Rosjanie, głównie Lenin, zrealizowali rewolucję, która nie mogła się udać, a za którą niewielu tylko poniosło karę, choć kosztowała życie milionów. „Marks nie tylko stał się patronem wielkiego i destrukcyjnego ruchu politycznego, ale także iż uniknął za to odpowiedzialności” pisze autor, Krzysztof Iszkowski.
Warto tę książkę przeczytać z dwóch powodów. Pierwszy to portret Marksa, osobowości bez wątpienia wyjątkowej, oderwany od fazy degeneracji, jaką pokolenie po jego śmierci stworzyli Rosjanie. Książka pokazuje drogę ambitnego i utalentowanego młodzieńca (rocznik 1818), pochodzącego z zasymilowanej rodziny niemieckich Żydów, który stał się ikoniczną postacią XIX-wiecznej społecznej, lewicowej zmiany. Marks nie jest tu prezentowany poprzez swe prace, choć i te autor przybliża, wzbogacając biograficzną narrację. Powód drugi to polski autor książki, socjolog, historyk idei, ekonomista, rocznik 1978. Spojrzenie kogoś nieuwikłanego w marksizm epoki PRL-u, mającego świeże spojrzenie na wartą uwagi postać, jest dla czytelnika zwyczajnie atrakcyjne. Autor nie goni za anegdotą, potrafi jednak oddać koloryt epoki Marksa. Pozostawia też pole do indywidualnej refleksji, co jest szczególnie cenne dla tych, którzy billboardy z brodatymi marksistami znają już tylko ze starych kronik filmowych.
Powiedzieć, iż Karol Marks był nietuzinkowy, to nic nie powiedzieć. „Do dwunastego roku życia, co było normą u zamożnych rodzin, nie chodził do szkoły. Prywatni nauczyciele zatrudnieni przez Heinricha okazali się na tyle dobrzy, iż Karola przyjęto od razu do trzeciej klasy miejskiego gimnazjum. Gdy tam trafił, psotami zdobył popularność, a ciętym językiem – respekt”. Jak każdy utalentowany uczeń nie przykładał się do nauki, mimo to jeden z jego belfrów wytknął „przesadną pogoń za rzadkimi wyrazami”.