową – obserwowane zjawisko zależy od obserwatora… Nie chcę się wymądrzać, po prostu lubię rzeczy, których nie rozumiem, i czasem oglądam programy popularnonaukowe. Na przykład na temat fizyki kwantowej.

Łukasz Haciuk / Fot. Materiały praswe

P: Przemyślenia poszczególnych bohaterów często wydają się dotykać ich filozofii. Czy przemyślenia te odzwierciedlają Twoje osobiste przeżycia lub spostrzeżenia? Czy służyły one głównie rozwojowi fabuły i były fikcją literacką?

ŁH: Czy przemyślenia moich bohaterów służyły rozwojowi fabuły? Odpowiem trochę przewrotnie. Główna oś fabuły jest raczej sposobem na przemycenie owych przemyśleń. A gdyby nie były one moje, to bym nie szukał sposobu na ich przemycenie.

P: Czytając, można poczuć, iż „wchodzi się” do głowy osoby uzależnionej. Chwilami zastanawiałam się, co jest prawdą, co wymysłem, a co snem. Sama próbowałam wczuć się w rolę jednego z bohaterów, który zmagał się z problemem uzależnienia, a także z osobistymi rozterkami. Czy myślisz, iż Twoja książka może w jakiś sposób przyczynić się do szerszej dyskusji na temat związku narkotyków ze zdrowiem psychicznym?

ŁH: Byłoby miło. Nie jest to temat mi obcy, ale też nie jest on obcy nikomu z nas. Mało tego. Większość z nas miała do czynienia z twardymi narkotykami, bo w pełni legalny alkohol do takich narkotyków należy. Ale to temat na osobną debatę. No właśnie… I tego chciałbym uniknąć. O uzależnieniach w pełni mogą wypowiadać się terapeuci, psychologowie i psychiatrzy. Niech oni wiodą prym, a jeżeli ta powieść dołoży do debaty jakąś cegiełkę, to super, choćby jeżeli będzie to niewielka cegiełka. Nie chcę po prostu, by na moją książkę patrzono wyłącznie przez jeden pryzmat.

P: Czytając, trudno mi było uwierzyć, iż jest to Twój debiut. Czy wcześniej dużo pisałeś i szlifowałeś umiejętności, czy raczej Wieczność była tą pozycją, przy której ujawnił się talent?

ŁH: Pisanie towarzyszyło mi od dawna. W gimnazjum zostawiałem sobie puste kartki w zeszytach, by zapisywać na nich wymyślone teksty piosenek. Chciałem mieć zespół i kogoś, kto to zaśpiewa – nieważne było, iż nie umiem na niczym grać (dlatego później nauczyłem się gry na perkusji). Po jakimś czasie się udało i chyba jeszcze gdzieś na kompie mam nagrywki, w których ktoś wykrzykuje moje teksty. To bardzo miłe uczucie. w tej chwili gram w kapeli metalowej. Tekściarzem jest wokalista i śpiewa po angielsku. Zaciekawionych zapraszam na @dekadensofficial na Instagramie.

Podobnie jak Ty, swego czasu trochę recenzowałem (była to akurat muzyka). Feedback był na ogół pozytywny, a co więcej, często padał z ust osób, które w tej dziedzinie darzyłem wielkim autorytetem (studiowałem polonistykę). Oczywiście dotyczył już nie tylko recenzji, ale różnych form. Miło mi, iż nie chcesz wierzyć, iż to debiut, ale uważam, iż po prostu podszedłem do tematu na maksa profesjonalnie. No i współpracowałem z profesjonalistami. Świetnie pracowało mi się z redaktorką i z jej strony dało się też zauważyć super zaangażowanie i fachowe podejście. Nie mogę tu nie wspomnieć o graficzce, której zawdzięczam nietuzinkową i intrygującą okładkę. Fenomenalnie koresponduje ona z treścią książki.

Wracając jednak do pisania… Książka powstawała łącznie około 10 lat. To bardzo długo. I to były przypływy chwil, potem poprawki, szlifowanie i tak w kółko. Potem kilka lat nic, bo po prostu nie miałem na to ochoty. Wracałem do niej w dziwniejszych i mało przyjemnych momentach życia. Można powiedzieć, iż inspiracją były jakieś wewnętrzne zgrzyty, czasem musiałem coś z siebie wyrzucić i stopniowo zaczynało to wszystko przybierać jakieś konkretne kształty.

P: Książkę na razie możemy przeczytać w formie cyfrowej. Czy planujesz wydanie papierowej wersji?

ŁH: Wiele zależy od jej odbioru. jeżeli zdecyduję się na druk, to równolegle wypuszczę audiobooka. Chciałbym pójść jednocześnie w dwie skrajne strony, by dotrzeć do jak największej grupy odbiorców. Jednak na siłę nie będę się pchał, więc na ten moment nie mogę odpowiedzieć „tak” lub „nie”.

P: Na koniec pytanie, które staram się zadawać każdemu autorowi. Co debiutujący pisarz mógłby poradzić osobie, która się zastanawia nad wydaniem swojej książki? Przed jakimi błędami mógłbyś ustrzec taką osobę?

ŁH: Teraz pewnie inaczej bym ogarnął promocję. Dopiero niedawno dowiedziałem się, czym jest nabór recenzencki. Nie było choćby jakiejś oficjalnej premiery ani niczego takiego. Ale to według mnie nie jest najważniejsze. Najważniejsze, by mieć przekonanie, iż wykonało się kawał dobrej roboty!


* Kładłem na jej głowę miękki aksamit poranka, ciałem jej kołysałem krzesło na którym siedziała, a nim atakować zaczęła rzeczywistość swą obecnością na jawie, raz jeszcze usłyszałem głos płaczącego mężczyzny.

Wieczność. Fragment rozdziału ósmego Niewidzialny spektakl

Anima – jeden z archetypów psychiki w psychologii analitycznej Garla Gustava Junga.

Grafika główna: materiały promocyjne (Łukasz Haciuk)

Idź do oryginalnego materiału